Wciąż nie udało się odczytać, co "widziały" kamery w tramwaju kierowanym przez pijanego motorniczego, który śmiertelnie potracił trzy kobiety w centrum Łodzi. Śledczy po jednej z publikacji tvn24.pl wystąpili w tej sprawie do producenta monitoringu. Firma odpowiedziała, że nagrania nie ma, bo kamery nie były włączone. Atakuje przy tym łódzkiego przewoźnika.
Tvn24.pl dotarła do treści pisma, które zostało pod koniec marca wysłane z firmy GMV do łódzkiej prokuratury. Firma odpowiedzialna za działanie monitoringu w 183 pojazdach należących do Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi.
Producent systemu podkreśla w nim, że nie można odczytać zapisu monitoringu z tragicznego wypadku, bo kamery go po prostu nie nagrały.
- Firma stawia wręcz tezę, że kamery nie działały bo wyłączony został bezpiecznik odpowiedzialny za ich pracę. Nie przesądzamy czy tak faktycznie było, to jedna z wersji, którą przeanalizujemy - tłumaczy tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
W piśmie możemy też przeczytać, że kamery nie działały od dłuższego czasu. Zdaniem GMV, ostatnie logowanie się systemu do serwera odbyło się 12 sierpnia 2013 roku, czyli prawie pół roku przed tragedią z udziałem pijanego motorniczego.
- W tym okresie monitoring miał po prostu nie działać - dodaje Kopania.
Półroczna awaria?
Firma GMV informuje, że ponieważ system w składzie nie logował się od dawna na serwerze to wysnuła wniosek, że jeden z tramwajów został wyłączony z użytkowania. Producent monitoringu podkreśla, że w okresie od sierpnia do stycznia nie miała żadnego zgłoszenia o ewentualnej awarii w tym konkretnym tramwaju.
„Wina MPK”
Tuż po tym, jak rozpędzony tramwaj uderzył śmiertelnie trzy osoby i wjechał w samochód osobowy, zapis z kamer próbowali odczytać eksperci z MPK Łódź. Bezskutecznie. Potem nad dyskiem pracowali eksperci z łódzkiej policji. Kiedy na łamach tvn24.pl napisaliśmy, że nikt nie skontaktował się z producentem monitoringu, do GMV wystąpili łódzcy prokuratorzy.
Dowodem na to, że kamery zainstalowane w łódzkich pojazdach są sprawne, jest zdaniem GMV fakt, że kiedy dysk wrócił do tramwaju i kamery zostały na nowo włączone, monitoring znowu był widoczny na serwerze.
- Firma sugeruje tym samym, że za nieprawidłowe działanie może odpowiadać wyłączony bezpiecznik - wyjaśnia prokurator Kopania.
Jak podkreśla GMV, w składach należących do łódzkiego przewoźnika "wielokrotnie dochodziło do problemów związanych z wyłączeniem głównego bezpiecznika".
Czy podobny problem wystąpił tym razem? Poprosiliśmy MPK Łódź o odniesienie się do argumentów firmy GMV. Na razie nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Spór za trzy miliony
Firma GMV wygrała w 2011 przetarg na zainstalowanie kamer w 183 pojazdach należących do MPK Łódź. Koszt inwestycji to ponad 3,5 mln złotych.
Łódzki przewoźnik otwarcie przyznaje dzisiaj, że nie jest zadowolony z kamer i podkreśla, że tylko w 2013 roku przewoźnik miał problem z odczytaniem ponad 50 nagrań. MPK w maju ubiegłego roku nałożyła na firmę odpowiedzialną za kamery karę w wysokości 300 tys. złotych.
O problemach związanych z użytkowaniem monitoringu głośno zrobiło się w miniony wtorek, kiedy w Łodzi zderzyły się dwa tramwaje. Jeden ze składów miał kamery, ale i w tym przypadku nie udało się sprawdzić, co "widział" monitoring.
MPK tłumaczy, że nie może zerwać kontraktu z firmą, bo wtedy trzeba by było oddać 3 mln złotych, które na monitoring wyłożyła Unia.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem, pokazać go w niekonwencjonalny sposób - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź