Chmurę dymu zobaczyli na kilka minut przed eksplozją gazu. - W ostatniej chwili dostaliśmy się do środka płonącego domu. Dopiero po akcji dotarło do nas, że stąpaliśmy po bardzo cienkim lodzie - mówią tvn24.pl policjanci, którzy uratowali życie 69-letniej, schorowanej kobiecie.
Dwóch z nich służbę zaczęło o szóstej, trzeci - po ósmej. Gdyby na patrol po powiecie wyjechali kilka minut później, pewnie doszłoby do tragedii.
- Nie przejeżdżaliśmy obok domu, który się palił. Chmurę dymu jednak było widać z oddali, więc od razu skręciliśmy z drogi - opowiada aspirant Kamil Kruszyński, naczelnik wydziału ruchu drogowego w Turku.
- Przed płonącym domem stał sąsiad. Mówił, że już zadzwonił po straż pożarną. I powiedział, że w środku jest schorowana kobieta, która nie może sama wyjść na zewnątrz - dodaje młodszy aspirant Piotr Walczak.
Policjanci szarpali za klamkę, próbowali otworzyć okno. Wszystko na nic.
- W środku było już gęsto od dymu - dodaje młodszy aspirant Tomasz Ordon.
Strzał
Policjanci nie wiedzieli, że płomienie w budynku z każdą sekundą zbliżają się do znajdującej się butli gazowej. Że za kilka chwil dojdzie do wybuchu.
- Wokół domu nie było niczego, czym mogliśmy wybić szybę. Wyjąłem broń i nią uderzyłem w szybę. Bez efektu. Odbezpieczyłem więc pistolet i przestrzeliłem szybę - dodaje Kamil Kruszyński.
Razem z Piotrem Walczakiem niedługo był już w środku. Adrenalina sprawiła, że nawet nie zorientowali się, że odłamki szkła w oknie poraniły im dłonie.
- W środku, na łóżku leżała kobieta. Krzyczała. Nie było czasu na rozmowę, bo tuż obok niej były już płomienie - mówi aspirant Kuszyński.
Kobietę od kolegów odebrał Tomasz Ordon. - Ja jeszcze wróciłem po materac. Cała akcja trwała kilka chwil - dodaje Kamil Kruszyński.
Wybuch
Policjanci w rozmowie z tvn24.pl wspominają, że w międzyczasie pod domem pojawili się strażacy.
- Położyliśmy kobietę na materacu w bezpiecznej odległości. Po chwili był już ogłuszający huk, wokół posypały się odłamki - mówi aspirant Tomasz Ordon.
Eksplozja butli z gazem raniła strażaka. Został poparzony w dłonie, ale - jak informuje kapitan Krzysztof Gruszczyński ze straży pożarnej w Turku - po krótkiej hospitalizacji został on wypisany do domu.
"Taka robota"
Policjanci rozmawiali z nami chwilę po zdarzeniu. Jak mówią, do tej pory o przebiegu dyżuru nie zdążyli nawet powiedzieć najbliższym. - To taka robota, jak trzeba działać, to działasz. Dopiero potem zdajesz sobie sprawę, że było to stąpanie po cienkim lodzie - mówi Kamil Kruszyński.
Piotr Walczak dodaje, że chwilę po wybuchu dotarło do niego, że tym razem o powodzeniu akcji zadecydowały sekundy: - Cieszę się strasznie, że tak to się skończyło. Gdybyśmy byli kilka kilometrów dalej, to ta kobieta nie doczekałaby się ratunku.
Młodszy aspirant Tomasz Ordon: - Była niesamowita adrenalina, teraz jest satysfakcja. Każdy z naszych kolegów zrobiłby to samo, tu nie ma jakiegoś gigantycznego bohaterstwa. Mieliśmy fart, że mogliśmy jeszcze coś zrobić - mówi.
***
69-letnia kobieta trafiła do szpitala. Od lat choruje na stwardnienie rozsiane. Według informacji policji, od 10 lat porusza się wyłącznie na wózku inwalidzkim.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Policja w Poznaniu