- To jakaś tragikomedia. Żona mówi, że głupi jestem, bo próbuje się siłować z urzędnikami - mówi Marian Czyżewski, były maszynista. Od siedmiu lat próbuje udowodnić, że traci słuch, bo całe dorosłe życie spędził w głośnych kabinach pociągów. - Czy to się kiedyś skończy? Nie wiem. Oni chyba czekają, aż umrę i problem sam się rozwiąże. Ale ja nie odpuszczę - zapewnia.
Półki pana Mariana ze Szczecina szybko wypełniają się dokumentami.
- Cztery, pięć, sześć, siedem i osiem! Proszę bardzo, ile makulatury - wylicza emerytowany maszynista.
Pisma, które pokazuje otrzymał od szczecińskiego sanepidu w ciągu ostatniego roku. To ta instytucja ma wydać decyzje, czy postępująca u niego choroba słuchu może mieć związek z tym, że przez 40 lat pracował w hałasie.
- Pierwsze takie pisemko dostałem w marcu tamtego roku - mówi zdenerwowany.
Inspektorzy sanepidu informują w nim, że "z uwagi na złożoność sprawy i konieczność zebrania dodatkowego materiału dowodowo-wyjaśniającego" dają sobie czas na wydanie decyzji do 29 kwietnia 2016 roku.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że niemal identyczne pismo pan Marian dostał już łącznie osiem razy.
- To wygląda jak kserokopia. Zmienia się tylko data zakończenia sprawy - załamuje ręce.
Najnowsze pismo, w którym sanepid przekłada termin zakończenia swoich prac zostało wysłane 31 marca. Według obecnej wersji termin wydania decyzji to koniec maja.
Siedem lat walki
Cierpliwość pana Mariana jest już mocno nadwyrężona. Bo o dodatek do emerytury z powodu choroby zawodowej walczy od 2010 roku.
- Było to rok po tym, jak poszedłem na emeryturę. Mój słuch zaczął szybko się pogarszać - opowiada.
Pan Marian wtedy po raz pierwszy poprosił szczeciński sanepid o wydanie decyzji, czy jego choroba może mieć związek z pracą w trudnych warunkach. Wtedy nie musiał tak długo czekać jak obecnie. Inspektorzy Powiatowego Inspektoratu Sanitarnego stwierdzili, że roszczenia byłego maszynisty są bezzasadne.
Dlaczego? Bo nie ma badań stwierdzających, jaki hałas generowały lokomotywy kierowane przez pana Mariana.
- Poruszamy się w oparach absurdu. Sanepid uznał, że skoro nie ma dokumentów stwierdzających hałas w kabinie pociągu, to trzeba uznać, że w środku było cicho - podkreśla mec. Maria Wentlandt-Walkiewicz, pełnomocnik pana Mariana.
Emerytowany maszynista odwołał się od tej decyzji. Ta w końcu trafiła do Naczelnego Sądu Administracyjnego, który w 2015 roku uchylił niekorzystne dla mężczyzny decyzje i nakazał sanepidowi ponowne rozpatrzenie sprawy. I to właśnie na tę decyzję obecnie czeka pan Marian (i w związku z nią otrzymuje kolejne pisma).
"To nie jest przewlekłość"
Pod koniec minionego roku Marian Czyżewski poprosił Generalnego Inspektora Sanitarnego o interwencję w sprawie przewlekłości działań szczecińskiego sanepidu. GIS stwierdził jednak, że nie ma mowy o nieprawidłowościach.
Grzegorz Hudzik, zastępca Głównego Inspektora Sanitarnego wyjaśniał, że inspektorzy mają problemy przez powolną pracę instytucji, które powinny się w tej sprawie wypowiedzieć.
"W marcu 2016 roku Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny zwrócił się do Instytutu Medycyny Pracy z prośbą o zajęcie stanowiska względem m.in, wyroku NSA. Odpowiedź otrzymał dopiero 12 lipca, jednak jednostka nie udzieliła wyjaśnień i odpowiedzi na skierowane pytanie" - pisze Hudzik.
Pracownicy szczecińskiego sanepidu w rozmowie z tvn24.pl nie chcieli jednoznacznie odnosić się do sprawy pana Mariana, ale już zastrzegli, że postępowanie może jeszcze trochę potrwać:
"Otrzymane materiały oraz nowe informacje często powodują konieczność podjęcia dalszych kroków, zebrania dodatkowych danych i dowodów" - informuje Edyta Szopa, kierownik Oddziału Higieny Pracy w PPIS w Szczecinie.
Trybunał na drodze
Kancelaria prawna pomagająca panu Marianowi kilka lat temu znalazła drogę, która pozwoliłaby na stwierdzenie choroby zawodowej bez konieczności czekania na sanepid.
- Zwróciłem się do ZUS. Sprawa trafiła do Sądu Okręgowego w Poznaniu. Zajęła się nią obecna prezes Trybunału Konstytucyjnego, pani sędzia Julia Przyłębska - mówi pan Marian.
Do teraz odbyły się trzy rozprawy. Ostatnia odbyła się w sierpniu 2015 roku.
- Wtedy zapadł korzystny dla mnie wyrok NSA, z którym pani sędzia chciała się zapoznać. Do sprawy już nie wróciła, bo została wybrana do Trybunału Konstytucyjnego. Od tego momentu w mojej sprawie nic się na razie nie dzieje - załamuje ręce pan Marian.
Zapowiada, że będzie walczył do końca.
- Moja żona mówi, że jestem głupi. Że za dużo mnie to kosztuje czasu i nerwów. Ale tu już nie chodzi o jakieś pieniądze. Tu chodzi o zasady - kończy.
Autor: bż/pm / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź