- Obrazy teraz kradnie się po to, żeby sprzedać. Zawsze znajdą się kolekcjonerzy, którzy będą je po cichu trzymać - tak krytyk i historyk sztuki, Anda Rottenberg, skomentowała w rozmowie z tvn24.pl kradzież obrazów impresjonistów. Wyniesione z muzeum w szwajcarskim Zurychu płótna Moneta, Van Gogha, Degasa i Cezanne'a warte były ok. 160 milionów dolarów.
Uzbrojony gang ukradł z kolekcji Fundacji E.G. Buehrlego dzieła wybitnych impresjonistów.
SKRADZIONE OBRAZY:
1. "Maki w pobliżu Argenteuil", Claude Monet (1879), 2. "Lepica z córkami", Edgar Degas (1871) 3. "Kwitnący kasztanowiec", Vincent Van Gogh (1890) 4. "Chłopiec w czerwonej kamizelce", Paul Cezanne, (1888).
Obrazy trudno będzie sprzedać
Dyrektor obrabowanej Fundacji E.G. Buehrlego, znanej z kolekcji impresjonistów i postimpresjonistów, powiedział, że dzieła są praktycznie nie do sprzedania na oficjalnym rynku sztuki.
Potwierdza to Anda Rottenberg, dodaje jednak, że jest sporo kolekcjonerów, którzy te obrazy będą trzymać w tajemnicy. - Po to tylko, żeby je mieć - stwierdziła historyk sztuki. Jak dodała, sama widziała kiedyś w prywatnej kolekcji w Szwajcarii obraz „Kamieniarze” Gustave'a Courbeta, który uznawany był za zaginiony. - To była zawodowa wizyta i byliśmy zobowiązani, że nie zdradzimy publicznie tego, co widzieliśmy - powiedziała.
Jak doszło do kradzieży impresjonistów?
Trzech napastników weszło do muzeum, pochwyciło strażnika grożąc mu bronią, wzięło obrazy i uciekło w nieznanym kierunku. Choć policja pojawiła się na miejscu zdarzenia zaledwie kwadrans po wszczęciu alarmu, nie udało się schwytać przestępców.
Zdaniem Rottenberg, kradzież z kolekcji Buehrlego musiała być bardzo dobrze przygotowana, a nawet mogło być zamówienie na te obrazy. Jak dodała, obrazy impresjonistów obecnie są częstym łupem rabusiów przede wszystkim ze względu na ich wartość rynkową. - Mają bardzo wysokie notowania. To idzie w setki milionów dolarów - oceniła Rottenberg. Jaka jest szansa na to, że dzieła się odnajdą? - To zależy od tego, jakie ślady zostawili włamywacze - wyjaśniła Anda Rottenberg. Jak dodała, na ogół odnajduje się niewielki procent z tego, co zostało skradzione.
Za informacje mające doprowadzić do odzyskania obrazów wyznaczono skromną, w porównaniu do artystycznej i rynkowej wartości obrazów, nagrodę w wysokości 100 tysięcy franków szwajcarskich (ok. 60 tys. euro).
To nie jest kradzież stulecia
- To największa kradzież popełniona kiedykolwiek w Szwajcarii, a nawet w Europie - oświadczył na konferencji prasowej rzecznik policji w Zurychu Mario Cortesi. Do przestępstwa doszło, zaledwie kilka tygodni po tym, jak pod Zurychem skradziono dwa obrazy Picassa o wartości około 5 milionów euro.
Nie jest to jednak największa kradzież w historii - uważa Anda Rottenberg. - Najsłynniejsza była kradzież "Mony Lisy" Leonarda da Vinci w 1904 r. - Ten obraz jest symbolem i jako symbol został ukradziony - wyjaśniła krytyk sztuki. - To nie była kradzież na handel, natomiast teraz kradnie się po to, żeby sprzedać - dodała.
W Polsce nie było tak spektakularnych kradzieży
Anda Rottenberg wspomniała, że zdarzały się kradzieże z muzeów, m.in. z Muzeum Narodowego w Warszawie i Muzeum Sztuki w Łodzi, ale nie były to dzieła tego formatu, co w przypadku muzeum w Zurychu. - W Polsce nikt nie trzyma takich wyjątkowych zbiorów, a jeśli trzyma, to się do nich nie przyznaje, żeby nie kusić złodzieja - powiedziała. Rottenberg przyznała jednak, że zdarzają się głośne rabunki z kolekcji prywatnych w Krakowie.
Źródło: BBC, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl