- A idź pan! Miała być idylla, a jest jak na wojnie - mówią mieszkańcy domów w pobliżu autostrady A1 na wysokości Łodzi. Hałas jest nie do zniesienia. - Rozumiemy mieszkańców, ale muszą jeszcze trochę poczekać - tłumaczy GDDKiA i część winy zrzuca na... kierowców. Bo ci jeżdżą szybciej niż planowano przy budowie inwestycji.
Ten dom był marzeniem życia pana Zbigniewa. Z dala od miejskiego zgiełku.
- Jak mi panowie wykańczali dom to specjalnie przyjeżdżali godzinę albo dwie wcześniej, żeby posłuchać śpiewu ptaków - opowiada.
Zbigniew wiedział, że budowa jest raptem kilkaset metrów od miejsca, gdzie niedługo otwarta będzie autostrada. Ale do końca był przekonany, że budowlańcy wzniosą ekrany dźwiękochłonne. Nie doczekał się.
- Jak na początku lipca ubiegłego roku puścili tu ruch, to myślałem, że zaczął się jakiś nalot bombowy - opowiada.
Kilka miesięcy, tysiąc skarg
Liczby pokazują, że pan Zbigniew nie jest przewrażliwiony, tylko problem jest duży. W pierwszych miesiącach po oddaniu A1 do GDDKiA spłynęło około tysiąca skarg na zbyt duży hałas.
Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych tłumaczy, że już po oddaniu odcinka wymogła na wykonawcy przeprowadzenie testów głośności w 45 miejscach obok autostrady. W ośmiu stwierdzono, że normy głośności są przekroczone.
- Zażądaliśmy od wykonawcy poprawienia sytuacji na jego koszt. W siedmiu miejscach się to udało - mówi Maciej Tomaszewski, dyrektor GDDKiA.
"Jeżdżą za szybko"
We wspomnianych siedmiu lokalizacjach wystarczyły drobne prace - głównie związane z uszczelnieniem przestrzeni pod ekranami dźwiękochłonnymi. Ale w pobliżu ul. Sołeckiej (gdzie mieszka m.in. pan Zbigniew) ekranów w ogóle nie ma, bo nigdy ich nie planowano w tym miejscu.
- Wszystkie obliczenia inwestycji zakładają, że użytkownicy autostrady będą się po niej poruszać z prędkością 140 km/h. A bardzo wielu kierowców jeździ szybciej i robi większy hałas - argumentuje Maciej Zalewski, rzecznik GDDKiA w Łodzi.
Mimo że dopuszczalne normy były przekroczone budowa i tak została rozliczona i zamknięta ze strony GDDKiA.
- Wyczerpaliśmy już podstawy do tego, żeby żądać od wykonawcy dobudowania ekranów - przyznaje dyrektor Generalnej Dyrekcji.
Szybkie samochody, wolni urzędnicy
Co zatem zarządca drogi ma do zaoferowania? Dość czasochłonną procedurę administracyjną. Od lipca tego roku GDDKiA będzie przygotowywać specjalny dokument: analizę porealizacyjną. Urzędnicy zawrą w nim m.in. dane dotyczące poziomu hałasu obok A1. Według założeń, tworzenie dokumentu ma potrwać do końca roku. Wtedy trafi on na biurko dyrektora Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.
- RDOŚ przeanalizuje dokument i swoje wnioski przekaże marszałkowi - tłumaczy Maciej Tomaszewski, dyrektor GDDKiA.
Jeżeli z analizy RDOŚ będzie wynikała konieczność działania (a mieszkańcy okolic A1 są co do tego pewni) to marszałek wskaże Generalnej Dyrekcji, co ma zostać dobudowane przy autostradzie.
Ale to nie koniec procedury. Bo GDDKiA spróbuje potem namówić wykonawcę do wykonania wskazanych robót. Chociaż szanse na to są, według samych urzędników, niewielkie.
- Jeżeli wykonawca się nie zgodzi to GDDKiA na swój koszt zainstaluje ekrany - kończy Tomaszewski.
Ile zatem jeszcze mieszkańcy Łodzi będą żyć w hałasie? Co najmniej rok.
- Oni sobie jaja robią. Kiedyś stawiali ekrany w polu, dziś nie stawiają ich nawet obok osiedla. Paraonoja - komentuje pan Krzysztof z ul. Sołeckiej.
Autor: Bartosz Żurawicz/i / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź/Google Earth