Szpital w Wieruszowie (woj. łódzkie) jest na skraju wydolności - alarmują jego przedstawiciele. - Mieliśmy kilka, kilkanaście przyjęć dziennie. W tym chorych w bardzo poważnym stanie, którzy mieli do nas nie trafiać - mówi dyrektor do spraw medycznych placówki.
Ostatecznie jednak oddział powstał.
- W ciągu kilku dni w placówce zapełniły się wszystkie łóżka dla chorych na COVID-19. Jest ich tutaj dwadzieścia pięć. Cztery z nich zostały zwolnione po tym, jak chorzy w najcięższym stanie zostali przewiezieni do szpitali specjalistycznych - raportuje Piotr Borowski, który zajął się sprawą.
Karetki gdzieś muszą zostawiać pacjentów
Longin Słowikowski, dyrektor do spraw medycznych szpitala informuje, że do placówki - wbrew wcześniejszym zapowiedziom wojewody łódzkiego - trafiają również chorzy w bardzo złym stanie.
- Plan był taki, że hospitalizowani mają być u nas chorzy na COVID-19 w dobrym stanie. Dzieje się jednak inaczej, ale w sumie trudno się dziwić. W innych placówkach wolnych miejsc często już nie ma, karetki jadą więc do nas, bo muszą przecież gdzieś zostawić chorych - opowiada dr Słowikowski.
To niestety - jak wskazuje rozmówca tvn24.pl - sprawia, że placówka jest bardziej obciążona niż planowano.
- Zabrakło nam tlenu jakiś czas temu. Opiekujemy się chorymi, którzy potrzebują nawet pięćdziesiąt litrów na godzinę. Czyli co godzinę zużywamy jedną butlę - opowiada dyrektor.
Kryzys z dostawami tlenu udało się rozwiązać między innymi dzięki pomocy straży pożarnej i starostwa powiatowego.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź