Policja szukała napastnika, a on tuż obok atakował trzecią kobietę

29-latek z Łodzi trafił do policyjnej izby zatrzymań
Obie kamery nie działały
Źródło: TVN24 Łódź

Już trzy kobiety opowiadają o tym, że zostały zaatakowane w poniedziałek nad ranem w centrum Łodzi. Zaczęło się od studentki, która o napaści i kontrowersyjnej interwencji policji napisała w sieci. Ośmieliła inne ofiary napastnika?

W sprawie, we wtorek, zatrzymany został 29-latek. Na dziś zaplanowane jest jego przesłuchanie.

Prokuratura już ustaliła, że 29-latek wyszedł w poniedziałek nad ranem z jednego z klubów. Było po piątej, kiedy zaatakował po raz pierwszy. Celem była kobieta przy al. Piłsudskiego.

- Mężczyzna początkowo zaczepiał ją słownie. Następnie zakrył jej ręką usta i bił ją po klatce piersiowej. Pokrzywdzonej udało się wyrwać i wbiec do najbliższego tramwaju - mówi tvn24.pl Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.

Kolejną poszkodowaną była studentka, która wracała do akademika po tym, jak w nocy, ze znajomymi, oglądała transmisję z gali rozdania Oscarów. Została zaatakowana na ul. Wigury.

To ona, po ucieczce napastnika, zaalarmowała policję i to dzięki niej sprawa została nagłośniona.

Z relacji poszkodowanej oraz przesłuchanych świadków wynika, że napastnik usiłował zgwałcić studentkę.

Policjanci przyjechali - jak twierdzą - po pięciu minutach od wezwania i patrolowali teren. W tym czasie napastnik uderzył po raz trzeci - tym razem na krzyżówce ulic Nawrot i Kilińskiego.

- W środę zgłosiła się kobieta, która miała zostać zaatakowana około 5:50. Napastnik miał ją szarpać i przewrócić. Poszkodowanej udało się uciec - informuje prokurator.

Napastnik zaatakował trzy razy
Napastnik zaatakował trzy razy
Źródło: Mapy Google, tvn24.pl

Miał krew studentki na spodniach

We wtorek po południu w ręce policji wpadł podejrzewany. Na razie wiemy o nim tyle, że to mieszkaniec Łodzi, który był w przeszłości karany za kradzież prądu. Zatrzymano go w pracy. Na sobie miał charakterystyczną, niebieską kurtkę, którą dobrze zapamiętały zaatakowane kobiety.

- Na kurtce oraz spodniach znalezionych w jego domu była krew. Badania przeprowadzone w laboratorium kryminalistycznym KWP wykazały, że to krew studentki zaatakowanej przy ulicy Wigury - mówi Krzysztof Kopania.

Zatrzymany mężczyzna ma w czwartek zostać przesłuchany. Za usiłowanie gwałtu grozi mu do 12 lat więzienia.

I policja pod lupą prokuratury

Wpis studentki wywołał duże poruszenie w sieci. Emocje wzbudził m.in. fragment, w którym opisywała, jak została potraktowana przez policjantów, których wezwała po napaści. Pisała między innymi, że była traktowana protekcjonalnie, a funkcjonariusze nie byli zainteresowani jej stanem. Zamiast tego mieli ją pouczać, żeby "nie robiła scen".

Na ile jest to prawdziwa relacja? Wyjaśnić mogły to nagrania z kamer osobistych. Zarówno policjant, jak i policjantka mieli je przy sobie. I mieli obowiązek włączenia urządzeń w czasie przeprowadzania czynności. Nagrania jednak nie ma, bo - jak twierdzi policja - w obu kamerach skończyły się baterie.

To, jak wyglądały działania interweniujących funkcjonariuszy, wyjaśnia w odrębnym postępowaniu prokuratura.

Autor: bż/i / Źródło: TVN24 Łódź

Czytaj także: