Nie opuścił zapór, pociąg zabił kierowcę. Dróżnik z zarzutami

Okoliczności wypadku wyjaśnia policja
Okoliczności wypadku wyjaśnia policja
Źródło: TVN24 Łódź

Piotrkowska prokuratura przedstawiła zarzuty dróżnikowi, który odpowiadał za bezpieczeństwo na strzeżonym przejeździe kolejowym na ul. Moryca w Piotrkowie. We wtorek doszło tam do wypadku, w którym zginął 35-letni mężczyzna. Śledczy ustalili, że dróżnik nie zamknął zapór przed nadjeżdżającym pociągiem.

Dróżnik jest podejrzany o sprowadzenie katastrofy w ruchu lądowym. Polski kodeks przewiduje za to przestępstwo do ośmiu lat więzienia.

- Mężczyzna nie przyznał się do winy i złożył obszerne wyjaśnienia. Ze względu na dobro śledztwa nie ujawniamy ich treści - powiedział Sławomir Mamrot z prokuratury okręgowej w Piotrkowie Trybunalskim.

Śledczy zawnioskowali do sądu o tymczasowe aresztowanie podejrzanego. Sąd zadecyduje o ewentualnym areszcie jeszcze dziś.

Śmierć na przejeździe

Do tragicznego wypadku doszło we wtorek przed godz. 7 na strzeżonym przejeździe kolejowym przy ul. Moryca w Piotrkowie Trybunalskim. Rozpędzony pociąg Intercity jadący z Łodzi do Krakowa uderzył w bok samochodu osobowego. Jechał w nim 35-letni mężczyzna, który zginął na miejscu.

Siła uderzenia była tak duża, że samochód został rozerwany na pół. Przednia część auta została na torach, a tylna część przejechała razem z pociągiem kolejne 400 metrów.

Kilka godzin po wypadku PKP Polskie Linie Kolejowe wydały oświadczenie, z którego wynika, że o wypadku doprowadził dróżnik.

- Specjalna komisja ustali jakie były przyczyny, że dróżnik nie zamknął zapór - informuje Karol Jakubowski z PKP PLK.

Wszystko wskazuje więc na to, że zapory opadły już po tragicznym wypadku. Jak mówi Karol Jakubowski, dróżnik zaczął pracę o godz. 6. W momencie wypadku był trzeźwy. - To pracownik z dłułgoletnim stażem, który miał wszystkie niezbędne szkolenia. Na posterunku były urządzenia informujące o nadjeżdżających pociągach - zapewniał Jakubowski.

Tragedia na przejeździe

Tragedia na przejeździe

Autor: bż//ec / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: