- Monitoring "zrywa" się w momencie kolizji, a dostawca nie może sobie z tym poradzić - tak Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne odpowiada na zarzuty dostawcy monitoringu do łódzkich tramwajów. Firma twiedziła, że kamery wcześniej uległy awarii albo zostały świadomie wyłączone. Problem ujawnił się po wypadku, w którym zginęły trzy osoby.
We wtorek portal tvn24.pl ujawnił treść pisma firmy GMV odpowiedzialnej za kamery w łódzkich tramwajach, które wpłynęło do prokuratury.
Śledczy sami skontaktowali się z dostawcą sprzętu po publikacji tvn24.pl. Informowaliśmy w niej, że - mimo problemów z odczytem - nie zwrócił się do firmy o pomoc w odczycie nagrań z kamer w tramwaju, którym pijany motorniczy śmiertelnie potrącił trzy osoby. Prokuratorzy poprosili dostawcę kamer o informacje, a ten pod koniec marca odpisał, że nagrań nie można odczytać z winy Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi. Firma twierdzi, że doszło do awarii albo świadomego wyłączenia bezpiecznika odpowiedzialnego za działanie kamer.
System bezradny wobec kolizji?
Łódzki przewoźnik przyznaje, że od dłuższego czasu jest w konflikcie z dostawcą kamer. Zwraca uwagę, że sprzęt zawodzi w kluczowych momentach i to jest głównym problemem.
- W chwili wypadku lub kolizji następuje zerwanie nagrania. Co grosza, z dysku znika cały pakiet. W ten sposób kasuje się nagranie z chwil poprzedzających zdarzenie - tłumaczy Sebastian Grochala z łódzkiego MPK i zaznacza, że GMV cały czas nie potrafi sobie z tym problemem poradzić.
Grochala dodaje przy tym, że w tramwaju, w którym na początku stycznia pijany motorniczy śmiertelnie potrącił trzy osoby w centrum Łodzi, już wcześniej były problemy z pracą kamer. - W czerwcu minionego roku nie mogliśmy odczytać nagrań po jednej z kolizji. Monitoring już wtedy nie logował się do serwera - przekonuje.
Zdaniem rzecznika MPK, GMV pierwsze zgłoszenie (dotyczące logowania) pozostawiła bez odpowiedzi, zaś drugie (dotyczące nagrania) miała skwitować stwierdzeniem, że nagrań nie można odzyskać.
MPK nie chce pośrednictwa mediów
Wcześniej firma GMV poinformowała łódzką prokuraturę, że kamery działały w składzie, którym w styczniu pijany motorniczy śmiertelnie potrącił trzy kobiety do 12 sierpnia. Później monitoring miał być wyłączony. Kamery miały nie działać również 6 stycznia, kiedy doszło do wypadku. Dostawca monitoringu podkreśla, że łódzkie MPK przez pół roku nie reagowało, na to że kamery w tramwaju nie działały. Czy tak było?
- Nie chcemy roztrząsać tej sprawy publicznie, wyjaśnimy ją bezpośrednio z dostawcą kamer. Nie będziemy prowadzić rozmowy z firmą za pośrednictwem mediów - ucina Sebastian Grochala.
Historia konfliktu
Łódzki przewoźnik na łamach tvn24.pl podkreślał już w styczniu, że nie jest zadowolony z kamer zainstalowanych w 2011 roku przez firmę GMV. Tylko w zeszłym roku z tych kamer nie udało się skorzystać aż w 50 przypadkach. - Nałożyliśmy na firmę maksymalne kary umowne przewidziane w umowie i liczymy na naprawę systemu - mówi tvn24.pl Sebastian Grochala.
Głośno o problemach łódzkiego monitoringu w tramwajach było w tym roku dwukrotnie. Najpierw, kiedy nie można było odczytać nagrań ze składu, którym pijany motorniczy śmiertelnie potrącił trzy osoby. Drugi raz monitoring zawiódł po zderzeniu dwóch tramwajów na początku tygodnia.
GMV odpowiada za kamery w 183 pojazdach. Za ich zainstalowanie firma dostała ponad 3,5 mln złotych.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Kamery zawiodły m.in. po wypadku tramwaju kierowanego przez pijanego motorniczego:
Autor: bż/b / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź