Rolnicy sadzili sady a zbierali, zamiast owoców, unijne dopłaty - informuje Najwyższa Izba Kontroli w swoim najnowszym raporcie. W ciągu 10 lat Unia dofinansowała ekologiczne uprawy kwotą 708 mln złotych. Efekt? Spadek wydajności o 1500 proc.
Mało wprawne oko w ogóle nie dopatrzyłoby się tu żadnej plantacji. Nieogrodzony, podmokły plac i kilkanaście drzewek, z których nikt nigdy nie zrywał owoców. Tak wyglądała jedna z ekologicznych plantacji w woj. mazowieckim, do której dokładała się Unia.
- Rolnicy przez 10 lat byli sadownikami tylko na papierze. Sady były prowadzone często po to, żeby dostać dotację - mówi tvn24.pl Paweł Biedziak z Najwyższej Izby Kontroli.
Od 2004 do 2014 roku z dopłat do ekologicznych sadów i upraw jagodowych skorzystało ponad 14,5 tys. rolników. Za produkowanie ekologicznych owoców Unia płaciła od 650 do 1800 złotych za hektar. Do sadowników wpłynęło - zdaniem Izby - ponad 708 mln złotych.
Plonów z wielu upraw nigdy nie zbierano, bo przyznanie środków nie było uzależnione od tego, czy w danym sadzie produkowano owoce. Kluczowym warunkiem uzyskania pomocy było prowadzenie upraw przez pięć lat.
Wirtualne sady
W założeniu pieniądze europejskie miały wspierać rolnictwo ekologiczne. Rzeczywistość mocno odbiegała jednak od założeń. Od 2004 roku aż ośmiokrotnie wzrosła powierzchnia sadów. Spadła za to średnia wydajność - z 15 do 1 tony owoców na hektar, bo zaniżały ją uprawy, z których nie zbierano plonów.
Najwyższa Izba Kontroli skontrolowała 20 rolników, którzy pobierali dopłaty na produkcję ekologicznych owoców. Okazało się, że tylko 11 z nich w ogóle zbierało jakiekolwiek plony.
Na sprzedaży owoców zarabiało tylko sześciu plantatorów, a i to nie co roku. W żadnym z poddanych oględzinom gospodarstw sprzedaż owoców ekologicznych nie miała charakteru stałego i dotyczyła bądź plonu z niektórych lat, bądź tylko jego części.
- Tylko siedmiu rolników zadeklarowało, że po pięciu latach dopłat nadal będą prowadzili uprawy. Pozostałych 13 zlikwidowało lub zamierzało zlikwidować uprawy w momencie, w którym przestaną otrzymywać dopłaty - tłumaczy Biedziak.
NIK oszacowała, że owoce ekologiczne sprzedawano tylko z 3-5 proc. powierzchni upraw, które sprawdzili kontrolerzy. Resztę owoców sprzedawano jako produkcję konwencjonalną.
Urzędniczy "refleks"
Sadownicy wspierani przez Unię byli kontrolowani przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa. Informacje o tym, że Unia dotuje "wirtualne" sady, dotarła do ministerstwa już w 2008 roku - czyli po czterech latach funkcjonowania systemu dopłat.
Resort próbował ratować sytuację, nakładając na rolników dodatkowe wymagania. Określono na przykład jakość sadzonek oraz minimalną liczbę drzew, które należy posadzić. W rozporządzeniach Ministerstwa zwrócono także uwagę na to, że drzewa i krzewy muszą być ukorzenione i posiadać odpowiednią średnicę pnia.
Ostatecznie sprawę załatwiono jednak dopiero w 2014 roku. - Dopłaty uzależniono wtedy od wartości najbardziej oczywistej - czyli od uzyskanego plonu - komentuje Paweł Biedziak z NIK.
"Rolnicy", którzy wcześniej dostawali dopłaty do wirtualnych upraw, nie będą ponosić żadnych konsekwencji, bo działali zgodnie z obowiązującymi przepisami.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż/kv / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: NIK