Jeden z nich miał zlecić atak, drugi go przeprowadzić, a trzeci obserwować cel i pomagać sprawcy. Tak według sądu doszło w 2014 roku do wstrząsającej zbrodni. 75-letnia kobieta została oblana kwasem siarkowym i zmarła w męczarniach, pozbawiona wzroku, dwa tygodnie później w szpitalu. Na dodatek sprawcy się pomylili. Mieli chcieć skrzywdzić kogoś innego. Właśnie zakończył się proces odwoławczy w tej dramatycznej sprawie.
- Pierwszy, nieprawomocny wyrok skazujący całą trójkę zapadł w 2022 roku. Wszystkie strony odwołały się od tego orzeczenia. Prokuratura żąda surowszego wyroku, obrońcy - uniewinnienia.
- We wtorek - podczas trwającego do godzin wieczornych procesu - strony wygłosiły mowy końcowe. Tej rozprawie nasza redakcja przysłuchiwała się jako jedyna.
- Sprawa przez wiele lat stała w miejscu. Po kilku latach jej losy zmieniły zeznania partnerki jednego z oskarżonych. Kobieta już nie żyje, zmarła w wieku 37 lat.
- Oskarżeni byli już wcześniej karani. Zleceniodawca został skazany za groźby karalne.
- Nigdy nie zleciłem żadnego zabójstwa, nie mam nic wspólnego z tym, co stało się z panią Anną O. - mówił w swojej mowie końcowej przed sądem apelacyjnym Maciej M. Został skazany nieprawomocnie na 15 lat więzienia za to, że zlecił kolegom oblanie kwasem swojej sąsiadki, z którą był skonfliktowany i której wcześniej wygrażał.
Piotr G. - który decyzją Sądu Okręgowego w Płocku z października 2022 roku ma odsiedzieć 10 lat za wylanie kwasu na twarz 75-letniej warszawianki - zaczął płakać podczas odczytywania przygotowanej wcześniej mowy. - Każdy, kto mnie zna, wie, że to nie byłem ja - łkał.
Czytaj też: "Rozmiar tego zła jest niewyobrażalny". Śmierć dwojga niemowląt, ojciec na ławie oskarżonych
Adam J. to trzeci z oskarżonych i nieprawomocnie skazanych. Zeznania jego byłej partnerki doprowadziły do przełomu w sprawie i zatrzymań, do których doszło pięć lat po ataku. J. jest skazany za obserwowanie celu i pomaganie napastnikowi w dniu ataku. W celi ma spędzić dziewięć lat. On z kolei twierdzi, że jego obecność na sali rozpraw jest "niedorzecznością". Na wcześniejszych procesach apelacyjnych był nieobecny, bo wcześniej ukrywał się w Holandii, był ścigany w tej sprawie listem gończym.
Każdy przekonywał o swojej niewinności, tendencyjnym działaniu prokuratury i fałszowaniu dowodów. Każdy też - co trzeba podreślić - był wcześniej karany.
Ofiarą miał być ktoś inny
Do ataku na 75-letnią Annę O. doszło 24 marca 2014 roku w jednym z warszawskich bloków. Według prokuratury, kobieta wsiadła do windy na szóstym piętrze. Na piątym windę zatrzymał będący tego dnia na jednodniowej przepustce z więzienia Piotr G. i oblał ją kwasem. Napastnik potem uciekł z budynku. Moment ataku nagrała jedna z kamer. Inna - jak napastnik ucieka.
Sąd pierwszej instancji podzielił wersję prokuratury, która uznała, że Anna O. była przypadkową ofiarą. Według śledczych, do ataku doszło z inspiracji Macieja M., który zlecił zabójstwo sąsiadki, z którą był w konflikcie. Piotr G. miał przyjąć zlecenie. W zorganizowaniu akcji miał pomagać Adam J.
Według sądu pierwszej instancji, celem nie była Anna O., tylko inna sąsiadka - Magdalena G., z którą zleceniodawca był w silnym konflikcie i której wcześniej groził (za co został skazany przed wyrokiem). Dlaczego uznano, że doszło do pomyłki? Prokuratura ustaliła, że Magdalena G. od stycznia do marca 2014 roku o stałych porach wychodziła na spacery z psem sąsiadki. Anna O. korzystała z jej pomocy, ponieważ miała złamaną rękę.
