Czeski policjant podczas kontroli zapytał: pieniądze macie? "Wziął 400 złotych, kwitka nam nie dał"

Sprawę badają obecnie czeskie służby
Sprawę badają czeskie służby
Źródło: Nagranie z wideorejestratora
Zostali zatrzymani do kontroli na czeskiej autostradzie. Policjant zapytał polskich kierowców, ile mają przy sobie gotówki. - Potem wziął banknoty, nie dał nam żadnego kwitka i się pożegnał. Nie wiedział, że wszystko nagrałem - mówi tvn24.pl Jakub z Rzeszowa. Sprawą zajmują się już czeskie służby.

Jechali przez Czechy z Niemiec. Byli na autostradzie w Ostrawie, do granicy z Polską zostało im już nieco ponad 20 kilometrów.

- Za kierownicą siedział mój wspólnik. Jechaliśmy spokojnie - mówi Jakub, przedsiębiorca z Rzeszowa.

Kiedy Polacy zjechali na lewy pas, żeby wyprzedzić tira, z ciekawością przyglądali się policyjnej akcji na autostradzie. Przed nimi jechał nieoznakowany radiowóz na sygnale.

- Byliśmy pewni, że policjanci właśnie zatrzymują kogoś za wykroczenie. Ale w życiu byśmy nie pomyśleli, że chodzi im o nas - dodaje.

"Na rok zakaz prowadzenia i 25 tysięcy koron"

To, co działo się potem, wiemy dzięki zapisowi z wideorejestatora.

- Funkcjonariusz podszedł do auta i stanął tak, że nie mógł zauważyć kamery. Może dlatego zdecydował się postąpić tak, jak postąpił - mówi rozmówca tvn24.pl.

Czeski policjant po polsku wypytywał Polaków o to, jakie było ograniczenie. Kierowca zamiast odpowiedzieć, próbował zgadywać, że do 110 km/h.

Na filmie słychać, jak policjant podkreśla, że to nie zgadywanka. I mówi, że ograniczenie było do 80.

- Totalnie zgłupieliśmy. Byliśmy przekonani, że skoro nas zatrzymali, to pewnie faktycznie jechaliśmy za szybko - opowiada pan Jakub.

Nagrany policjant (nie przedstawił się) mówi, że za to kierowca straci prawo jazdy na rok i będzie musiał zapłacić 25 tys. koron (około czterech tysięcy złotych).

Polacy jeszcze przez parę chwil próbowali bezskutecznie namawiać policjanta, żeby interwencja zakończyła się pouczeniem.

Negocjacje bez potwierdzenia

"Pieniądze macie?" - zagaił nagle policjant.

"Ile?" - pytali Polacy. Najpierw Czech chce równowartość dwustu euro. Potem godzi się na połowę kwoty.

"Może być w złotówkach?” – pyta kierowca.

Funkcjonariusz się zgadza. "Uważajcie drugim razem. Żebyście prawa jazdy nie stracili" - radzi i pozwala Polakom odjechać.

- Byliśmy zszokowani. Nie dostaliśmy żadnego potwierdzenia - opowiada Jakub.

"Nieuczciwość"

Pan Jakub po powrocie do kraju wrzucił nagranie do sieci. Skontaktował się też ze swoim prawnikiem, żeby ten zajął się sprawą.

- Nie mogłem się z tym wszystkim pogodzić - przyznaje.

Na portalu wykop.pl opisał swoją historię.

- Napisałem, że faktycznie jechaliśmy za szybko, ale nigdy nie można godzić się na to, że policja kogoś straszy i przymusza do dania łapówki - opowiada.

Potem jednak sprawdził dane z modułu GPS, który był zainstalowany w samochodzie, w którym jechał wraz ze wspólnikiem.

- Z zapisów wynika, że bezpośrednio przed kontrolą jechaliśmy maksymalnie 87 km/h. Mogę to udowodnić. Jasnym jest zatem, że padliśmy ofiarą nieuczciwości funkcjonariuszy - mówi.

Do sprawdzenia

Poprosiliśmy przedstawicieli czeskiej policji o komentarz. Dowiedzieliśmy się, że przy okazji każdego mandatu kierowca powinien otrzymać stosowne pokwitowanie – tak samo jak w Polsce.

W sprawie kontroli w Ostrawie zostaliśmy jednak przekierowani do Generalnej Dyrekcji Służb Bezpieczeństwa (cz. Generální inspekce bezpečnostních sborů). Jej przedstawicielka, kpt. Ivana Nguyenová tłumaczy, że główną działalnością służby jest poszukiwanie, odkrywanie i badanie faktów wskazujących, że któryś z czeskich funkcjonariuszy mógł popełnić przestępstwo.

- Sprawa jest obecnie rozpatrywana i dlatego nie będziemy przekazywać żadnych dalszych informacji - ucina.

(policjant)- Dobry.(kierowca)- Dzień dobry.- Dokumenty wasze. Prawo jazdy.... panie kierowca! Ile tam była prędkość? Ograniczenie?- 110?- Pan próbuje, albo wiecie. - (śmiech) próbujemy. - Próbujemy! A to źle. Osiemdziesiąt. - Dowód mi dajcie.- Jaki dowód?... Aha...- Dowód (niezroz.). Prędkość! Ja? To będzie... prawo jazdy! Skąd jedziecie teraz?- My? Aż z Niemiec.- Aż z Niemiec, no!- Trzy tysiące kilometrów. Mogę panu pokazać. - Trzy tysiące kilometrów a przed granicą przejęcie prawo jazdy! Trzeba uważać trochę. - No kurczę, niech pan zrozumie. Spieszymy się naprawdę, bo mamy jeszcze kupę kilometrów. My jesteśmy z Podkarpacia. No niech pan zobaczy...- Ale panowie... trzeba uważać trochę, nie? Tu jest autostrada popsuta.- No właśnie widzieliśmy...- A wy lecicie tak. Co mam zrobić teraz z wami? - Pouczenie!- Pouczenie? Jak to jest nagrane. Protokół do urzędu. Jeden rok zakaz prowadzenia i 25 tysięcy koron. - Poważnie?- No. Tak to tam jest.- (westchnięcie)- Pieniądze macie? - Ile?- No ja nie wiem, jak wy chcecie to zrobić.- No nie wiem... najniższą linią oporu.- Najniższy to jest 5000 koron (ok. 833 złotych - red.) - 5000 koron to jest...- 200 euro. - 200 euro...- Samochód jest wasz, tak?- To jest firmowy mój. - Tak to napisać? Albo jak to zrobimy?...- Na pouczeniu jakoś by się nie skończyło? Pierwszy raz jesteśmy...- Nie, nie, nie...- Macie pieniądze, albo jak to mamy zrobić? Albo karta kredytowa? No patrzycie tak na mnie (śmiech) a ja nie wiem...- Nie no, najniższa linia oporu. Dwieście euro to jest... - Dobra, stówa. Ostatnie. - Dobra. A może być w złotówkach?- No może być, no.- Dobra, daj Kuba portfel. Cztery stówy?- Dobra, no. - Ale uważajcie drugim razem.- Dobra. - Żebyście nie stracili prawa jazdy. - Dzięki.- Dobra, do widzenia. Tak przebiegała kontrola

Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: