- Najlepsi w tym fachu zabiorą ci wszystko, a ty nawet nie poczujesz, że ktoś cię dotknął - mówi policjant. Kieszonkowców kradnących w łódzkich tramwajach ściga zawodowo. I coraz częściej wygrywa, chociaż pasażerowie robią wszystko, żeby było inaczej.
Robią to na dwa sposoby: albo "na aferę" albo "na torbę". Pierwszy to działanie na żywioł. Kieszonkowcy wchodzą do tramwaju, namierzają cel i kradną. Drugi jest bardziej skomplikowany; zaczyna się jeszcze przed przystankiem.
- Szukają osoby, która ma sporo gotówki w portfelu. Potem za taką osobą wchodzą do tramwaju i zaczyna się akcja - mówi funkcjonariusz kryminalny z łódzkiej policji, który od lat walczy z kieszonkowcami.
"Robotnik" od roboty, "Konik" od ucieczki
Na rozmowę z nami przyszedł w kominiarce, bo jeżeli straciłby anonimowość, to musiałby zmienić pracę. On ma łapać kieszonkowców na gorącym uczynku. I - jak twierdzi - robi to całkiem nieźle, bo może się pochwalić kilkoma zatrzymaniami w miesiącu. Jak to robi?
- Wiem, kogo szukać. Kieszonkowcy robią wszystko, żeby nie wyróżniać się z tłumu. I to ich często gubi - mówi policjant.
Tłumaczy, że wprawne oko wypatrzy podejrzaną grupkę jeszcze na przystanku.
- Oni prawie nigdy nie działają w pojedynkę. Najczęściej jest ich trzech. Na przystanku udają, że się nie znają. Potem jednak zawsze wchodzą do wagonu środkowymi drzwiami, bo od tego miejsca mają największe szanse na udaną akcję - opowiada funkcjonariusz.
Policjanci z różnych miast mają swoje nazwy do określenia poszczególnych członków grupy. W Łodzi mówi się o "robotniku" (ten, który wykonuje robotę, czyli kradnie), "tycer" (ten, który podchodzi jako pierwszy do celu i sprawdza, na ile jest on czujny) i "konik" (ten, który dostaje od "robotnika" fanty i wysiada na najbliższym przystanku).
- Czasami dochodzi jeszcze "Świeca", który patrzy, czy nie ma "przypału", czyli czy kradzież nie będzie zbyt widoczna dla innych pasażerów - mówi kryminalny.
Bądź "elektryczny"!
Jak dochodzi do kradzieży?
- Najczęściej "Tycer" delikatnie szturcha wybraną osobę. Sprawdza, czy jest "elektryczna", czyli czy jest czujna i sprawdza, co dzieje się wokół niej - opowiada policjant.
Jeżeli pasażer jest zajęty sobą, "Tycer" zostaje na miejscu i robi sztuczny tłum. "Robotnik" otwiera torbę okradanego pasażera i daje "Konikowi".
- Takie grupy mają jasno określone procedury alarmowe. Jeżeli cel nakryje "Robotnika", jego partnerzy muszą ich rozdzielić. Stają więc pomiędzy nimi i udają zdezorientowanych całą sytuacją. Chodzi o grę na czas, którego potrzebuje kolega na to, żeby uciec - mówi funkcjonariusz.
Wojna
Jeszcze dwa lata temu w łódzkich tramwajach i autobusach dochodziło rocznie do co najmniej 700 kradzieży. To dane oficjalne, od osób, które zgłosiły sprawę służbom.
- Nie wszyscy to robią. Dobry kieszonkowiec "zrobi cię" tak, że nawet nie poczujesz. Niektórzy myślą, że po prostu zgubili portfel i nawet nie podejrzewają, że padli ofiarą kieszonkowców - mówi nasz rozmówca.
Ostatnie dwa lata były bardzo ciężkie dla łódzkich kieszonkowców.
- W tamtym roku łączna liczba kradzieży spadła do 150. Czyli jest niemal sześć razy lepiej niż w 2014 roku - chwali się Sebastian Grochala z Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi.
Co się zmieniło? Grochala opowiada, że miejski przewoźnik wypowiedział kieszonkowcom wojnę. A to nie było takie oczywiste.
- Wiele instytucji unika tego problemu, bo to mało PR-owe zagranie. Żeby walczyć z kieszonkowcami, trzeba powiedzieć najpierw, że ma się z nimi problem. Dlatego do dziś wiele centrów handlowych nie robi wiele ze sprawą - mówi Grochala.
Okradnij mnie
Potem MPK zaprosiło do współpracy łódzkich aktorów teatralnych, którzy w wagonach odgrywali scenki - pokazujące prawdziwe metody działania kieszonkowców.
- W międzyczasie nagraliśmy komunikaty ostrzegające o złodziejach. Puszczaliśmy je w miejscach, gdzie najczęściej dochodziło do kradzieży - wyjaśnia rzecznik MPK.
Ten obszar miasta to - jak mówią policjanci - "złoty szlak".
- To okolice centrów handlowych i targów. Tam, gdzie kręcą się ludzie z pieniędzmi w portfelu i gdzie jest na tyle duży ruch, że można wtopić się w tłum - opowiada policjant.
Nasz rozmówca lubi obserwować reakcje ludzi na komunikaty o kieszonkowcach.
- Momentalnie poprawiają się. Przysuwają do siebie torby, uważniej obserwują innych pasażerów. Szkoda, że trzeba im o takich rzeczach przypominać - mówi.
Nowa moda
Funkcjonariusz dodaje, że większość aktywnych obecnie w Łodzi kieszonkowców to doświadczeni profesjonaliści.
- Żółtodzioby szybko wpadają. Wielu z nich się zraża i więcej nie kradnie. Prawdziwym problemem są "wyjadacze", którzy ewentualny pobyt w więzieniu mają wkalkulowany w ryzyko zawodowe - mówi rozmówca tvn24.pl.
Dodaje, że przestępcy obecnie starają się nie kraść dokumentów. Bo to jest przestępstwo ścigane z urzędu. A na przykład kradzież 400 złotych z portfela to wciąż tylko wykroczenie.
- Teraz prawdziwą gratką dla nich są karty bankomatowe. Są zbliżeniowe, więc można nimi płacić do 50 złotych bez podawania PIN-u. Kieszonkowcy polubili te karty, bo coraz mniej osób jeździ z gotówką... - tłumaczy kryminalny.
Niestety, wiele osób nieświadomie pomaga złodziejom.
- Teraz ludzie w wagonach są jak zaczarowani. Wpatrzeni w ekran smartfona, zasłuchani muzyką ze słuchawek. Nic, tylko kosić. Dla niektórych to smutne, dla nas po prostu wkurzające - kończy.
Autor: Bartosz Żurawicz/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź