Na szczęście nie wszyscy w Polsce zapomnieli. Nie zapomniał na przykład Piotr Bratkowski. Wielką radość sprawił mi jego tekst w "Newsweeku". Bratkowski napisał wspomnienie o zmarłym kilka tygodni temu Andrzeju Osęce. Wymieniając to nazwisko, uświadomiłem sobie ze smutkiem, że koniecznie trzeba wyjaśnić, kto to był Osęka. Bratkowski poczuł to samo i napisał: "Zdałem sobie sprawę z dramatycznej przepaści generacyjnej pomiędzy pokoleniem, które przeżyło choćby kawałek PRL-u, a tymi, którzy znają Polskę Ludową tylko ze słyszenia".
Bratkowski właśnie dlatego zasłużył sobie u mnie na opinie człowieka, który nie tylko nie zapomniał, ale i nie zgłupiał, ponieważ uważa Andrzeja Osękę za najwybitniejszego krytyka sztuki od lat sześćdziesiątych do dziś. Andrzej pisał o sztuce tak, że dało się zrozumieć, o co mu chodzi. Był ponadto małomówny, jak pisał Izaak Babel: "Mówił mało, ale mówił smacznie". Kiedy rozmawiał, błąkał się po jego twarzy dyskretny, kpiący uśmiech.
Bratkowski wspomina, że z Andrzejem ktoś przeprowadził wywiad rzekę zatytułowany "Strategia pająka". Tytuł dla mnie brzmi znajomo, bo Andrzej - jako życzliwy, starszy kolega - uczył mnie właśnie strategii pająka. Chodziło o to, żeby nie przywiązywać się zbytnio do jednego miejsca pracy i jednego źródła zarobków, bo takie przywiązanie uzależnia. Trzeba być w każdej chwili gotowym na wyrzucenie z roboty. Andrzej wiedział, co mówi, bo trzy kolejne pisma, w których drukował swoje teksty, władza likwidowała, ponieważ nie spełniały oczekiwań. Taki los spotkał "Po prostu", w którym debiutował, potem "Przegląd Kulturalny" i "Kulturę". W dwóch ostatnich razem pracowaliśmy i wtedy właśnie wykładał mi Andrzej "strategię pająka", która pozwalała rozstawać się stosunkowo łatwo z głównym pracodawcą, jakim w PRL była PZPR.
Jedno takie rozstanie Andrzej bardzo mi ułatwił. Kiedy po wprowadzeniu stanu wojennego intratną posadę w Państwowej Telewizji postanowiłem zamienić na prywatną działalność gospodarczą, czyli zostać taksówkarzem, Andrzej zaoferował pomoc w sprowadzeniu ze Szwecji używanego taksometru. Z obietnicy się wywiązał. Wspierał aktywnie moje poczynania, widząc w nich - jak sądzę - realizację strategii pająka.
W strategii pająka był element autoironiczny: pokazywanie władzy języka. Wykorzystywanie ile tylko się da groteskowych stron minionego ustroju. Tu potrzebne jest wyjaśnienie. Nie uważam, że PRL to był jeden wielki film Barei, czyli kraj rządzony przez niedorozwiniętych kretynów, zaludniony przez spryciarzy. PRL miał też - obok komicznego - oblicze groźne i ponure. Miał też prawdziwych bohaterów. Nie było ich wielu, chociaż teraz okazuje się, że im dalej od 4 czerwca 1989 roku, tym ich więcej. Andrzej to widział i te ludzkie pozy i wygibasy, żeby rubla zarobić i cnoty nie stracić, bardzo go śmieszyły. Tego właśnie dotyczył jego ironiczny grymas. Dziś w Polsce błazeństwo takie kwitnie w najlepsze.
Moim zdaniem fakt, że o człowieku tak wybitnym nie było lawiny stosownych nekrologów, a tylko zdawkowe wzmianki, wziął się z tego, że Andrzej był surowy w swoich sądach. Był też ostentacyjnie niemodny. W kraju, w którym moda jest wszystkim to nie popłaca.
Maciej Wierzyński - dziennikarz telewizyjny, publicysta. Po wprowadzeniu stanu wojennego zwolniony z TVP. W 1984 roku wyemigrował do USA. Był stypendystą Uniwersytetu Stanforda i uniwersytetu w Penn State. Założył pierwszy wielogodzinny polskojęzyczny kanał Polvision w telewizji kablowej "Group W" w USA. W latach 1992-2000 był szefem Polskiej Sekcji Głosu Ameryki w Waszyngtonie. Od 2000 roku redaktor naczelny nowojorskiego "Nowego Dziennika". Od 2005 roku związany z TVN24.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24