Miesiąc za kratkami ma spędzić notariuszka, która - zdaniem śledczych - pomagała grupie przestępczej w przejmowaniu mieszkań od starszych i schorowanych ludzi. Będzie mogła wyjść na wolność po wpłaceniu 150 tys. złotych. Kobiecie grozi do 12 lat więzienia.
Notariuszka miała być - zdaniem prokuratorów - ważnym ogniwem w przestępczym łańcuchu, dzięki któremu grupa przestępcza wyłudzała mieszkania od starszych i nieporadnych życiowo ludzi. - Chodzi o 9 przejętych lokali i dwa usiłowania - przyznaje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury. O działaniu grupy, która wyłudzała mieszkania jako pierwsi poinformowali dziennikarze Superwizjera.
W czwartek wieczorem łódzki sąd rejonowy zdecydował o aresztowaniu 55-letniej notariusz na miesiąc. Uznał jednocześnie, że podejrzana będzie mogła opuścić areszt, jeżeli do 1 grudnia wpłaci 150 tys. zł poręczenia majątkowego.
Wykorzystywali łatwowierność i nieporadność
Według śledczych to przed prawniczką spisywane były akty notarialne dotyczące sprzedaży mieszkań należących do poszczególnych pokrzywdzonych oraz wystawiane pełnomocnictwa do ich sprzedaży.
CBŚP rozbiło gang oszustów we wrześniu tego roku. W Łodzi, Łęczycy i Aleksandrowie Łódzkim zatrzymano wówczas 8 osób w wieku od 26 do 49 lat. Wśród nich jest dwoje podejrzanych o kierowanie grupą - 26-latka i jej 48-letni ojciec - właścicieli biura obrotu nieruchomościami. Wszyscy podejrzani usłyszeli zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, która doprowadzała starsze, niezamożne, schorowane osoby do niekorzystnego rozporządzania własnymi mieszkaniami. Zarzucono im także oszustwa i fałszowanie dokumentów.
Zatrzymana notariusz, to dziewiąta osoba podejrzana w tej sprawie. Prowadziła ona kancelarię w jednej z miejscowości w okolicach Łodzi. Prokuratura przedstawiła jej w sumie 12 zarzutów. Prawniczka - obok udziału w gangu - jest podejrzana o współudział w dziewięciu oszustwach na kwotę ponad 867 tys. zł oraz w usiłowaniach wyłudzenia dwóch mieszkań o wartości około 195 tys. zł.
O działaniu gangu w marcu informowali dziennikarze śledczy Superwizjera TVN.
W białych rękawiczkach
Do starszych schorowanych właścicieli zadłużonych mieszkań zgłaszała się Sandra M. lub przedstawiciel jej biura.
Poszkodowani udzielali upoważnienia Grzegorzowi M. lub innej osobie związanej z biurem Sandry M., właścicielki biura obrotu nieruchomościami. Działo się tak po rozmowach, które z będącymi w potrzebie mieszkańcami Łodzi prowadziła Sandra M.
Kobieta proponowała sprzedaż lokalu, spłatę długów i mniejsze mieszkanie. Potem już bez udziału właścicieli, pełnomocnicy po zaniżonej cenie u tego samego notariusza sprzedawali mieszkanie prywatnej spółce reprezentowanej przez Rafała R.
Wszystkie upoważnienia były sygnowane pieczęcią tej samej kobiety - notariusza prowadzącej swoje biuro kilkadziesiąt kilometrów od Łodzi. To właśnie ta kobieta została zatrzymana przez CBŚ. Reporterzy Superwizjera rozmawiali z nią na początku roku. Kobieta tłumaczyła, że "nie ma sobie nic do zarzucenia", ale nie zgodziła się na pokazywanie jej twarzy. - Nie dochodzi do czynności, jeżeli dana osoba jest chora albo nieświadoma tego, co oznacza jej decyzja. Na mnie ciąży taki obowiązek, przecież akt notarialny nie posługuje się językiem powszechnym, tylko prawniczym, który może być niezrozumiały - tłumaczyła w marcu notariusz.
Bez prądu i nadziei
Łodzianka, Maria Ciesielska jest jedną z poszkodowanych osób przez grupę. Jej mieszkanie było warte około 167 tys. złotych. Zostało sprzedane za 100 tys. Kobieta podkreśla, że do dzisiaj nie dostała żadnych pieniędzy. Upoważnienie, które napisała, stało się początkiem jej dramatu. Mieszka bez prądu, bo nowy właściciel go odciął. - To jest szaleństwo. Żyję w ciemności, nie mam żadnej nadziei - rozpaczała przed kamerami TVN kobieta. Cezary Wieczorek, siostrzeniec pani Marii, który mieszka razem z nią, podkreśla, że "zwierzęta to ostatnia radość w jego życiu". - Już nawet nie liczę dni. Wszystkie są takie same. Ta sama lampa, ten sam mrok - mówi załamany.
Autor: bż / Źródło: TVN24, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | TVN24