"Czemu oni do cholery ich nie ratowali?!" - pyta Piotrek. "Zrobili igrzyska śmierci. Paranoja, że takie rzeczy dzieją się w XXI wieku" - dopowiada Monika. Oni - podobnie jak setki innych internautów - dosadnie komentują śmierć małych lwiątek w Zoo Safari w Borysewie (woj. łódzkie). Zapytaliśmy właściciela obiektu i innych ekspertów, co się stało.
I zaczęło się. Poruszeni internauci komentowali na wyścigi. W Facebooku tvn24.pl wypowiedziało się ponad trzysta osób. Większość była oburzona tym, że przez kilka godzin nikt nie ratował małych lwiątek:
"A nie można było od razu ich uśpić??? Powinni być na takie awaryjne sytuacje przygotowani" - pisze Monika. Jeszcze więcej kontrowersji wywołało tłumaczenie ogrodu, który informował, że nikt nie zorientował się, że jedna z lwic jest kotna:
"Co to za weterynarz, który nie wiedział, że lwica jest w ciąży? Powinien zostać pociągnięty do odpowiedzialności (...)" - komentuje Anna.
"Widać jak się zajmują tymi kotami. Kolejne miejsce nastawione na zysk nie na opiekę" - ocenia Patrycja "Kurde, pracują tam na co dzień i nie wiedzą, że jest w ciąży, co to za osoby..." - pyta arcelina. Wybraliśmy kilka przewijających się przez całą dyskusję pytań. Zadaliśmy je czterem osobom - właścicielowi ogrodu, w którym zginęły nowo narodzone koty, dwóm innym dyrektorom ogrodów zoologicznych i zoologowi.
Co odpowiedzieli?
Czy ciążę lwicy można przegapić?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Można i sytuacja z niedzieli jest na to najlepszym dowodem. Nikt w Polsce i Europie nie ma tak dobrych wyników, jeżeli chodzi o rozmnażanie lwów i tygrysów. A mimo to u nas zdarzyło się to nieszczęście.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Wszystko można przegapić, jeżeli się nie uważa...
Michał Targowski - dyrektor zoo w Gdańsku Oliwie:
W świecie zwierząt wszystko jest możliwe. Mogę jedynie powiedzieć, że u nas raczej do takiej sytuacji by nie doszło.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Tak, jest to możliwe. Lwice do ostatnich dni przed porodem muszą polować. Dlatego ich organizmy są skonstruowane tak, żeby w jak najmniejszym stopniu ciąża wpływała na aktywność samic.
Jakie są charakterystyczne objawy ciąży u młodej lwicy?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Wzrost ciężaru ciała. Można też zaobserwować pojawienie się charakterystycznych "mlecznych" sutków. Niestety, w tym przypadku ciąża przebiegała bezobjawowo. Lwica nie tylko nie miała charakterystycznych zmian fizycznych, ale też nie pokładała się – jak to zwykle robią samice w finalnym stadium ciąży. Co więcej – godzinę przed porodem uczestniczyła aktywnie w pokazowym karmieniu.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
W tym zakresie lepiej, żeby wypowiedzieli się hodowcy lwów.
Michał Targowski - dyrektor Zoo w Oliwie:
Najłatwiej zaobserwować to na podstawie wzrostu wagi ciała lwicy. U nas wszystkie zwierzęta są regularnie ważone, dzięki czemu mielibyśmy szanse na wychwycenie, że jedna z samic przybiera na wadze. Oczywiście zakładając, że przegapilibyśmy moment krycia samicy przez samca – co samo w sobie wydaje się mało prawdopodobne.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Podobnie jak w przypadku wszystkich ssaków. W przypadku lwic jednak zmiany są dużo mniej widoczne. Niewykrycie ciąży jest możliwe m.in. dzięki dużej dysproporcji wagi ciała matki i jej dzieci. Samica lwa waży 100-150 kilogramów. Jej dzieci niewiele ponad kilogram. Dlatego w przypadku małego miotu – a tu były tylko trzy kocięta – szansa na wykrycie ciąży była mała.
Dlaczego małe lwiątka zostały zaatakowane?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Dla reszty stada to było coś ciekawego – oto w wybiegu pojawiły się trzy małe stworzonka. Zainteresowane lwy zaczęły się nimi bawić – jak to koty. W normalnej sytuacji matka powinna chronić swoje dzieci przed innymi członkami stada. W tej sytuacji nie miała takiej możliwości.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt: Te lwy się chyba bawiły ślepymi kociętami, które nagle pojawiły się na wybiegu. Matka nie miała gdzie się schować na czas porodu. W warunkach naturalnych lwica opuszcza grupę i przyprowadza dopiero dwumiesięczne młode.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Atak dorosłych lwów na nowo narodzone kocięta nie jest niczym niespotykanym. Dlatego porody przeprowadza się w sposób kontrolowany. Dopiero po kilku tygodniach młode są dopuszczane do kontaktu z dorosłymi osobnikami. Każdorazowo jest to jednak dla nas stresujące doświadczenie, na które długo się przygotowujemy. Mamy do dyspozycji m.in. strumienie wody i urządzenia hukowe – dzięki nim interweniujemy, jeżeli dojdzie do agresji ze strony dorosłych lwów.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Lwica izoluje się przed narodzinami. Tu nie miała gdzie pójść. Jej dzieci były narażone na interakcje ze strony innych dorosłych osobników. Dodatkowo, młoda matka nie miała na tyle rozwiniętego instynktu macierzyńskiego, że nie broniła dzieci.
Dlaczego nie uśpiono od razu innych lwów, kiedy doszło do niebezpiecznej sytuacji?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
W momencie zdarzenia na terenie ogrodu było kilka tysięcy ludzi. Bezpieczeństwo naszych gości było i zawsze będzie priorytetem. Nikt nie odważyłby się na strzelanie do zwierząt na tak dużej przestrzeni – ryzyko było zbyt duże. Dodatkowo – strzelenie do jednego z lwów mogłoby doprowadzić do wybuchu paniki u innych osobników. A to tylko pogorszyłoby sytuację.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Z tego co wiem, w tym zoo safari, żyjącym z pokazywania lwów, nie było gotowości do użycia strzelby Palmera (strzelba do usypiania zwierząt – red.). Czekali bezradnie 2,5 godziny na weterynarza. To jest skandaliczne zaniedbanie.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
To nie jest takie hop-siup. Przed podaniem środka trzeba najpierw dokładnie obliczyć ilość środka usypiającego. Jeżeli dawka będzie za mała – środek zadziała bardzo późno. Jeżeli za duża – uśpiony lew może już nigdy się nie wybudzić. W tej sytuacji sprawa nie była oczywista. Ryzyko dla dorosłych osobników było na tyle duże, że zdecydowano się je chronić – nawet kosztem nowo narodzonych lwiątek. To brutalne, ale w naturze bardzo częste zjawisko.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
To nie jest ani łatwy, ani szybki proces. Przed każdym strzałem należy dokładnie przygotować środek. Nie można trzymać takiej broni (do usypiania – red.) w ciągłej gotowości. W sytuacji stresowej – takiej, jaka miała miejsce w Borysewie – mogłoby dojść do nieszczęścia. Immobilon – jeden ze specyfików stosowanych w takich sytuacjach – może być śmiertelnie groźny dla człowieka, jeżeli jego kropla spadnie na skórę. Potrafię sobie wyobrazić, że przygotowywanie go w nerwach mogłoby doprowadzić do tragedii…
Dlaczego matka porzuciła swoje młode?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Była na tyle młoda, że nie miała rozwiniętego instynktu macierzyńskiego. Był to jej pierwszy poród. Mało która samica zajmuje się swoim pierwszym potomstwem. Dlatego już wcześniej musieliśmy zajmować się lwami porzuconymi przez rodziców.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Z jej punktu widzenia nawet nie porzuciła. Nie miała możliwości normalnego urodzenia dzieci w wyszukanej przez siebie kryjówce. Tutaj wszystko odbyło się nie tylko wśród innych lwów, ale też na oczach ludzi, którzy odwiedzili ogród. Młoda samica w tak stresujących okolicznościach pewno nie wiedziała, co robi.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Decydującym elementem był tu młody wiek samicy i okoliczności, w jakich doszło do porodu. Dodatkowo obecność ludzi zadziałała tutaj jak czynnik stresujący.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
To częste zjawisko przy pierwszych porodach. Tutaj samica nie miała możliwości urodzenia w spokoju. Nie wiedziała, jak się odnaleźć w tej sytuacji.
Czy można było się spodziewać, że 17-miesięczny samiec będzie ojcem?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Nie. Samce dojrzewają do rozmnażania później. Doszło do niezwykłej sytuacji.
Prof. Andrzej Elżanowski, zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Pewno nie, bo lwy normalnie dojrzewają płciowo w wieku co najmniej dwóch lat.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
To sytuacja niezwykła, bo lwy w tym wieku zazwyczaj dopiero zaczynają dojrzewać.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
W warunkach naturalnych z pewnością nie doszłoby do krycia. Tak młody samiec byłby odganiany przez samice. Do rozmnażania nie dopuściłyby inne samce – bo pokrywanie samicy jest dowodem na wysoki status w stadzie.
Czy fakt, że do porodu doszło na wybiegu, mógł wpłynąć na to, co później stało się z małymi lwiątkami?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Oczywiście, że tak. Rodząca lwica powinna być odseparowana. Niestety, nie było możliwości przygotowania się na jej poród.
Prof. Andrzej Elżanowski , zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Niewątpliwie fakt, że do porodu doszło w nienaturalnych, stresujących warunkach mógł przesądzić o losie tych lwiątek.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Z pewnością tak. Lwica nie miała możliwości "wprowadzenia" swoich młodych do stada.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Wpływ był bardzo duży. Stres wynikający z obecności innych zwierząt oraz krzyki ludzi potęgowały stres i tylko pogarszały trudną sytuację.
Co zmieniłoby się, gdyby pracownicy zoo wcześniej dowiedzieli się o ciąży lwicy?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Moglibyśmy się przygotować do porodu – tak jak z powodzeniem robiliśmy to wcześniej.
Prof. Andrzej Elżanowski , zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Z pewnością samica powinna zostać odseparowana. Mam nadzieję, że tak byłoby też i w tym ogrodzie.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Samica miałaby szansę na zajęcie się młodymi, bo najpewniej rodziłaby w spokojnym i bezpiecznym miejscu.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Lwica urodziłaby w samotności. Szansa na przeżycie lwiątek byłaby nieproporcjonalnie wyższa.
Czy w sytuacji, w której doszło do incydentu, warto było wyprowadzić sprzed wybiegu gapiów?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Odwiedzający zostali wyproszeni przed uśpieniem jednej z samic. Odbyło się to po kilku godzinach. Czemu wcześniej tego nie zrobiono? Zadziałał tu stres. Nie byliśmy przygotowani na taką sytuację.
Prof. Andrzej Elżanowski , zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Z pewnością. Tym bardziej że wg nieudolnych tłumaczeń właściciela tego zoo, obecność ludzi miała dodatkowo utrudniać użycie broni Palmera.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Z pewnością tak.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Tak. Zmniejszyłoby to poziom stresu zwierząt.
Czy to, co wydarzyło się w Borysewie źle świadczy o kadrze w ogrodzie?
Andrzej Pabich, dyrektor Zoo Safari, gdzie doszło do dramatu:
Nie. Podkreślam to z całą mocą.
Prof. Andrzej Elżanowski , zoolog, specjalista ds. dobrostanu zwierząt:
Cała ta sytuacja źle świadczy o właścicielu tego zoo i jego pracownikach. Dowodzi kompletnego braku przygotowania na sytuację kryzysową, co w przypadku hodowania największych lądowych ssaków drapieżnych świadczy o braku odpowiedzialności. Jest dowodem na to, że należy jak najszybciej uregulować, kto i w jakich warunkach powinien hodować dzikie zwierzęta. Czas skończyć z wolną amerykanką. Obecnie niemal każdy może mieć u siebie dzikie zwierzęta i może to robić bez żadnej kontroli. Uważam, że tylko ogrody stowarzyszone w Europejskim Stowarzyszeniu Ogrodów Zoologicznych i Akwariów powinny mieć zgodę na hodowlę dzikich zwierząt.
Michał Targowski - dyrektor zoo w Oliwie:
Nie chcę oceniać. Jednocześnie zaznaczam, że u nas raczej by do takiej sytuacji nie doszło.
Andrzej Kruszewicz, dyrektor warszawskiego zoo:
Nie. Tu po prostu lwy przechytrzyły ludzi. Tak czasem bywa.
Autor: bż/i/jb / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24