- W życiu bym nie powiedziała, że mogą zrobić coś takiego - mówi prezes schroniska, w którym przed mrozem chowali się dwaj bezdomni: 52- i 59-letni. Ich "domem" będzie teraz cela, bo są podejrzani o oszustwa na ponad pół miliona złotych.
Dla pracowników schroniska dla bezdomnych im. Brata Alberta ta sprawa jest więcej niż tajemnicza. Oto bowiem dwóch niepozornych podopiecznych usłyszało właśnie prokuratorskie zarzuty. Wynika z nich tyle, że ostatnio sprawnie przeprowadzili intrygę i naciągnęli co najmniej 700 osób.
Ich rzekomy łup robi wrażenie. Zdaniem prokuratury mężczyźni wyłudzili co najmniej pół miliona złotych.
- Jeden z nich to pijaczek, a drugi miał poważne problemy ze zdrowiem i jest niepełnosprawny - mówi Wielisława Rogalska, prezes zarządu Towarzystwa Pomocy im. św. Brata Alberta.
Jak zatem dokonali przestępstwa? Nadkomisarz Adam Kolasa z łódzkiej policji opowiada, że od jakiegoś czasu w sieci popularność i zaufanie klientów zdobywał sklep internetowy.
- Kupić można było drobną elektronikę w korzystnych cenach. Sklep sumiennie wysyłał zamówiony towar do klientów - podkreśla policjant.
Jeżeli ktoś jednak wczytałby się w regulamin sklepu, zauważyłby coś dziwnego. Firma prowadząca internetowy handel była zarejestrowana w łódzkim schronisku dla bezdomnych.
- Nic o tym nie wiedzieliśmy. Widocznie prawo pozwala na to, żeby u kogoś założyć firmę bez jego wiedzy - wzrusza ramionami Wielisława Rogalska.
Ofensywa
Sklep internetowy bez większych zastrzeżeń funkcjonował od początku roku. 8 marca na stronie pojawiły się oferty sprzedaży dużo droższego sprzętu niż dotąd.
- Była to kosztowna elektronika oraz sprzęt AGD wysokiej klasy - tłumaczy Adam Kolasa. Dodatkowo oferowane przedmioty były w znakomitych cenach. Nic więc dziwnego, że bardzo szybko pojawili się chętni.
- Problem w tym, że po przyjęciu zapłaty sklep nie wysyłał zakupionego towaru - dodaje Kolasa.
Prokuratura wie dziś, że płatności były realizowane przelewami na podane rachunki bankowe bądź też za pośrednictwem Krajowego Integratora Płatności Tpay.
Oszukanych jest co najmniej 700 osób. Śledczy szacują, że mogli wpłacić nawet milion złotych.
Słupy?
W poniedziałek, 18 marca, w schronisku dla bezdomnych pojawili się policjanci. - Przyszli do niego. On się nie awanturował. Wiem, że niedługo potem wpadł drugi - opowiada Wielisława Rogalska.
Podejrzani usłyszeli zarzuty.
- Dotyczą udziału w oszustwie. Mężczyźni zostali tymczasowo aresztowani - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Policja zabezpieczyła na koncie sklepu około 750 tysięcy złotych. Dzięki temu oszukani mogą liczyć na to, że odzyskają pieniądze.
Funkcjonariusze sprawdzają teraz, czy zatrzymani bezdomni byli po prostu "słupami", na których zarejestrowana była działalność.
Nie daj się nabrać
- To był klasyczny schemat działania oszustów. Najpierw zbudowanie zaufania, a potem ofensywa obliczona na jak najszybszy zysk - komentuje sprawę funkcjonariusz operacyjny z łódzkiej policji, który zajmuje się przestępstwami internetowymi.
Apeluje, żeby dokładnie sprawdzać, komu w sieci przelewamy pieniądze.
- Żeby nie stracić pieniędzy, trzeba wyrobić sobie nawyk sprawdzania wiarygodności sklepu. To trzy kroki, które uchronią nas przed oszustami - mówi policjant.
Pierwszym krokiem jest sprawdzenie, czy sklep wysyła towar za pobraniem.
- Jeżeli nie ma takiej opcji, to może oznaczać, że sprzedający nie jest pewien jakości oferowanego towaru - mówi nasz rozmówca.
Drugi krok? Sprawdzenie w regulaminie terminu dostarczenia towaru.
- Czas dłuższy niż 30 dni może oznaczać, że sprzedający sprowadza towar na przykład z Chin. I po prostu pobiera za to prowizję - mówi funkcjonariusz.
Trzeci krok to sprawdzenie, czy można dokonać płatności kartą kredytową.
- Trudniej odzyskać środki, które przekażemy za pomocą przelewu - informuje specjalista.
Funkcjonariusze apelują też, żeby sprawdzać, od kiedy i do kiedy wykupiona jest internetowa domena, na której znajduje się sklep.
- Dane te można bez problemu sprawdzić w Krajowym Rejestrze Domen. Jeżeli sklep ma prawo używać domeny na miesiąc, to może to być dzwonek alarmowy - kończy nasz rozmówca.
Autor: bż//ec/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź