- Zapamiętam Zbigniewa jako wulkan energii - mówił w rozmowie z TVN24 Piotr Stelmach, dziennikarz muzyczny radiowej Trójki. - Oprócz muzyki i wspaniałego głosu, którym dysponował, zapamiętam go jako człowieka, który właściwie nigdy nie przestawał trzymać kciuka podniesionego w górę - dodał. Zbigniew Wodecki zmarł w poniedziałek w wieku 67 lat.
Piotr Stelamch mówił, że pamięta kilka intensywnych spotkań z muzykiem. - To był przepiękny "samograj" jak to czasami takich ludzi określamy. Wystarczyło usiąść na przeciwko siebie, zadać jedno pytanie i Zbyszek po prostu fantastycznie opowiadał o muzyce, o życiu, o swoich przemyśleniach. A do tego jeszcze - co było bardzo charakterystyczne dla niego - wplatał w te opowieści, odpowiedzi, fragmenty muzyczne. Śpiewał i nucił, przypominał co lubił wcześniej, co lubi teraz i nie przestawał ani na trochę żyć muzyką - wspominał Stelmach.
- Miałem wrażenie, że to jest taki artysta, taki człowiek, który nigdy się nie kładzie spać, że jego mózg cały czas pracuje. Co więcej, pracuje bardzo pozytywnie i tę dobrą energię przekazuje światu - powiedział dziennikarz.
Stelmach przypomniał rozmowę z Wodeckim przy okazji premiery płyty "1976: A Space Odyseey". Żartował wówczas, że po 40 latach w końcu doczekał się jej premiery - wspominał Stelmach słowa Wodeckiego.
"Osiągnięcie, którego nikt poza nim u nas nie powtórzył"
- Będę zawsze pamiętał Zbyszka Wodeckiego jako człowieka uśmiechniętego, jako prawdopodobnie największą encyklopedię dowcipów w polskiej branży rozrywkowej, a także jako krakusa - wspominał w rozmowie z TVN24 Piotr Metz.- Zbigniew Wodecki był bardzo krakowski, od lat 70., kiedy poruszał się w zupełnie innych obszarach muzycznych niż później - dodał dziennikarz radiowej Trójki.
Jak stwierdził Metz, dla Wodeckiego nagrody i laury były mniej ważne. - Na przykład płyta, którą zrobił z zespołem Mitch&Mitch, była płytą, którą zrobił wyraźnie dla siebie. Gdy się ukazała, trafiła w Polsce w pustkę, w próżnię. Nie miała specjalnie publiczności, a mimo to była dla artysty szalenie ważna, bo spełnił swoje muzyczne marzenie.
- Powtórne narodziny z zespołem Mitch&Mitch i odświeżenie własnej płyty sprzed kilkudziesięciu lat stało się przebojem dla zupełnie innej, nowej, młodej publiczności. To jest też osiągnięcie, którego nikt poza nim u nas nie powtórzył. Myślę, że takich projektów z nimi było bardzo wiele. On był pracoholikiem. Myślę, że czasami niepotrzebnie nie zwalniał, zbytnio się spieszył, potrafił wstać o 4 rano i przyjechać do kogoś na wywiad, bo obiecał albo ktoś go poprosił. Żył w ogromnym tempie - stwierdził Metz.
Zdaniem dziennikarza, Wodecki wszystko co robił na scenie robił z niebywałą lekkością i klasą.
Cały był muzyką
O uniwersalnym wymiarze twórczości Wodeckiego mówi także Artur Andrus w rozmowie z TVN24, który podkreślił, że jego muzyka sprawdzała się przy każdej publiczności "i dla tych, którzy lubili sobie posłuchać piosenki typu 'Chałupy, welcome to' i 'Pszczółka Maja', ale biorąc pod uwagę, to co się stało ostatnio z płytą z Mitch&Mitch, gdzie przypomniał swoje utwory sprzed kilkudziesięciu lat dla bardzo wyrobionej publiczności - chociaż jak się okazało, tej wyrobionej publiczności jest bardzo dużo".
- Ja na przykład bardzo lubię jego piosenki, które pisał z Janem Wołkiem, to są zaangażowane społecznie teksty, w których wyśpiewuje bardzo ważne rzeczy - przypomniał Andrus.
- Cały wachlarz tego, co w piosence można było przekazać, to Zbyszek przekazywał - podkreślił.
- On potrafił dawać innym uśmiech - powiedział Andrus - Cały był muzyką. Wchodził we wszystkie możliwe przedsięwzięcia muzyczne nie dlatego, że chciał wszędzie wystąpić, chciał być najsłynniejszym artystą świata, tylko jak czuł, że coś jest dobre, że to jest dobra muzyka, to chciał przy tej muzyce być - dodał.
Andrus zwrócił uwagę, ze Wodecki grał zarówno w filharmonii, jak i na estradzie "muzyki łatwej, lekkiej i przyjemnej", ale jedynym dla niego warunkiem było to, że musiała to być dobra muzyka.
"Był po prostu dobrym, mądrym, radosnym człowiekiem"
- Wiem, że wielu z państwa, wielu z nas kręci się łezka w oku, ale tak naprawdę, kiedy słyszeliśmy przed chwilą głos Zbyszka, ciągle jeszcze taki wesoły, żywy, to wszyscy uśmiechamy się na jego pamięć - mówił Andrzej "Piasek" Piaseczny w rozmowie z TVN24. - To był wyjątkowy człowiek i ktoś, kto absolutnie pozostanie w naszych sercach i pamięci - dodał. Piosenkarz podkreślił, że Wodecki ciągle pozostaje i nigdy nie odszedł. - Pozostaniesz w naszych sercach, będziesz grał i na skrzypcach, i na trąbce, będziesz śpiewał jak najpiękniej, tak jak to robiłeś do tej pory - powiedział Piaseczny. Piosenkarz stwierdził, że "Zacznij od Bacha" było "przedszkolem muzycznym". - Bachem był sam Zbyszek. Później, kiedy słuchałem jego piosenek z tamtych lat, przypomnianych wraz zespołem Mitch&Mitch, to cały czas jakby muzycznie uśmiechałem się do siebie wewnętrznie. Lata później miałem okazję współpracować ze Zbyszkiem i ze świętej pamięci Krzysiem Kolbergerem przy inscenizacji "Królewny Śnieżki" - wtedy byłem Królewiczem, ale Zbyszek napisał przepiękną muzykę do tego spektaklu - i pamiętam kiedy Zbyszek, chyba nie na premierze, chyba na którymś z wykonań, podszedł do mnie - wtedy jeszcze nie bardzo umiałem śpiewać, muszę to powiedzieć uczciwie - pokiwał głową i powiedział: no dobrze. Po wielu latach spotkaliśmy się przy okazji śpiewania kolęd dla którejś ze stacji telewizyjnych i odwdzięczyłem się, mówiąc: Zbyszku, ty genialnie śpiewasz. Popatrzył na mnie i powiedział: ty wreszcie też - wspominał Piaseczny.
Piaseczny potwierdził słowa Wodeckiego, że powodzenie w muzyce jest obok talentu kolejnym darem od Boga. - Zbyszek śpiewał różne piosenki aż do dzisiaj. Te mądre słowa powinny trafiać do młodych adeptów muzyki, ale i my - dorośli - nie powinniśmy o nich zapominać. Zbyszek był po prostu dobrym, mądrym, radosnym człowiekiem - podkreślił piosenkarz. Piosenkarz podkreślił, że nie należy do najbliższego grona przyjaciół Wodeckiego. - Mówię o nim jako człowieku, którym można się fascynować. Mówię wiele historii o nim, powtarzanych przez jego przyjaciół. Pamiętam jak przyjechał do moich znajomych nad morze, był oblegany przez tłum gapiów, a on po prostu rozebrał się, położył się na plaży, na piasku, pozwalając, żeby ludzie kładli się koło niego i robili sobie z nim zdjęcia. To niech świadczy jak wielkie poczucie humoru miał, jako potrafił się zdystansować do swojej popularności, do tego co osiągnął na scenie - powiedział Piaseczny.
"Artysta kompletny"
- Był to artysta niezwykły, wspaniały kompozytor. Człowiek, który na scenie wskrzeszał, tworzył świat muzyki przez wielkie "M". To wszystko wiemy. Najważniejsze w takich momentach są osobiste wspomnienia. - stwierdził w rozmowie z TVN24 Jacek Cygan, autor tekstów piosenek.
- Gdzieś sześć tygodni temu w Krakowie Zbyszek dał mi utwór, swoją kompozycję do napisania tekstu, dość trudną. Pisałem to przez kilka tygodni, jeszcze się zdzwanialiśmy przed jego operacją. W nocy chciałem to przepisać. Mówię: nie, zrobię to rano. Rano włączyłem komputer i było napisane, że Zbigniew Wodecki miał udar. Dla mnie jest to taki niezwykły moment, że to się tak połączyło, że jak gdyby ta droga się tak przerwała tak nagle - wyznał Cygan.
- Mogę powiedzieć: Zbyszku, przecież twój tekst jest gotowy, twoja muzyka tak piękna - dodał autor tekstów.
Dla Cygana Wodecki był "artystą kompletnym". - Nie znałem drugiego takiego człowieka, który potrafiłby tak śpiewać, to co dla innych było wysiłkiem, dla niego wydawało się, że spadł ot tak z nieba, tak grać na skrzypcach, na trąbce, tak się zachowywać na scenie i mieć takie walory, taką barwę głosu, mieć taką niezwykłą komunikację z ludźmi - wyliczał Cygan.
- Byłem w ostatnim roku na kilku jego koncertach. Nawet w lutym byłem w Wiedniu na takim balu w Pałacu Ferstel, gdzie śpiewał. Wszyscy byli oczarowani, nie tylko Polacy, ale również Austriacy - wspominał Cygan.
Autor tekstów powiedział, że "na co dzień Zbigniew Wodecki był człowiekiem niezwykle urokliwym, ciepłym, barwnym". - Każde jego zdanie, każda jego emocja była jakaś zupełnie fantastyczna - dodał.
"Kochał być na scenie"
- Można powiedzieć, że pszczółka Maja poleciała do lepszego świata i oby tak było - stwierdził krytyk muzyczny Roman Rogowiecki. - Fantastyczny człowiek, świetny muzyk... tak jak on opowiadał dowcipy, wszystkiego będzie brakowało w jego wykonaniu - dodał. Rogowiecki przypomniał, że Wodecki potrafił "wyczarować dźwięki" na wszystkim, co wziął do ręki. - Potrafił robić świetne audycje radiowe, gdzie opowiadał jak powstawały wielkie dzieła. Bardzo elokwentny człowiek, który doskonale był wykształcony muzycznie i dlatego tak dobrze sobie żeglował po różnych stylach muzycznych i wychodziło mu to z wielką łatwością. I każdy z nas przecież zazdrościł mu tej wspaniałej fryzury - zauważył krytyk. - Myślę, że "Zacznij od Bacha" to świetna piosenka i świetne hasło dla nas wszystkich, żebyśmy spojrzeli na kompozytora, który jest bardzo ważny dla całej ludzkości - dodał Rogowiecki.
- Kochał być na scenie i ta scena była dla niego wszystkim - podkreślił.
Wielki artysta
Artysta 5 maja przeszedł zabieg wszczepienia bypass-ów. Niespodziewanie 8 maja nad ranem doznał rozległego udaru mózgu. "Mimo niezwykłej woli życia i starań lekarzy udar dokonał nieodwracalnych obrażeń. Odszedł od nas w dniu 22 maja w jednym z Warszawskich szpitali. Żona i dzieci byli przy nim. Zostanie pochowany w ukochanym Krakowie" - podano na stronie internetowej artysty. Wodecki był jedną z najważniejszych postaci polskiego świata muzycznego. Wielu słuchaczy, myśląc o nim, widzi długowłosego wirtuoza, grającego na skrzypcach, słyszy jego melodie i hity takie jak "Opowiadaj mi tak", "Pszczółka Maja", "Zacznij od Bacha", "Izolda" czy "Rzuć wszystko co złe". Był nie tylko wokalistą i instrumentalistą, dał się poznać również jako kompozytor i aranżer. Samego siebie określał mianem "śpiewającego muzyka".
Autor: tmw, kb / Źródło: TVN24, PAP