Wielka miłość w "Małej Moskwie": polski porucznik kradnie serce żonie radzieckiego pilota, ale to uczucie w Legnicy A.D. 1968 nie ma lekko. Kontrowersyjny zwycięzca tegorocznego festiwalu filmowego w Gdyni, "Mała Moskwa" Waldemara Krzystka już w kinach.
"Kuriozalny werdykt", "prowincjonalny wyciskacz łez", "zwykły kicz", a w najlepszym razie "sprawnie zrealizowana nostalgiczna opowiastka" – takie opinie przetoczyły się przez prasę po tym, jak film Waldemara Krzystka nieoczekiwanie wygrał tegoroczny festiwal filmowy w Gdyni. Krytycy grzmieli, że to skandal, a jurorzy na wyścigi zapewniali, że to nie oni oddali głos na "Małą Moskwę" (kto ją zatem w końcu wytypował? To jest pytanie bez odpowiedzi).
Patriotyczny cukierek
Gdy jednak bitewny kurz opadł, wyłonił się spod niego całkiem sprawnie zrealizowany i ładnie opakowany melodramat. Taki cukiereczek. Poza tym polski film, w którym: a) po oczach nie bije dramatyczny brak pieniędzy, b) w co trzeciej scenie nie ma nachalnego product placement, c) nie ma problemu z usłyszeniem dialogów - to już sukces.
A gromienie melodramatu, że konwencjonalny i nie unikający tanich wzruszeń, to jak zarzucanie filmowi z Brucem Willisem, że więcej w nim wybuchów i rzucania mięsem niż dyskusji o sensie życia. Taki gatunek. Można to kupić z dobrodziejstwem inwentarza, bądź wybrać się na inny film.
Sam reżyser w rozmowie z tvn24.pl deklarował, że opiniami krytyków się nie przejmuje. - Jak czuję się jako czarny charakter festiwalu w Gdyni? Jak każdy czarny charakter: świetnie. Jeszcze lepiej czują się producenci, którzy mieli miesiąc darmowej reklamy - zapewniał.
Miłość polsko-radziecka (byle bez konsumpcji)
Fabuła oryginalnością rzeczywiście nie grzeszy, ale dużo zyskuje dzięki wdziękowi głównych bohaterów. Ona (Svetlana Khodchenkowa) jest piękną żoną radzieckiego pilota wojskowego, stacjonującego wraz z jednostką w Legnicy. On (Lesław Żurek) – polskim porucznikiem i niedoszłym muzykiem. Spotykają się w kantynie oficerskiej podczas balu z okazji półwiecza rewolucji październikowej. Wiera śpiewa – po polsku – Ewę Demarczyk, Michał z miejsca się zakochuje i, nie zważając na obecność męża (Dmitrij Ulijanov), skutecznie podrywa niezbyt długo opierającą się Rosjankę.
To, co miało być grą i przelotnym romansem, okazuje się jednak prawdziwą miłością, która, jak to z prawdziwą miłością bywa, za nic ma dzielące kochanków przeszkody. Ale czy takie uczucie ma szanse przetrwać w "Małej Moskwie", gdzie powszechnie deklarowana miłość polsko-radziecka bynajmniej nie przewiduje konsumpcji tego związku?
1:0 dla Polski
Jak się ta historia skończy, twórcy informują niestety już w pierwszych scenach. I to jest niewątpliwie wada "Małej Moskwy": szkoda, że Waldemar Krzystek, reżyser i scenarzysta zarazem, nie pozwolił widzom do końca kibicować swoim bohaterom. Film tylko by zyskał bez łopatologicznie poprowadzonego wątku powrotu po latach córki Wiery do Legnicy.
Poza tym "Mała Moskwa" wszystko, co wyciskacz łez mieć powinien: miłosny trójkąt, zakazany, choć grzeczny (pensjonarka się nie zgorszy) romans, ukradkowe schadzki i świat będący przeciw parze kochanków. No i ta jakże patriotycznie łechcąca świadomość, że kudy tam Rosjanom do naszych polskich chłopaków.
Katarzyna Wężyk//kdj
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvn24.pl. materiały dystrybutora