Masz złą ocenę? Niech rodzic kupi ci bon - wykreślimy ją! O ile tata lub mama wygrają licytację - taką ofertę dostali przed zakończeniem roku uczniowie podstawówki i gimnazjum z Radomska (woj. łódzkie). - Jeden z moich uczniów, dzięki pieniądzom rodziców, ma lepszą ocenę na świadectwie - mówi tvn24.pl jedna z nauczycielek. Dyrekcja przyznaje, że licytacja była "złym pomysłem" i musi tłumaczyć się w kuratorium. Informację o kontrowersyjnej licytacji otrzymaliśmy na Kontakt24.
Rekordzista za swój bon miał zapłacić 265 złotych. Rodziców dwóch innych uczniów kosztowało to mniej. Ale i tak ich pociechy mogły iść do wybranego nauczyciela i zażądać wykreślenia dowolnej oceny cząstkowej, na podstawie karteczki z pieczątką dyrekcji.
- Wymyślili to uczniowie, miało być zabawnie - mówi Agnieszka Marczyk, przewodnicząca rady rodziców i jedna z organizatorek festynu szkolnego, który odbył się 10 czerwca przed Zespołem Szkolno-Gimnazjalnym nr 7 w Radomsku.
Nie wszystkim było i jest do śmiechu.
Trzy bony i trzy "pały" do skreślenia
Jedną z atrakcji imprezy była właśnie "licytacja dziwnych rzeczy". Prowadził ją osobiście wicedyrektor szkoły, a do wygrania były m.in. "zamiana ucznia z nauczycielem", "dzień bez zmienionych butów", "oglądanie filmów zamiast lekcji", asystowanie przez jeden dzień pani dyrektor, wybór menu w stołówce szkolnej, też na jeden dzień.
Były też do wylicytowania rzeczy i usługi mniej związane z pobytem w szkole np. "koszulka Pana Mazura", "biżuteria od Pani Ani", "7 wizytówek z autografem Błaszczykowskiego".
Nic jednak nie wzbudziło takiego zainteresowania i kontrowersji, jak licytacja bonu pozwalającego na usunięcie niechcianej oceny. Takich "karnetów" było trzy.
O tym, jak zostały ocenione i spożytkowane, i czy miały wpływ na oceny na świadectwie zapytaliśmy wszystkie zainteresowane strony. Ile osób, tyle wersji i opinii.
Wersja Jolanty Janik, nauczycielki chemii
Nie było mnie na tej niesławnej już licytacji. Dlatego zrobiłam wielkie oczy, kiedy jeden z moich uczniów podniósł na poniedziałkowej lekcji rękę i powiedział: „mam bon”. Zapytałam go: „Dziecko, jaki znowu bon?”. A on do mnie, że taki bon usuwający wybraną ocenę. A reszta klasy zaczęła opowiadać, że bon sprzedał sam wicedyrektor. Uczeń przyszedł i pokazał mi kartkę, na której była pieczątka szkoły.
„Musi pani wykreślić tę ocenę. Wie pani, ile ten bon kosztował?! 265 złotych!” – wołała klasa. Zaprosiłam więc tego ucznia do biurka, bo i tak miał się przygotować do odpowiedzi z zadanego przeze mnie materiału. Był przygotowany, więc wystawiłam mu piątkę z odpowiedzi. I zlikwidowałam wybraną przez ucznia złą ocenę – dwójkę. To, że ktoś mógł wykupić u dyrekcji wykreślenie tego, jak oceniłam czyjąś wiedzę było dla mnie bardzo przykre, dlatego w e-dzienniku dałam adnotację – ocena wystawiona w związku z bonem wylicytowanym u dyrekcji.
Uczeń mógł być zadowolony – na świadectwie miał ocenę dobrą. Gdybym nie wykreśliła tej dwójki, średnia by na to raczej nie pozwoliła. Pracuję jako nauczycielka od 31 lat, osobiście budowałam szkołę, w której pracuję. Kupowanie za pieniądze prawa do ośmieszenia decyzji pedagoga to wstyd i żenada. Jeszcze nigdy nie czułam się tak upokorzona, dlatego do e-dziennika wpisałam adnotację, że zmiana oceny związana jest z bonem.
Powiedziałam o tym pani dyrektor, ta zaczęła się wycofywać. Zrzucać winę na uczniów, którzy „coś takiego wymyślili”. Gdyby nie to, że uczeń poszedł do mnie, o sprawie nigdy bym się nie dowiedziała. I pewnie podobne praktyki stałyby się normą.
Wersja Aleksandry Gniłki, dyrektor ZSG nr 7
Karnet kupili rodzice trzech uczniów. Wykreślenie oceny cząstkowej w żadnym wypadku nie wpłynęło na to, jaką ocenę uczniowie mieli na świadectwie. Pomysł z licytowaniem możliwości wykreślenia oceny cząstkowej jest autorstwa samych uczniów. Ja po prostu nie wychwyciłam tego na czas.
Już podczas festynu wiedziałam, że coś jest nie tak. Uczniom powiedziałam, że do sprawy karnetów wrócimy w poniedziałek. Tego dnia od rana rozmawiałam indywidualnie z nauczycielami, żeby nie respektowali „bonu”. Osobiście poprosiłam uczniów, którzy mieli bony o przekazanie rodzicom, żeby nie wpłacali wylicytowanych pieniędzy.
Czy ktoś wykorzystał bon? Nie odpowiem na to pytanie. Tłumaczyć będę się w kuratorium oświaty, bo ktoś złożył skargę. Miało być zabawnie, wyszło strasznie smutno. Sprawę uznałam za zakończoną, ale ktoś zawiadomił kuratorium oświaty. Dlatego wysłałam wszystkim rodzicom informacje o tym, że żadne pieniądze nie zostały przyjęte.
O postawie pani, która uczy w mojej szkole chemii nie chcę mówić, bo musiałabym być niegrzeczna.
Wersja uczniów
Jeden chłopak z gimnazjum na pewno kupił bon i go wykorzystał. To trochę niesprawiedliwe, bo mnie moja mama skrzyczała, kiedy poprosiłem o taki sam bon. Festyn był fajny, ale wcześniej nie licytowaliśmy ocen. Podoba mi się. Trzeba tylko mamę namówić, żeby sypnęła kasą. I fiza z głowy!
Agnieszka Marczyk, przewodnicząca Rady Rodziców mówi:
To był fajny, zabawny pomysł. Wszyscy świetnie się bawili. Każdemu może powinąć się noga, a taki bon na usunięcie złej oceny to była szansa dla ucznia. Szkoda, że ktoś potraktował to śmiertelnie poważnie i zrobiły się problemy. Pytałam rodziców, komu to nie odpowiadało. Nikt się nie zgłosił! Wysłaliśmy do kuratorium listy poparcia dla pani dyrektor. Podpisało je kilkadziesiąt osób. Pani Gniłka to świetny fachowiec, którego chcą zniszczyć nieżyczliwi ludzie.
Inny, oburzony rodzic odpowiada:
To było świństwo. Kupczenie ocenami i dzielenie ich na tych lepszych i gorszych. Trudno wyobrazić, co głupszego mogła zrobić szkoła. Nawet jeżeli pani dyrektor nie wiedziała o licytacji, to powinna od razu zareagować. W poniedziałek powinien odbyć się apel, podczas którego uczniowie powinni dowiedzieć się, co się stało i dlaczego było to złe. Ale dyrekcja wolała zamiatać sprawę pod dywan.
Dopiero po dwóch tygodniach wpisała do e-dziennika komunikat, że pieniądze za bony nie zostały pobrane. I tyle, zero przeprosin, zero wyjaśnień. Nasze dzieci do dziś nie zostały poinformowane, co się stało i dlaczego. Proszę nie podawać moich danych. Nie chcę, żeby mój syn miał problemy przez to, że mówię prawdę.
Kuratorium ma nadzieję, że to żart
Sprawą zajęło się łódzkie kuratorium oświaty.
Taki bon jest nie tylko pogwałceniem procedur oświatowych, ale również złamaniem istotnych norm społecznych. O sprawie wiemy od kilku tygodni, badamy ją. Mam nadzieję, że kupowanie prawa do wykreślania ocen okaże się żartem - napisał w oświadczeniu przesłanym do redakcji Grzegorz Wierzchowski, łódzki kurator oświaty.
Pieniądze zebrane podczas "Licytacji rzeczy dziwnych" mają pójść na remont szkolnego korytarza.
Czy Twoim zdaniem, bon na wykreślenie złych ocen, to dobry pomysł, czy raczej chybiony? Zapraszamy do komentowania.
Autor: bż/r / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź