- On był jak tykająca bomba. Wiedzieliśmy, że może dojść do czegoś złego, ale takiej tragedii się nie spodziewaliśmy - mówią mieszkańcy Janówki pod Łodzią. W niedzielę po południu doszło tam do eksplozji, po której zawalił się dom. Zginęły dwie osoby, w tym prawdopodobny sprawca tragedii. Spod gruzów wydobyto dziewięcioletniego chłopca, który trafił do szpitala.
Do eksplozji, o której pisaliśmy na tvn24.pl, doszło po godzinie 14. Okoliczności tragedii bada prokuratura, która stara się odtworzyć minuta po minucie, co stało się w Janówce w powiecie łódzkim wschodnim. I poznaje coraz więcej szczegółów.
- 28-letni mężczyzna groził swojej matce, która pracowała w sklepie przylegającym do podwórka. Potem wybiegł na ulicę i rzucił butlą gazową w przypadkowe auto, które akurat przejeżdżało - mówi tvn24.pl Tomasz Szczepanek z łódzkiej prokuratury.
Matka 28-latka zaalarmowała policję.
- Dostaliśmy zgłoszenie, że mężczyzna jest agresywny, miał przy sobie nóż. Na miejsce od razu został wysłany patrol policji - mówi sierżant Aneta Kotynia z komendy policji w Koluszkach.
Zanim radiowóz zdążył dojechać, doszło do eksplozji.
- Domniemany napastnik wbiegł do garażu, prawdopodobnie odkręcił butlę z gazem i doprowadził do wybuchu. W momencie, kiedy doszło do eksplozji, razem z 28-latkiem był jego dziadek - dodaje prokurator Szczepanek.
"Dobra rodzina i trudny chłopak"
Po wybuchu runął dom jednorodzinny. Oprócz 28-letniego Damiana L. i jego 72-letniego dziadka w domu był dziewięcioletni syn Damiana L. On, jako jedyny z tej trójki, przeżył.
W momencie wybuchu poza domem była babcia i matka 28-latka.
- Chłopiec został śmigłowcem przetransportowany do szpitala. Jego życiu na szczęście nic nie zagraża - mówi sierżant Kotynia.
Mieszkańcy Janówki są w szoku.
- To dobra rodzina, od pokoleń prowadzili tutaj sklep. Damian zawsze był trudny - mówi w rozmowie z tvn24.pl jedna z sąsiadek.
Inna sąsiadka, Joanna, tłumaczy, że 28-latek często chodził po wsi "skołowany".
- Nie wiem, czy to były narkotyki, czy dopalacze. To był trudny chłopak, wiedzieliśmy, że w końcu doprowadzi do czegoś złego. Ale takiej tragedii w życiu byśmy się nie spodziewali - dodaje.
- Będziemy zbierać pieniądze, żeby pomóc odbudować dom tej rodziny - zapowiada Mirosława Szwingal-Kryda, sołtys Janówki.
Bez praw
Policja informuje, że od 2015 roku do domu, w którym doszło do tragedii, funkcjonariusze byli wzywani trzykrotnie: w dniu eksplozji, pod koniec 2018 i w 2015 roku.
- Za każdym razem chodziło o groźby ze strony mężczyzny, który najpewniej odpowiada za wczorajszą tragedię - mówi sierżant Aneta Kotynia z policji w Koluszkach.
Rodzina nie miała założonej niebieskiej karty. 28-latek nie miał praw do opieki nad dziewięcioletnim synem. Opiekunami prawnymi byli pradziadkowie chłopca.
- Wszyscy jednak mieszkali w jednym domu. Przez jakiś czas żyła z nimi też matka chłopca, ale po rozstaniu gdzieś się wyprowadziła - tłumaczą sąsiedzi w rozmowie z tvn24.pl.
Kobieta również nie miała praw do opieki nad chłopcem.
- W tym roku miał komunię. Biedne dziecko - mówi sołtys Janówki.
- Damian dostał miłość, pomoc i mnóstwo zrozumienia. Odpłacił się tragedią - kończy jeden z mieszkańców wsi.
Autor: bż/ks/kwoj / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź