Prokuratura oskarżyła go o przestępstwo, za które groziło mu do 10 lat więzienia. Spędził za kratkami kilkanaście miesięcy. Zdaniem sądu - niesłusznie.
28-letni Jan P. - według śledczych - odpowiadał za znęcanie się nad trzema córkami konkubiny. Prokuratorzy twierdzili, że oskarżony dopuścił się szczególnego okrucieństwa względem 11-miesięcznej dziewczynki. Dziecko miało złamaną lewą rączkę i nóżkę. Na jej ciele stwierdzono zasinienia, naderwane uszy oraz ślady po oparzeniach. Winą za wszystkie te obrażenia obarczony został konkubent matki. Według sądu - niesłusznie.
- Oskarżony został uznany za niewinnego, koszt postępowania sądowego pokryje Skarb Państwa - ogłosiła sędzia Ewa Bielawska-Ciegielska z sądu rejonowego dla Łodzi-Widzewa.
W uzasadnieniu podkreśliła, że "nie ma żadnych dowodów na to, że oskarżony dopuścił się zarzucanych mu czynów".
- Postępowanie wykazało, że obrażenia dziecka były najpewniej skutkiem niewydolności wychowawczej matki i jej rodziny - tłumaczyła sędzia.
Wyrok nie jest prawomocny.
- Czekamy na uzasadnienie tego wyroku. Dopiero po przeanalizowaniu argumentów sądu podejmiemy decyzję co do ewentualnej apelacji. Odwołanie się od wyroku jest jednak bardzo prawdopodobne - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Bez pewności
Sąd zaznaczył, że nie można stwierdzić z całą pewnością, jak powstały obrażenia u dziecka.
- Można jednak mówić o prawdopodobnych scenariuszach, jak do tego doszło - zaznaczała sędzia.
Tłumaczyła, że w opinii sądu, prawdopodobną wersją jest ta, która mówi, że był to wypadek.
- Niewykluczone, że dziecko wyrwało się podczas badania laryngologicznego. Matka mocno je trzymała. Wtedy mogło dojść do złamania. Dziecko zostało pozostawione u rodziny, oskarżonego nie było w pobliżu - argumentowała sędzia.
Zaznaczyła przy tym, że to tylko jedna z dwóch możliwych wersji. Zdaniem biegłego powołanego w czasie procesu, rączka mogła zostać złamana podczas rozbierania dziewczynki z kurtko-kombinezonu.
Prokuratorzy w swoim akcie oskarżenia zwracali uwagę też na złamanie nogi u dziecka. Zdaniem sądu, do urazu również nie doszło na skutek przemocy 28-letniego Jana P.
- Prawdopodobną wersją jest to, że dziewczynka siedziała z tyłu samochodu, nie była zapięta pasami. Podczas gwałtownego hamowania dziecko wpadło pod przedni fotel. Potem matka siłą ciągnęła dziecko, którego nóżki zaklinowały się pod fotelem - mówiła sędzia.
"Niewiarygodni"
Przewodnicząca składu sędziowskiego zwracała też uwagę na niską wiarygodność matki pokrzywdzonego dziecka.
- Wielokrotnie zmieniała zeznania w tej sprawie. Podobnie zresztą jak członkowie jej rodziny - mówiła sędzia.
Dodała, że "przedstawiciele kultury romskiej uznają policjantów, prokuratorów, czy sędziów za zawody brudne".
- Biorą sobie za okaz sprytu to, że trzeba nas kłamać. I można to było zaobserwować w czasie procesu - podkreślała sędzia Ewa Bielawska-Ciegielska.
Puentowała, że "to wszystko była jedna, wielka manipulacja".
Odszkodowanie?
26-latek został aresztowany w marcu 2016 roku. Za kratkami siedział aż do rozpoczęcia procesu. Już na pierwszej rozprawie został wypuszczony na wolność. Potem - już z wolnej stopy - regularnie stawiał się na wezwania sądu.
Jeżeli wyrok się uprawomocni, będzie mógł wystąpić o odszkodowanie za bezpodstawne aresztowanie.
Jan P. tuż po zatrzymaniu był agresywny. Zdenerwowała go obecność dziennikarzy. - Weź mu to wyp....! - krzyczał do swoich rodziców, prosząc ich o wytrącenie sprzętu fotografom i operatorom kamer.
Podejrzany mężczyzna był w związku z matką 11-miesięcznego dziecka od lipca 2015 roku. Na co dzień pracował w Wielkiej Brytanii, gdzie mieszka jego żona i dziecko.
28-latek starał się regularnie przyjeżdżać do nieformalnej partnerki. Jak ustalili śledczy, w kraju był kilka razy w miesiącu. Czasami też spotykał się z matką poszkodowanej dziewczynki za granicą.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź