Kamery były dwie, ale ani jedna nie nagrała, jak łódzcy funkcjonariusze zachowywali się względem studentki, która niemal została zgwałcona. Policja twierdzi, że wszystko przez awarię baterii, które "zdarzają się często". Dystrybutor odpowiada, że policja do tej pory nie zająknęła się o rzekomych problemach.
Wtedy, w poniedziałek 25 lutego nad ranem, na miejsce przyjechał dwuosobowy patrol policji. Zarówno funkcjonariusz, jak i funkcjonariuszka mieli przy sobie kamery osobiste. Filmu jednak nie ma. Policja tłumaczy, że wszystko przez awarię baterii. Według wersji przedstawionej przez młodszą inspektor Joannę Kącką z łódzkiej komendy wojewódzkiej, rozładowujące się kamery to nic niezwykłego:
- Te urządzenia bardzo często pod koniec służby ulegają wyłączeniu – twierdzi rzeczniczka przed naszą kamerą.
Z przekazywanych przez nią informacji wynika, że policjanci mieli problem z użyciem ładowarek, które dostali wraz z kamerami. Tę narrację kontynuuje rzecznik Komendanta Głównego Policji, inspektor Mariusz Ciarka. Odnosi się przy tym do zapewnień dystrybutora, że kamera nie miała prawa się rozładować - bo bateria wystarcza na 12 godzin nagrywania, a w trybie czuwania można z niej korzystać nawet przez dobę.
- Producent musi bronić swojego towaru. Będzie tłumaczyć, że (baterie - red.) mogą wytrzymać i tydzień bez ładowania - komentuje Ciarka przed naszą kamerą.
Jak twierdzi, policja już odesłała parę sztuk z reklamacją. Z kontekstu jasno wynika, że chodzi właśnie o problemy z zasilaniem.
Tyle że dystrybutor - jak zapewnia nas w przesłanym do tvn24.pl stanowisku - nic nie wie o krytycznych uwagach ze strony policji. Ani o tym, żeby były jakiekolwiek uwagi do tego, jak w kamerach osobistych spisują się baterie.
Bez wiedzy
Dostawcą największego dotąd przetargu na kamery osobiste dla policji jest firma Enigma. To ona dostarczyła pod koniec ubiegłego roku 2110 urządzeń, za które podatnik zapłacił blisko 14 milionów złotych. W tej puli są wszystkie kamery, które trafiły do Łodzi. A więc i te, które mają - według Joanny Kąckiej - "bardzo często" się rozładowywać.
"Do 1 marca [a Mariusz Ciarka mówił o reklamacjach – red.] nie otrzymaliśmy z policji ani jednego zgłoszenia o problemach z wytrzymałością kamer" - podkreśla Ewa Kaźmierska z Enigmy w stanowisku przesłanym naszej redakcji.
Odnosi się też do tego, że policja część urządzeń reklamowała.
"Było zgłaszanych 8 incydentów serwisowych. Żadne zgłoszenie nie dotyczyło czasu pracy kamery. O szczegółach zgłoszeń serwisowych nie mogę mówić" - zaznacza przedstawicielka firmy.
Od naszych informatorów w policji nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że problemy faktycznie nie dotyczyły baterii. - Policjanci zgłaszali problemy z zamocowaniem urządzeń. Były też kłopoty z głośnością jednej z kamer, przy okazji komendy "nagrywam" odtwarzanej przy naciśnięciu guzika przez policjanta - opowiada nasz rozmówca.
Pod nadzorem
Dystrybutor jest tym bardziej zdumiony narracją policji, że rzekome problemy mają pojawiać się w urządzeniach, które funkcjonariusze testują od dawna.
"W projekcie pilotażowym trwającym nieprzerwanie od grudnia 2017 roku, który był prowadzony w trzech lokalizacjach (Warszawa, Wrocław, Białystok) nie było ani jednego zgłoszenia dotyczącego wytrzymałości naładowania i problemów z ładowaniem" - zaznacza Ewa Kaźmierska.
Jak to się ma do wersji, że w jednym momencie zawiodły baterie w obu urządzeniach, w jednym czasie i jednym radiowozie? Dystrybutor nie chce do tej sprawy się odnosić.
"Kamery do nas nie trafiły i nie były przez nas diagnozowane, więc trudno nam w tym temacie się wypowiadać" - ucina Kaźmierska.
Zamiast dystrybutora urządzenia zbadają biegli powołani przez śledczych.
- Zdecydowaliśmy się zabezpieczyć obie kamery, żeby sprawdzić, dlaczego nagrań nie ma - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
***
O komentarz do stanowiska dystrybutora poprosiliśmy w środę po godzinie 15:30 Komendę Główną Policji. Czekamy na odpowiedź.
Autor: bż\kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź