Łódzki drukarz odmówił pracy, kiedy miał wydrukować treści zlecone przez organizację walczącą o prawa osób LGBT. Czy miał do tego prawo? Sprawa w Polsce przewinęła się już przez wszystkie instancje sądu oraz Trybunał Konstytucyjny. Dzisiaj łódzki sąd apelacyjny uchylił dotychczasowe wyroki i umorzył sprawę.
Sąd Apelacyjny w Łodzi w swoim orzeczeniu podjął trzy kluczowe dla sprawy decyzje.
Po pierwsze - wznowił postępowanie w tej sprawie.
Po drugie - uchylił wszystkie dotychczasowe wyroki, w tym również ten prawomocny (który wskazywał drukarza z Łodzi jako winnego, ale w którym to sąd odstąpił od kary).
Po trzecie - sprawę umorzył.
Sąd Apelacyjny podjął te decyzje na podstawie czerwcowego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, który stwierdził niekonstytucyjność przepisu, na podstawie którego drukarz został skazany. Zgodnie z procedurą w razie wydania przez TK wyroku stwierdzającego niekonstytucyjność przepisu można wznowić postępowanie, jeśli ktoś został na podstawie wadliwego przepisu skazany. Skorzystała z tego łódzka prokuratura, która wnioskowała o wznowienie postępowania.
W uzasadnieniu SA przyznał, że podziela pogląd prokuratora o wznowieniu postępowania. Stwierdził m.in., że przepis, na podstawie którego uznano winę drukarza, już nie istnieje, bo został usunięty z porządku prawnego przez TK.
"Nikogo nie obraziłem"
Zadowolenia z poniedziałkowego orzeczenia nie krył łódzki drukarz Adam Jacek , który w poniedziałek zgodził się na podawanie danych osobowych oraz po raz pierwszy publicznie wypowiedział się przed kamerą.
- Nikogo nie obraziłem. Chciałem po prostu być zgodny z własnymi przekonaniami - powiedział przedsiębiorca, który w 2015 roku odmówił druku materiałów dla fundacji LGBT.
Od poniedziałkowej decyzji Sądu Apelacyjnego przysługuje odwołanie do Sądu Najwyższego. Skorzystać z niego planuje Kampania Przeciw Homofobii, która od samego początku śledziła kolejne etapy prawnego sporu. Jej przedstawiciele, podobnie jak obecni w sądzie członkowie Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, apelowali do sądu, aby ten zwrócił się z pytaniami prejudycjalnymi do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE).
Dlaczego?
Bo - jak tłumaczyli - "w składzie TK wydającym ten wyrok zasiadała osoba nieuprawniona do orzekania – pan Mariusz Muszyński – wybrany na miejsce wcześniej prawidłowo obsadzone; istnieją uzasadnione wątpliwości, co do prawidłowości wyznaczania składów orzekających w TK; wybór prezesa TK budził wątpliwości".
Łódzki sąd ostatecznie uznał, że nie ma podstaw, aby zadawać pytania w tej sprawie do TSUE.
Usługa, której nie było
Prawna epopeja rozpoczęła się w maju 2015 roku. Do firmy Adama Jacka w Łodzi zadzwonili przedstawiciele jednej z fundacji LGBT (z ang. Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender), czyli zajmującej się walką o prawa m.in. homoseksualistów.
Drukarz umówił się na cenę plakatu i poprosił o wysłanie obrazu, który miał zostać wydrukowany. Kiedy zobaczył, że jest to plakat promujący jedno z wydarzeń organizowanych przez środowiska LGBT - zerwał współpracę.
Przedstawicielka fundacji LGBT Business Forum usłyszała, że firma odmawia wykonania usługi, bo nie będzie wspierała środowisk LGBT. Fundacja zgłosiła sprawę do sądu.
Pierwszy proces
Łódzki sąd rejonowy w czerwcu 2016 roku wydał wyrok nakazowy, czyli bez procesu. Sąd uznał, że drukarz ma zapłacić 200 złotych na rzecz Skarbu Państwa. Dlaczego? Bo – zdaniem sędziego – mężczyzna "umyślnie, bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany" i dlatego podlega karze grzywny.
Mężczyzna odwołał się od tego wyroku. Tym samym wcześniejsza decyzja sądu stała się nieważna. Konieczny był proces. Ten rozpoczął się w listopadzie 2016 roku. Na jego początku obrona złożyła wniosek o umorzenie postępowania.
- Nie ma w tej sprawie znamion czynu zabronionego. Strony nie zawarły żadnej umowy i nie było obowiązku świadczenia usługi - mówił mec. Bartosz Lewandowski, obrońca Adama Jacka.
Podobnego zdania była prokuratura, która zainteresowała się sprawą na polecenie ministra sprawiedliwości i prokuratura generalnego Zbigniewa Ziobry. Po wcześniejszej decyzji sądu o grzywnie dla drukarza Ziobro mówił bowiem o "niebezpiecznym precedensie", bo narusza ona zasadę wolności sumienia.
Sąd pierwszej instancji miał jednak inne zdanie, choć odstąpił od wymierzenia grzywny. Podkreślał, że nie ma wątpliwości, iż do wykroczenia doszło. Odnosząc się do niewymierzenia kary - w tym przypadku grzywny - wskazywał, że powodem tego jest m.in. sytuacja rodzinna Adama Jacka.
Kontrowersje
Już wyrok nakazowy wzbudził mnóstwo emocji w resorcie sprawiedliwości. "Sądy są zobowiązane strzec konstytucyjnej wolności sumienia, a nie ją łamać" - komentowało ministerstwo.
W komunikacie opublikowanym przez resort oceniono, że opisywany wyrok stanowi "niebezpieczny precedens", bo "burzy wolność myśli, przekonań i poglądów, a także swobodę gospodarczą, polegającą na dowolności transakcji".
"Żadne ideologiczne racje nie uzasadniają naruszania tych fundamentalnych zasad" - przekonywał resort.
Według ministerstwa wspomniany werdykt sądu "stawia w uprzywilejowanej pozycji fundację reprezentującą środowiska mniejszości seksualnych, a łamie wolność sumienia pracownika, który ma prawo nie popierać homoseksualnych treści".
Niedługo potem głos zabrał też Rzecznik Praw Obywatelskich. Dr Adam Bodnar napisał do szefa resortu sprawiedliwości, że odmowa ta była niezgodną z prawem dyskryminacją ze względu na orientację seksualną.
Ziobro odpisał Bodnarowi, iż ma nadzieję, że Rzecznik Praw Obywatelskich wesprze go w staraniach, aby łódzki sąd respektował konstytucyjną zasadę wolności sumienia. Niedługo potem do dyskusji włączyło się m.in. Amnesty International, które "wyraziło zaniepokojenie" słowami ministra i próbą jego wpływania na Rzecznika Praw Obywatelskich.
"Rzecznik Praw Obywatelskich stoi na straży praw i wolności człowieka i jest w swojej działalności niezawisły i niezależny od innych organów państwowych, co zagwarantowano w Konstytucji RP. Pełniąc swoją rolę Rzecznik Praw Obywatelskich może również wystąpić do sądu z opinią w sprawach indywidualnych, a do kompetencji niezawisłego sądu należy decyzja jak się do tej opinii odniesie" - podkreślało AI w oficjalnym komunikacie.
Druga instancja i Sąd Najwyższy
Sąd drugiej instancji w 2017 roku utrzymał w mocy poprzedni wyrok. Adam J. został prawomocnie uznany za winnego wykroczenia, ale sąd odstąpił od wymierzenia mu kary. W "odpowiedzi" prokurator generalny Zbigniew Ziobro skierował sprawę do Trybunału Konstytucyjnego. Złożył też kasację do Sądu Najwyższego, która rok później (w czerwcu 2018 roku) została przez SN oddalona.
Sąd Najwyższy przyznał wprawdzie wówczas, że nie można uznać jako ogólnej zasady poglądu, iż "indywidualny światopogląd i subiektywne rozumienie wyznawanej religii nie mogą stanowić uzasadnionej przyczyny odmowy świadczenia", ale jednocześnie wskazał, iż obwiniony drukarz w tej konkretnej sprawie nie miał uzasadnionego powodu, by odmówić wykonania usługi.
Trybunał Konstytucyjny i "poważne wyzwanie"
Orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego z czerwca 2019 roku na nowo rozbudziło emocje wokół sprawy drukarza. TK stwierdził, że karanie kogokolwiek za odmowę świadczenia usług jest niekonstytucyjne. Trybunał pochylał się nad regulacją kodeksu wykroczeń, w której czytamy:
"Kto, zajmując się zawodowo świadczeniem usług, żąda i pobiera za świadczenie zapłatę wyższą od obowiązującej albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany, podlega karze grzywny". TK uznał ten przepis za niekonstytucyjny w części obejmującej słowa: "albo umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia świadczenia, do którego jest obowiązany".
Trybunał orzekł, że przepis ten został wprowadzony w latach 70., "w innych realiach społeczno-gospodarczych związanych z gospodarką nakazowo-rozdzielczą".
- Celem regulacji była więc ochrona konsumentów przed odmową świadczenia usług w gospodarce, która z punktu widzenia ekonomicznego była gospodarką niedoboru - powiedział uzasadniający wyrok sędzia TK Mariusz Muszyński.
Dodał, że dopiero na początku XXI wieku jako jeden z celów tego przepisu zaczęto postrzegać cel antydyskryminacyjny.
Zaznaczył, że rozwiązania, które mają ograniczać wolność podmiotów prywatnych w zakresie zawierania umów i przewidują kary za odmowę świadczenia takich usług, naruszają zaufanie do państwa i prawa, ponieważ stanowią nadmierną ingerencję ustawodawcy w wolność jednostki. Według TK zawarta w przepisie "penalizacja odmowy świadczenia usług umyślnie bez uzasadnionej przyczyny stanowi ingerencję w wolność podmiotu świadczącego usługi, w szczególności w prawo do decydowania o zawarciu umowy, prawa do wyrażania własnych opinii czy postępowania zgodnie z własnym sumieniem".
Z taką argumentacją nie zgodzili się dwaj sędziowie, którzy złożyli zdania odrębne. - Nie ulega mojej wątpliwości, że usunięcie z systemu prawnego przepisu o karalności odmowy świadczenia usług bez uzasadnionej przyczyny osłabi, i tak niedoskonały, system ochrony osób dyskryminowanych - powiedział sędzia Leon Kieres.
Autor: bż/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź, PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź