Beata B. miała dziś usłyszeć wyrok po tragedii sprzed dwóch lat, kiedy w rzece Warcie utopiło się czworo jej dzieci. Kobieta jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie ich śmierci. To samo śledczy zarzucają opiekunce z pomocy społecznej, która pomagała jej w opiece tragicznego dnia. Sąd w Pajęcznie (woj. łódzkie) zamiast ogłoszenia wyroku poinformował, że należy uzupełnić materiał dowodowy. Przewód sądowy został na nowo otwarty.
Proces toczy się za zamkniętymi drzwiami. Sędzia Aneta Tworek poinformowała w środę, że musiała odstąpić od ogłoszenia wyroku w tej sprawie.
- Już w trakcie wyrokowania okazało się, że trzeba uzupełnić zgromadzony już materiał dowodowy - stwierdziła.
Dlatego też sędzia zdecydowała się na nowo otworzyć przewód sądowy. Ponieważ proces jest utajniony, nie wiadomo, o jakie dowody chodzi.
Na ławie oskarżonych zasiada 38-letnia Beata B., matka czwórki dzieci, które utopiły się w 2013 roku w rzece Warcie. Podobnie jak 31-letnia asystentka rodziny jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci.
Zdaniem śledczych kobiety dopuściły do kąpieli nie znając terenu. Pozwoliły wejść do rzeki, mimo że dzieci nie potrafiły pływać. Zdaniem śledczych, oskarżone nie mogły jednocześnie dozorować czwórki kąpiących się dzieci. Kobietom grozi do pięciu lat więzienia.
"Najwyższy możliwy wyrok dostałam już wcześniej"
Kolejny termin rozprawy wyznaczono na 17 września, ale prawdopodobnie wówczas także nie zostanie ogłoszony wyrok w tej sprawie.
W czasie procesu Beata B. podkreślała, że nie czuje się winna.
- Chciałam im pomóc, prawie sama się utopiłam. To był nieszczęśliwy wypadek - tłumaczyła podczas jednej z rozpraw. Podkreślała przy tym, że "obawiała się procesu, bo przerażał ją powrót do tragicznych wspomnień".
W rozmowie z tvn24.pl powiedziała dziś, że nie boi się wyroku, bo już "zapłaciła najwyższą możliwą karę - straciła swoje dzieci".
- Moje życie jest zniszczone, każdego dnia o tym myślę - mówiła przez łzy.
Koszmar nad rzeką
Do tragedii doszło w sierpniu 2013 roku w Trębaczewie, w okolicach Działoszyna. Jak ustalono, kobieta wypoczywała wraz z piątką swych dzieci i asystentką rodziny z opieki społecznej na dzikim kąpielisku nad Wartą. Nurt rzeki porwał czworo kąpiących się dzieci.
Tego samego dnia wyłowiono z rzeki trójkę rodzeństwa - niestety, mimo reanimacji nie udało się ich uratować. Ciało 14-latka odnaleziono dwa dni później niespełna pół kilometra od miejsca tragedii.
Matka dzieci była trzeźwa. Rodzina była pod opieką Ośrodka Pomocy Społecznej ze względu na trudną sytuację materialną; miała przyznaną asystentkę rodziny, której zadaniem było m.in. pomoc w opiece nad dziećmi. Kobieta była razem z rodziną nad rzeką. Zeznała, że w chwili tragedii opiekowała się na brzegu najmłodszym dzieckiem.
Powołany przez prokuraturę biegły z zakresu ratownictwa wodnego, bezpieczeństwa osób pływających i uprawiających sporty wodne stwierdził, że kobiety przed dopuszczeniem dzieci do kąpieli nie dokonały rozeznania terenu i warunków panujących w Warcie, chociażby poprzez rozmowę z osobami, które przebywały w pobliżu.
Dzieci nie miały szans?
Biegły stwierdził także, że opiekunki nie zapewniły dzieciom indywidualnych zabezpieczeń, czyli tzw. rękawków do nauki pływania, nie sprawdziły umiejętności pływackich dzieci oraz dopuściły do przebywania w rzece jednocześnie większej liczby dzieci, niż mogły dozorować.
Śledczy oskarżyli obie kobiety o nieumyślne spowodowanie śmierci dzieci. Biegli psychiatrzy stwierdzili, że matka ma ograniczoną poczytalność, ale - według prokuratury - nie wyłącza to jej odpowiedzialności i może stanąć przed sądem.
Warta w miejscu utonięcia dzieci jest szeroka i dość głęboka, jednak wielu okolicznych mieszkańców od lat korzystało z tego dzikiego kąpieliska.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź