Pani Agnieszka musiała przejechać ponad 50 km, zanim jej dwuletniej córeczce usunięto kleszcza. Wcześniej odprawiono ją z kwitkiem w przychodni i dwóch szpitalach. Nasi eksperci mówią o braku dobrej woli, a my mamy dowody, że takie przypadki nie są odosobnione. Zadzwoniliśmy do szpitala, nikt "nie palił się" do pomocy potrzebującemu dziecku.
- Proszę jechać do Zgierza... albo Łodzi - mówi pracownik szpitala w Łęczycy. To usłyszała w minioną niedzielę pani Agnieszka, która przez trzy godziny szukała placówki, która podjęłaby się wyjęcia kleszcza z ucha jej dwuletniej córeczki.
Kobieta szukała pomocy lekarza, bo sama bała się wyjąć kleszcza. Dziennikarze TTV "Blisko Ludzi" udowodnili, że w podobnej sytuacji może znaleźć się każdy.
Poprosili panią Agnieszkę, żeby zadzwoniła do najbliższych placówek po raz kolejny (tym razem przy włączonych kamerach) i powiedziała, że jej dziecko potrzebuje pomocy po złapaniu kleszcza. Jak się okazało – pracownicy dwóch szpitali znajdujących się najbliżej mówili to samo, co w minioną niedzielę – czyli, żeby szukać pomocy gdzie indziej.
"Raczej nikt się tym nie zajmie"
Pracownicy szpitala w Łęczycy stwierdzili na początku, że w placówce "raczej nikt się tym nie zajmie". Dopiero, kiedy kobieta zaczyna dopytywać, dlaczego nikt nie chce pomóc dziecku z alergią na ukąszenia pracownik szpitala zmienia zdanie:
- Proszę podjechać. Nie wiem jednak, jak sprawę oceni lekarz - mówi głos w słuchawce.
Podobnie przebiegła rozmowa z pracownikiem szpitala w Zgierzu.
Trzy godziny odsyłania
Pani Agnieszka spod Parzęczewa w minioną niedzielę naprawdę potrzebowała pomocy. I chociaż za każdym razem informowała, że jej dwuletnia córeczka jest uczulona na ukąszenia, nikt nie chciał jej pomóc. Ciężarna kobieta musiała z córeczką przejechać blisko 50 km, krążąc od placówki do placówki, zanim jeden z lekarzy pomógł.
Rozpoczęło się od wizyty w nocnej i świątecznej pomocy medycznej w Ozorkowie. Nasza bohaterka (w siódmym miesiącu ciąży) przyjechała tutaj poszukać pomocy. Lekarz internista jednak kleszcza nie wyjął - bo "nie miał wystarczających do tego warunków".
- Lekarz obawiał się, że może dojść do zakażenia, dlatego skierował rodzinę do szpitala dziecięcego - mówi Danuta Szymczykiewicz z Wojewódzkiej Stacji Ratownictwa Medycznego w Łodzi, która odpowiada za działanie przychodni.
Dr Piotr Krawczyk ze szpitala im. Biegańskiego, specjalista w dziedzinie chorób zakaźnych nie może zrozumieć tego argumentu.
- Wyjęcie kleszcza, podobnie jak pobranie krwi, to elementarz dla każdego lekarza. To trwa sekundę - podkreśla dr Krawczyk.
Pani Agnieszka razem z córką została poinstruowana, żeby jechać do szpitali w Łęczycy, Zgierzu albo Łodzi.
Nie ma chirurga, nie ma pomocy
Rodzina spod Parzęczewa zdecydowała się poprosić o pomoc w Łęczycy, ponieważ ta była najbliżej. Pani Agnieszka już w drodze zadzwoniła do szpitala, tam się dowiedziała, że w placówce nie ma chirurga na dyżurze.
- To musiało być jakieś nieporozumienie, musimy wyjaśnić tę sprawę. Chirurg jest u nas całą dobę - będzie potem tłumaczył przed kamerami dr Andrzej Pietruszka, dyrektor łęczyckiego szpitala.
Pani Agnieszka w niedzielę jednak musiała dalej szukać pomocy. Podjechała więc z córką do Zgierza. Tutaj jednak też odesłano ją z kwitkiem. Tomasz Olędzki, dyrektor ds. medycznych Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Zgierzu dzisiaj twierdzi, że wszystko odbyło się zgodnie z procedurami.
- Stan dziecka nie zagrażał jego życiu lub zdrowiu, więc skierowaliśmy rodzinę do szpitala rodzinnego w Łodzi - mówi dr Olędzki.
Długa ucieczka przed boreliozą
Rodzina w końcu trafiła do Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi. Zanim tu przyjechali, spędzili w drodze niemal trzy godziny i przejechali 50 km. Specjaliści w Łodzi wyjęli kleszcza, dzisiaj po nim nie ma śladu. Pozostały za to pytania bez odpowiedzi.
- Każda minuta ma znaczenie, kiedy chodzi o kleszcza. Trzeba usunąć go bez zbędnej zwłoki - mówi tvn24.pl dr Piotr Krawczyk, specjalista ds. chorób zakaźnych.
Krawczyk dodaje, że ma to znaczenie zwłaszcza u dzieci.
- Nie wolno dopuścić do powikłań, bo dzieciom nie można podawać wszystkich leków, którymi leczymy np. boreliozę - tłumaczy.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź