- Jeden ze świadków zeznał, że pijana 31-latka położyła się pod kołami samochodu, żeby uniemożliwić kierowcy odjazd z miejsca zdarzenia - poinformowała w czwartek prokuratura. Kobieta i jej dziecko nie żyją, po tym jak w centrum Łodzi doszło do awantury pomiędzy jej znajomymi i przypadkowym kierowcą samochodu.
Trwa śledztwo prokuratorskie w sprawie tragedii, do której doszło w Sylwestra, tuż po północy w centrum Łodzi. Dotychczasowe ustalenia wskazują, że grupa pijanych, młodych ludzi zatrzymała jeden z samochodów osobowych i zaczęła uderzać w niego kijami.
- O uderzeniach świadczą uszkodzenia karoserii i relacje świadków. W zaatakowanym samochodzie, oprócz kierowcy jechała jego żona i 13-letni wnuczek. Wystraszony kierowca najprawdopodobniej chciał uciec - relacjonuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Śledczy informują, że kiedy samochód ruszył, potrącona została ciężarna 31-latka.
Sama położyła się na jezdni?
Prokurator Krzysztof Kopania poinformował, że jeden z przesłuchanych świadków zeznał, że 31-latka świadomie położyła się pod kołami samochodu. - Chciała w ten sposób uniemożliwić kierowcy zaatakowanego samochodu odjechanie z miejsca ataku - tłumaczy Kopania.
Śledczy podkreślają, że to tylko jedna z badanych hipotez. Pozostałe zakładają - zgodnie z relacją innych świadków, m.in. kompanów 31-latki - że ciężarna przewróciła się i przez przypadek upadła przed koła samochodu. Kiedy samochód ruszył - kobieta miała być przez kilkadziesiąt metrów pchana przez auto.
Tę wersję potwierdzają oględziny samochodu. Jak informuje prokuratura, na samochodzie nie stwierdzono śladów potrącenia. Znaleziono za to obtarcia, które mogą sugerować, że pojazd przez jakiś czas mógł pchać poszkodowaną.
Zlecona sekcja zwłok
Krzysztof Kopania dodaje, że dochodzenie ma m.in. na celu sprawdzenie, czy 67-letni kierowca widział, gdzie znajduje się ciężarna kobieta.
- Sprawdzimy, czy kierowca mógł uniknąć wypadku. Ocena winy w tej sprawie będzie bardzo trudna. Dużo odpowiedzi w sprawie przyczyn i sposobu śmierci da nam zlecona sekcja zwłok 31-latki - mówi prokurator.
Nowe światło na sprawę może dać też przesłuchanie 67-letniego kierowcy. Dzisiaj jednak do niego nie doszło z uwagi na zły stan psychiczny mężczyzny.
"To było przerażające"
Tragiczne zdarzenie w centrum Łodzi zostało nagrane przez kamerę zainstalowaną w samochodzie jadącym tuż za 67-latkiem.
Reporterowi TVN24 udało się porozmawiać z kierowcą tego auta, świadkiem zajścia.
- Kilka młodych osób wybiegło na ulicę i zaatakowało samochód przede mną. Tłukli go kijami bejsbolowymi. Wciąż jestem w szoku, to było przerażające - opowiadał w rozmowie z TVN24 autor nagrania. Świadek dodaje, że zaatakowany samochód w pewnym momencie ruszył.
- Najpierw wolno, potem jechał coraz szybciej. W pewnym momencie samochód podskoczył. Zobaczyłem, że po prawej stronie leży kobieta, nie ruszała się. Ja też już wtedy jechałem. Nie zatrzymywałem się, bo za bardzo się bałem - mówi świadek.
Prokuratorzy zaznaczają, że z nagrania nie wynika w jaki sposób doszło do potrącenia kobiety. Kiedy samochód z wideorejestratorem minął agresywną grupę, 31-latka leżała już na jezdni.
Pobierali "myto"?
Inny z przesłuchanych świadków miał poinformować śledczych, że pijana grupa na ul. Wojska Polskiego zatrzymywała pojazdy i żądała pieniędzy za przejazd. - Mężczyzna jechał ulicą tuż przed 67-latkiem. Jak zeznał świadek, młodzi ludzie zażądali od niego pieniędzy za przejazd - mówi prokurator Kopania.
Agresywni ludzie chcieli 50 złotych. Przesłuchiwany mężczyzna powiedział, że pozwolono mu przejechać, kiedy zapłacił 5 złotych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Do dramatu doszło w centrum Łodzi:
Autor: bż/roody / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź