Pięć osób zostało oskarżonych o kradzież 350 tysięcy złotych z konwoju przewożącego gotówkę do banku. Wszystko wydarzyło się w styczniu tego roku. "Akcja" trwała kilka minut, ale wcześniej sprawcy - według śledczych - przygotowywali się do niej przez kilka tygodni.
Czwartek, 11 stycznia. Ulicą Podlaską na peryferiach Płocka jedzie samochód osobowy. W środku dwóch konwojentów, którzy mają dostarczyć specjalistyczną kasetkę wypchaną gotówką do banku. Jest przed ósmą rano, kiedy w lewy bok ich auta uderza rozpędzony samochód dostawczy.
Zamaskowani napastnicy wybiegają z auta i atakują konwojentów.
- Poszkodowani zostali obezwładnieni przy użyciu gazu łzawiącego, pałki teleskopowej i siekierki - wylicza Iwona Śmigielska-Kowalska z płockiej prokuratury.
Sprawcy wiedzieli, co robią. Szybko zgarnęli kasetkę, w której było 350 tysięcy złotych. Podjechał po nich samochód osobowy.
Okazało się, że samochód użyty jako taran został skradziony kilka godzin wcześniej. Świadków napadu było niewielu, a sterroryzowani konwojenci widzieli tylko zamaskowane twarze sprawców.
Mimo to historię udało się rozwiązać, a niedługo w płockim sądzie rozpocznie się proces pięciu osób oskarżonych o rozbój z użyciem niebezpiecznego narzędzia. Są aresztowani, grozi im do 12 lat pozbawienia wolności. Zza krat - jak wskazuje kodeks - nie będą mogli wyjść wcześniej, niż po trzech latach od zatrzymania.
Detale
Policjanci zajmujący się sprawą nie mieli wątpliwości, że przestępcy starannie wybrali miejsce i moment kradzieży. Z jednej strony nie było przecież świadków, ale "skok" nastąpił, kiedy konwojenci przewozili niemałą sumę.
A skoro teren był znany, to albo za przestępstwem stał ktoś mieszkający w pobliżu, albo złodzieje musieli tu wcześniej regularnie się pojawiać. Prawdziwa okazała się druga hipoteza.
W zeznaniach mieszkańców powtarzały się opowieści o samochodzie, który parkował w pobliżu przez kilka godzin dziennie. Nikt z miejscowych nie wiedział, do kogo auto należy. Relacje wzajemnie się uzupełniały.
Tak policjanci namierzyli auto. A potem zaczęły się zatrzymania.
"Pierwszy mężczyzna został zatrzymany w wynajętym samochodzie, którym wybierał się w podróż do Hiszpanii. Był zaskoczony zatrzymaniem i nie stawiał żadnego oporu. Po przeszukaniu samochodu policjanci znaleźli schowane pod kołem zapasowym pieniądze, które - jak się okazało - pochodziły z rozboju" - podała we wtorek w komunikacie płocka policja.
To jednak była to tylko część łupu.
Niedługo potem wpadł kolejny członek szajki. W jednym z hoteli w Gdańsku ujęto 42-letniego mieszkańca Płocka. "Mężczyzna wypoczywał tam razem z rodziną.
- Był kompletnie zaskoczony, również nie stawiał żadnego oporu" - podkreślała po zatrzymaniu policja. Potem zatrzymano kolejnych trzech mężczyzn, którzy brali udział w skoku.
Ostatecznie na ławie oskarżonych usiądzie pięć osób. Jedna osoba - jak informuje Iwona Śmigielska-Kowalska z płockiej prokuratury - wciąż jest poszukiwana. Akta w jej sprawie zostały wyłączone do odrębnego postępowania.
Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24