W dniu ataku, 24 marca 2014 roku, pierwszy raz od wielu tygodni zdecydowała się sama wyjść na spacer ze swoim psem. Wtedy została oblana kwasem. Żrąca substancja doprowadziła do powstania poważnych obrażeń twarzy, uszkodzenia obu gałek ocznych. Kobieta natychmiast straciła wzrok. Pomocy bardzo szybko udzieliła jej Magdalena G., która usłyszała krzyki (kobieta jest wykwalifikowaną pielęgniarką). Zaatakowana 75-latka trafiła do szpitala, gdzie zmarła dwa miesiące później.
Według biegłego, do zgonu doprowadził nie atak kwasem, ale niewydolność krążeniowo-oddechowa związana z infekcją, którą w szpitalu zaraziła się kobieta.
W związku z tą opinią oskarżeni nie zostali skazani przez sąd pierwszej instancji za zabójstwo. Maciej M. i Adam J. usłyszeli wyrok podżegania do spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, a Piotr G. - o jego spowodowanie. Od tego orzeczenia odwołali się obrońcy (żądający uniewinnienia) i prokuratura oraz oskarżyciele posiłkowi (żądający surowszej kary).
Emocje i sprawa prokuratora
Rozprawa odwoławcza ruszyła we wtorek o godz. 10.
- Jeżeli będą próbowały się panie kontaktować ze skazanym na sali rozpraw, zostaną panie wyproszone - grzmiała sędzia Beata Szafaryn, reagując na to, że kobiety czekające wcześniej na korytarzu, wymieniły kilka słów z siedzącymi za pancerną szybą oskarżonymi.
O ile Maciej M. (skazany za zlecenie ataku) i Adam J. zachowywali się spokojnie, o tyle skazany za wylanie kwasu na twarz 75-latki Piotr G. nie próbował ukrywać emocji.
- Czy sąd odniesie się jakoś do faktu, że złożyliśmy dowody wskazujące, że to nie ja jestem nagrany na monitoringu? Co z naszym wnioskiem w tej sprawie? - pytał poddenerwowany, kiedy sąd zgodził się na udzielenie mu głosu.
- Sąd nie musi odczytywać wszystkich dokumentów złożonych przez strony. Zakładamy, że strony umieją czytać. O tym, jak materiał został oceniony, sąd poinformuje w uzasadnieniu orzeczenia - odparła sędzia Szafaryn.
- Jasne, nie mam pytań - odparł z przekąsem Piotr G., siadając. Potem wielokrotnie w czasie rozprawy z niedowierzeniem kręcił głową i ostentacyjnie wzdychał.
Czytaj też: "Jeszcze żywa poruszała się w dole śmierci". Wraca sprawa brutalnego zabójstwa 16-letniej Kornelii
Zanim strony przystąpiły do trwających blisko cztery godziny mów końcowych, obrona wnioskowała na koniec procesu o rozszerzenie materiału dowodowego o akta sprawy jednego z warszawskich prokuratorów oskarżonych o korupcję - Andrzeja Z. Dlaczego? Bo to właśnie on, jako prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa Praga-Północ, do 2019 roku prowadził śledztwo. To on w 2019 roku zgodził się na wypuszczenie z aresztu Adama J. za kaucją (potem mężczyznę trzeba było ścigać listem gończym). Oprócz tego prokurator oskarżony jest o korupcję w innych sprawach.
- Prokurator Z. manipulował materiałami, dążył do skazania mojego klienta. Należy przyjrzeć się temu, w jaki sposób prokurator wykonywał swoją pracę - argumentowała Julia Dekoninck, reprezentująca Piotra G.
Wniosek poparli pozostali obrońcy oskarżonych. Prokuratura stwierdziła, że to sposób na wydłużanie procesu. Ostatecznie sąd apelacyjny oddalił ten wniosek. Przewodnicząca składu sędziowskiego uznała, że składająca wniosek prawniczka nie wskazała, który z aspektów sprawy prokuratora jej zdaniem może mieć wpływ na sprawę ataku kwasem.
Zastrzeżenia
Żeby zrozumieć argumenty podniesione w mowie końcowej przez mec. Henryka Szulejewskiego, trzeba zaznaczyć, że jego klient Maciej M. był od początku - w związku z silnym konfliktem z Magdaleną R. i groźbami karalnymi - typowany jako potencjalny sprawca ataku, ale nie było żadnych obciążających go dowodów. Śledztwo jednak latami stało w miejscu, bo ekspertyza antropologiczna wykluczyła, żeby to M. był osobą zarejestrowaną przez kamerę monitoringu w miejscu zdarzenia. Logowania jego telefonu wskazywały, że przebywał w czasie zdarzenia poza Warszawą.
Przełomem były dopiero złożone w 2019 roku zeznania Karoliny K., ówczesnej partnerki Adama J. Była jedynym świadkiem podczas śledztwa. Stwierdziła, że w dniu zdarzenia jej partner wrócił do domu śmierdzący dziwną substancją i nakazał jej zniszczyć jego ubrania.
Z jej narracji wynikało, że Maciej M. poprosił jej ówczesnego partnera o "przysługę", a ten zwerbował do ataku Piotra G., którego po napaści odwiózł z miejsca przestępstwa. Prawdziwość jej zeznań została potwierdzona podczas badania wariografem. Kobieta zmarła niedługo po skierowaniu do sądu aktu oskarżenia. Miała 37 lat.
- Skazanie mojego klienta nastąpiło tylko i wyłącznie na podstawie relacji tej kobiety. Kobiety, która - jak sama deklarowała - potrafiła dziennie spożywać 400 gramów wódki. Kobiety, której tryb życia sprawił, że przedwcześnie zmarła. Szczerze mówiąc, bardzo współczuję swojemu klientowi. Został on w zasadzie pozbawiony prawa do obrony - podkreślał mec. Szulejewski.
Ocenił, że "wyrok nie poddaje się kontroli apelacyjnej”" - Dzięki temu, że prokurator prowadzący śledztwo usłyszał zarzuty, mogliśmy zajrzeć w jego kulisy. Z materiałów sprawy wynika, jak działał prokurator, ale też jak działała policja, która potrafiła naginać dowody do przyjętej tezy. Tak też było w sprawie mojego klienta - zaznaczał prawnik.
Przypomniał też, że pierwszy wyrok zapadł po 50 rozprawach przed sądem pierwszej instancji. Przewodniczący składu sędziowskiego pierwszej instancji w ustnym uzasadnieniu zaznaczał, że sprawa "ma charakter poszlakowy", ale jednocześnie zgromadzony materiał wystarcza na wydanie rozstrzygnięcia.
- W pisemnym uzasadnieniu nie ma słowa o poszlakowości procesu. Czyżby zmienił zdanie? Zapomniał, na jak niepewnym fundamencie zbudowano pewność o winie oskarżonych? - mówił prawnik.
Dalej argumentował, że jego klient stał się "ofiarą opinii o nim samym". Przyznał, że jego klient był skazany (na karę roku więzienia w zawieszeniu na cztery lata próby) za udział w grupie przestępczej o charakterze zbrojnym i za przestępstwa narkotykowe.
- Zdarzało się, że mówiono o nim, że jest "złym człowiekiem", ale na tej podstawie nie można nikomu przypisywać winy - zaznaczał.
Monitoring i co z niego wynika
Obrońcy Adama J. i Piotra G. zwracali uwagę, że na przestrzeni lat zaginął oryginał nagrań z kamer zainstalowanych w bloku, w którym doszło do ataku.
Podkreślali, że do akt sprawy załączona została notatka sporządzona przez jednego z policjantów, który widział całość nagrania. Według obrony, z notatki wynika, że ogólny przebieg zdarzenia było nieco inny, niż przyjęła prokuratura.
- Na żadnym nagraniu nie widać twarzy sprawcy. Dysponujemy tylko kadrem, na którym widać tył głowy sprawcy. Kluczowe jest to, że kamera uwidoczniła łysinę, której mój klient nie posiadał ani dalej nie posiada - zaznaczała mecenas Julia Dekoninck, reprezentująca Piotra G.
W reakcji na te słowa jej klient ostentacyjnie odwrócił się tyłem do publiczności, żeby pokazać tył swojej głowy. W odpowiedzi przewodnicząca składu sędziowskiego przywołała go do porządku, mówiąc, że oskarżony już na wcześniejszych rozprawach pokazywał swoje owłosienie.
- Na wniosek prokuratury przeprowadzono badania dłoni mojego klienta. Wynik był jednoznaczny - nie stwierdzono żadnych oparzeń, które mogłyby świadczyć, że miał kontakt z substancję żrącą. Oprócz tego na żadnym etapie nie zweryfikowano alibi mojego klienta - powiedziała adwokat Julia Dekoninck.
Prokuratura: to było zabójstwo
Apelację od nieprawomocnego wyroku wniosła także prokuratura, która nie godziła się na fakt, że sąd w Płocku zmienił kwalifikację czynu - z zabójstwa na spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
- Sprawcy godzili się na fakt, że ich działanie może doprowadzić do śmierci. Dlatego wnoszę o modyfikację wyroku w takim kształcie, że sprawcy dopuścili się zbrodni zabójstwa ze skutkiem ewentualnym - podkreślił prokurator Dariusz Łukowski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Oskarżyciel publiczny zawnioskował o wyższą karę dla Adama G. i Macieja M.
- Powinni zostać skazani na karę 25 lat pozbawienia wolności, a Adam J. - na 15 lat - podkreślił prokurator.
W podobnym tonie wypowiadał się oskarżyciel posiłkowy reprezentujący rodzinę ofiary, mec. Maciej Apel.
- Moim zdaniem argumentacja sądu pierwszej instancji, która ma uzasadniać zmianę kwalifikacji, była zbyt lakoniczna. W mojej opinii sprawcy co najmniej obojętne było to, czy dojdzie do zgonu, czy też nie - podkreślał.
W swojej mowie końcowej podkreślał brutalność ataku. Zaznaczył, że napastnik użył dużej ilości kwasu. - Skierował strumień nie tylko na odsłonięte części ciała swojej ofiary. Na zdjęciach z miejsca ataku widać, jak wiele użył żrącej substancji. Kiedy poszkodowana trafiła do szpitala, szanse na jej przeżycie oceniano na 40 procent - podkreślał prawnik.
Pełnomocnik rodziny wskazywał, że nie można rozdzielić śmierci 75-latki z atakiem. - Gdyby nie atak, poszkodowana nie trafiłaby do szpitala. Nie ma innej przyczyny jej hospitalizacji. Zmarła na skutek ataku, niecałe dwa miesiące później - zaznaczył.
Prawnik odniósł się też do poruszanego przez obronę wątku podejrzanego prokuratora Andrzeja Z., który początkowo prowadził śledztwo.
- Z informacji, które mamy, wyłania się obraz inny, niż przedstawia obrona. W istocie nie mówimy o osobie, która starała się na siłę wykazać winę oskarżonych. W istocie mówimy o prokuratorze, który wypuścił jednego z oskarżonych (Adama J. - red.) z aresztu - podkreślał mec. Apel.
Zaznaczył też, że nieprawdziwe są stwierdzenia obrońców, iż na monitoringu nie zachował się wizerunek twarzy sprawcy.
- Twarz jest niewyraźna, ale jest. Kiedy sprawca był w windzie, jego twarz się odbiła. Obraz pozwolił na istotne ograniczenie liczby podejrzanych. Zostało to zrobione na podstawie opinii antropologicznej - mówił.
"Nie wiem, jak mogę się odnieść"
Adam J. (skazany za pomoc w ataku na 75-latkę) stwierdził, że "nie umie odnieść się do tej sprawy".
- Nie znałem tej pani, nie byłem w miejscu, gdzie doszło do ataku. Inni oskarżeni nie byli nawet moimi bliskimi kolegami. Każdy, kto wie, jakim jestem człowiekiem, wie, jak bardzo absurdalna jest ta sprawa - mówił.
Odniósł się do przełomowych dla sprawy zeznań swojej byłej partnerki, Karoliny K. - Obciążyła mnie narkomanka i złodziejka, która po rozstaniu zdecydowała się mnie zniszczyć. Z jakiegoś powodu sąd uwierzył jej, a nie mnie. Ja jestem normalnym człowiekiem, który stracił wszystko - zaznaczał.
Zaznaczył, że Karolina J. trzykrotnie zmieniała wersję dotyczącą tego, kiedy i w jakich okolicznościach dowiedziała się o kulisach ataku na 75-latkę.
Z kolei nieprawomocnie skazany za zlecenie ataku Maciej M. przyznał, że "nie był miły dla Magdaleny G.". - Nie byłem, ale ona nie była miła dla mnie - mówił oskarżony. Zapewniał za to, że był "w dobrych relacjach" z Anną O., która została zaatakowana kwasem. - Mówiłem jej dzień dobry, pomagałem wnosić zakupy. Jej wnuk już po ataku usłyszał od niej, że na pewno to nie ja stoję za tym atakiem - podkreślał.
Na koniec swojego wystąpienia podkreślił, że "nigdy nie zlecił żadnego zabójstwa".
Piotr G., skazany za oblanie 75-latki kwasem, odczytał oświadczenie, w którym stwierdził, że jest niewinny, a sąd pierwszej instancji wybiórczo i stronniczo oceniał dowody. Deprecjonował też wiarygodność Karoliny K. i wyniki pracy biegłego, który wykonywał jej badanie wariograficzne.
Wyrok w tej sprawie zostanie odczytany 7 lutego.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24