Poszła pobiegać, zaatakowały ją dwa duże psy. "Była w szoku, z nogi lała się krew"

Do ataku doszło w tym miejscu
Pogryziona
Źródło: TVN24 Łódź

- Całe szczęście, że tamtędy przejeżdżaliśmy. Bo inaczej doszłoby do tragedii - opowiada pan Rafał. Jechał z rodziną przez wieś pod Rawą Mazowiecką (woj. łódzkie), kiedy zauważył dwa psy atakujące 27-letnią kobietę.

Na trening wybiegła 15 sierpnia. Kiedy 27-letnia kobieta znalazła się na szutrowej drodze wśród pól, została zaatakowana przez dwa agresywne psy.

- Były to mieszańce charta. Psy gryzły w obie nogi i ręce - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

Kobieta bezskutecznie próbowała się bronić. Na szczęście, na drodze pojawił się samochód osobowy.

- Jechałem z żoną i pięcioletnią córką. Zobaczyłem, że ta kobieta jest w tarapatach - mówi tvn24.pl pan Rafał.

Opowiada, że psy atakowały z dużą zaciekłością.

- Ona próbowała się zasłaniać. Kiedy ją zobaczyłem, to jeszcze stała na nogach. Trzeba było ją ratować - mówi.

"Bo zabrudzę krwią"

Pan Rafał uznał, że wysiadanie z auta będzie zbyt ryzykowne.

- Podjechałem do psów i ciągle trąbiłem. Otworzyłem też drzwi i zacząłem krzyczeć. Zwierzęta po chwili się wycofały - mówi.

Żona otworzyła drzwi z tyłu.

- Krzyknęliśmy do tej pogryzionej, żeby jak najszybciej schowała się we wnętrzu samochodu. A ona w tym szoku odmówiła. Mówiła, że boi się pobrudzić foteli krwią - tłumaczy.

Po kilku sekundach udało się ją przekonać, że to jedyne racjonalne rozwiązanie.

- Miała bardzo wyraźne obrażenia. Zwłaszcza lewej nogi. Żona zadzwoniła na numer alarmowy.

Usłyszeliśmy, żebyśmy sami podjechali do szpitala w Rawie, bo tak będzie szybciej - mówi rozmówca tvn24.pl.

W drodze do Rawy - jak mówi pan Rafał - mało rozmawiali o tym, co się stało.

- Nie chcieliśmy jej denerwować. Była całkiem spokojna, mówiła tylko, że swędzą ją te rany - opowiada.

Niedługo potem byli już na miejscu.

- Żona pobiegła do szpitala, pojawili się już sanitariusze z wózkiem, którym zawieźli pacjentkę na oddział. My wróciliśmy do domu - opowiada pan Rafał.

Pięć psów i nieogrodzona posesja

Prokuratura wszczęła śledztwo w tej sprawie.

- W jego trakcie ustalono, że właścicielem zwierząt jest 52-letni mężczyzna. Psy przebywały na częściowo nieogrodzonej posesji, biegały luzem i stwarzały realne zagrożenie dla okolicznych mieszkańców - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

52-latek jest właścicielem łącznie pięciu mieszańców chartów. Wszystkie zostały mu odebrane, trafiły do schroniska w Wojtyszkach pod Sieradzem.

- Mężczyzna usłyszał zarzut narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz nieumyślnego spowodowania obrażeń 27-latki - mówi Kopania.

Oprócz tego podejrzany odpowie za posiadanie mieszańców psów rasy chart bez wymaganego zezwolenia.

- Podczas przesłuchania, mężczyzna przyznał się jedynie do drugiego z zarzutów i odmówił składania wyjaśnień - mówi Kopania.

Wobec 52-latka zastosowano dozór policyjny. Śledczy zakazali mu też posiadania psów. Grozi mu do trzech lat więzienia.

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: