Wysiadła na przystanku autobusowym i zdążyła zrobić ledwie kilka kroków. Siła, z jaką uderzył ją samochód, była tak duża, że 35-latka przeleciała kilkanaście metrów i wpadła do rowu. Została znaleziona martwa po kilku godzinach. Kierowca, który w nią wjechał, wciąż jest poszukiwany.
Przystanek autobusowy w Janowie. Tutaj w piątek wieczorem wysiadła Ewa.
- Byłyśmy bardzo blisko. Czasami nie zapowiadała się, tylko po prostu przyjeżdżała. Pomagała mi, zakupy przywoziła. Dobre dziecko - opowiada Maria, ciotka Ewy.
Mieszka sama, od jej podwórka do przystanku przy głównej drodze jest kilkaset metrów, które trzeba pokonać szutrową drogą. Gdyby wyszła przed dom, na pewno zobaczyłaby światła radiowozów. W Janowie pod Kutnem policjanci pojawili się po godzinie 22.
Zaalarmował ich kierowca, którego zaniepokoiła czapka i but leżące na asfalcie. Zatrzymał się i zobaczył, że dookoła jest mnóstwo osobistych rzeczy - dowód osobisty, telefon komórkowy i karta płatnicza.
W końcu zobaczył Ewę leżącą w rowie. Była już martwa.
- Wieczorem zadzwonił do mnie ojciec Ewy. Powiedział, co się stało - płacze starsza kobieta.
Uciekł
Kobieta mieszkająca naprzeciwko miejsca, gdzie zginęła Ewa, słyszała w piątek wieczorem dziwny, głuchy dźwięk. Na początku myślała, że na ruchliwą drogę wbiegło jakieś zwierzę i zostało potrącone.
- Zeznała, że ten dźwięk usłyszała pomiędzy 19 a 20 - informuje Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Na tej podstawie śledczy uznali, że wtedy doszło do potrącenia. Nie wiadomo, jak długo Ewa umierała. Wiadomo za to, że kierowca nie dał jej szans na przeżycie.
- Po wypadku uciekł z miejsca zdarzenia - mówi Kopania.
Wskutek zderzenia z samochodu oderwały się fragmenty karoserii. Na tej podstawie stwierdzono, że Ewę uderzył biały volkswagen caddy.
Policja i prokuratura proszą o kontakt wszystkie osoby, które mogą pomóc wskazać kierowcę.
Gra ze śmiercią
Ewa ostatnio mieszkała i pracowała w Kutnie. Rodzice pochodzą z Żychlina. Na tyle często jednak przyjeżdżała do ciotki, że w Janowie kojarzy ją większość mieszkańców. Tak jak Małgorzata.
- Umierała kilkadziesiąt metrów od mojego domu. W głowie mi się nie mieści, jakim draniem był ten, kto ją potrącił i uciekł - mówi.
Ewę znał też Czesław. Pamięta ją jeszcze z czasów, jak jako młoda dziewczyna pomagała przy pracach polowych.
- Pracowita, dobra osoba. Taka, co nie bała się pracować. No i nie olewała bliskich. Mam nadzieję, że znajdą tego, co ją zabił. Chociaż to będzie trudne. Ruch u nas jak na Marszałkowskiej - mówi Czesław, mieszkaniec Janowa.
Tłumaczy, że koło jego domu codziennie przejeżdżają tysiące samochodów.
- Obok jest cukrownia Dobrzelin. Ruch jak w ulu. A my tu nawet chodników nie mamy. Musiało skończyć się tragedią - kończy.
Autor: bż/gp / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź