Zaledwie kilka dni po telewizyjnej debacie prezydenckiej z udziałem Kamali Harris oraz Donalda Trumpa południowoafrykański artysta The Kiffness opublikował piosenkę "Eating the Cats". Inspiracją i głównym jej motywem stały się bezpodstawne słowa Trumpa o tym, że imigranci w Ohio rzekomo jedzą koty i psy. - Zależy mi na tym, żeby móc poświęcać się rzeczom, które są interesujące bądź śmieszne - opowiada muzyk w rozmowie z Tomaszem-Marcinem Wroną, tvn24.pl. I przypomina, że wszystkie dochody z publikacji tej piosenki trafiają do schroniska dla zwierząt w Ohio.
Po tym, jak w trakcie telewizyjnej debaty prezydenckiej były prezydent USA Donald Trump bezpodstawnie powiedział, że w Springfield (Ohio) imigranci z Haiti jedzą psy i koty tamtejszych mieszkańców, południowoafrykański artysta The Kiffness zremiksował tę wypowiedź i nagrał piosenkę "Eating the cats". Nagranie stało się hitem, a najbardziej opiniotwórcze międzynarodowe media określiły muzyka "światową sensacją".
Artysta to 36-letni David Scott - muzyk, producent muzyczny, parodysta i gwiazdor portali społecznościowych. Urodził się w Kapsztadzie, ukończył prestiżową szkołę średnią Michaelhouse w środkowej części RPA - tę samą, której absolwentami byli liczni pisarze, dziennikarze, biznesmeni, aktywiści polityczni czy medaliści olimpijscy. Następnie podjął studia medyczne na Wits University w Johannesburgu, z których dość szybko zrezygnował na rzecz studiów muzycznych i filozofii na Rhodes University.
Z muzyką związał się jeszcze jako nastolatek, dołączając do jednego z najpopularniejszych w RPA chórów młodzieżowych KwaZulu-Natal Youth Choir. W trakcie studiów natomiast zaczął pracę jako DJ i współpracował z zespołem jazzowym. Swój pierwszy singiel "Where are You Going?" nagrał wspólnie z Matthew Goldem, który szybko trafił na listę przebojów radia 5FM. Początkowo The Kiffness było nazwą grupy, którą założył Scott, a od 2020 roku, gdy muzyk rozpoczął solową karierę, używa tej nazwy jako swojego pseudonimu artystycznego.
Jako solowy artysta podbił internet ponad pięć lat temu, remiksując wystąpienie Grety Thunberg z słynnym hitem Fat Boy Slima "Right Here, Right Now". W trakcie pierwszych tygodni lockdownu, spowodowanego wybuchem pandemii COVID-19, zaczął publikować kolejne parodie, remiksy i autorskie pomysły. Międzynarodowym hitem stał się jego klubowy remiks nagrania "levan Polkka" autorstwa Bilala Göregena, który do dziś odtworzono ponad 66 milionów razy.
W czasie pandemii skupiał się na twórczości satyrycznej, punktując trudne do zrozumienia decyzje, podejmowane przez polityków rządzącej w RPA partii Afrykański Kongres Narodowy (ACN). Stał się celem ostrej krytyki, a ówczesny burmistrz obszaru metropolitalnego Ekurhuleni - Mzwandile Masina, zarzucił Scottowi, że jest rasistą. Muzyk skontaktował się z politykiem, a nagranie wideo z tej rozmowy jest opublikowane w sieci. Niedługo po tym The Kiffness porzucił polityczne satyry, skupiając się na parodiach i muzyce z gościnnym udziałem na przykład zwierząt - głównie kotów.
Nie przestał jednak angażować się społecznie. Po wybuchu pełnowymiarowej wojny w Ukrainie (Rosja zaatakowała ją 24 lutego 2022 roku) skontaktował się z liderem zespołu Boombox Andrijem Chływniukiem, którego poprosił o zgodę na remiks jego nagrania "Tam na łące czerwona kalina" ("Ой у лузі червона калина"). Chodziło o głośne wideo Ukraińca, na którym ubrany w mundur śpiewa na kijowskich ulicach jedną z najważniejszych pieśni patriotycznych Ukrainy. Chływniuk przyjął zaproszenie Scotta. Dochód z remiksu trafił do Sił Zbrojnych Ukrainy, które przeznaczyły te pieniądze na organizowanie pomocy humanitarnej.
W grudniu 2022 roku nagrał swoją wersję utworu "Bizaram Az Dine Shoma (Women Life Freedom)" autorstwa irańskiej wokalistki Saby Zamenii, która po ucieczce do Kanady zaczęła swoją muzyką wspierać protesty kobiet w Iranie przeciwko miejscowemu reżimowi.
The Kiffness od kilku tygodni podróżuje po Europie z koncertami. W ramach tej trasy odwiedził Warszawę i Kraków.
Z Davidem Scottem rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: jak często jesteś pytany w ostatnich tygodniach o parodiowanie byłego prezydenta Donalda Trumpa?
David Scott - The Kiffness: Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie pojawia się to pytanie (śmiech). Jestem jednak więcej niż szczęśliwy, że tak wiele redakcji zainteresowało się tą piosenką. Za każdym razem cieszę się na te pytania.
Czy jako artysta masz się za odważnego?
Być może jestem również szalony, kto wie... (uśmiech). W czasie pandemii część polityków w RPA podejmowała decyzje dotyczące tego, co możemy, a czego nie. Wówczas znalazłem w sobie trochę odwagi i zacząłem tworzyć satyrę polityczną, żeby dać głos tym, którzy go nie mają, skłonić rządzących do odpowiedzialności za swoje działania.
Mam poczucie, że część tej odwagi z tamtego okresu jest nadal we mnie. Muzyka jest bardzo potężnym narzędziem, dzięki któremu można zabrać głos, wyrazić coś, co inni być może chcieliby powiedzieć, ale się tego boją. Wówczas poczułem większą siłę mojego głosu, szczególnie w bieżących tematach w RPA. Podczas lockdownu, zamknięty w swoim domu, zacząłem nagrywać piosenki o polityce.
Zatem osoby, które po raz pierwszy natknęły się na rzeczy, które robię, nie wiedzą, kim jestem, mogą nie rozumieć, dlaczego parodiuję niektóre sytuacje czy wypowiedzi.
Satyra, parodia mogą zmieniać rzeczywistość?
Jako artysta staram się w pełni skupić tylko na procesie twórczym, żeby zrobić coś szczerego, co rezonuje z tym, jakim jestem człowiekiem. To, w jaki sposób zostanie to zinterpretowane, jakie reakcje wywoła, pozostaje już poza moją kontrolą.
Widzę, że pojawiają się głosy, że być może "Eating the Cats" może mieć wpływ na przebieg amerykańskich wyborów. Czy tak się stanie? Nie mam zielonego pojęcia. Natomiast sam fakt, że piosenka ma tak szeroki odbiór, jest dla mnie nagrodą samą w sobie. Są artyści, którzy błędnie podążają za zewnętrznymi formami uznania jak nagrody bądź kierują się jedynie swoimi politycznymi celami, które chcą osiągnąć za pośrednictwem publiczności.
Takie podejście jest zupełnie poza moim myśleniem o sztuce. Mnie zależy na tym, żeby móc poświęcać się rzeczom, które są interesujące bądź śmieszne. A piosenka "Eating the Cats" okazała się jedną z nich.
Niejednokrotnie komedia czy inne formy satyryczne traktowane są protekcjonalnie, z pobłażaniem, jako sztuka gorszej jakości. Myślisz, że mają szansę być ważną częścią debaty publicznej?
Na podstawie własnych doświadczeń z satyrą odnoszę wrażenie, że jej celem powinno być uwydatnianie różnych słabości czy nierówności. Wielu twórców zastanawia się, w jaki sposób podjąć być może niewygodną kwestię społeczną. Tu pojawia się parodia.
Gdy zacząłem tworzyć swoje pierwsze satyry, parodie, otrzymywałem ogromne wsparcie, ale jednocześnie wiele osób nimi wkurzyłem. Z perspektywy czasu mam wrażenie, że trafiały w sedno, ponieważ wkurzały właściwe osoby, w innym przypadku chyba nie miałyby sensu.
Moje wczesne nagrania budziły wściekłość głownie u wysoko postawionych polityków Afrykańskiego Kongresu Narodowego (ACN - partia rządząca w RPA od 1994 roku - red.). Jednocześnie spotkały się z ogromną krytyką, a sam stałem się celem mediów i polityków. Pomyślałem sobie, że być może to dobrze, ponieważ punktowałem w nich głupotę oraz niedorzeczność decyzji podejmowanych przez te osoby. Nie chciałem być jednak kimś takim. W tamtym czasie w trakcie wywiadu padło pytanie, czy publikowałbym te same treści, gdybym był ojcem. Odpowiedziałem, że prawdopodobnie nie, ponieważ jest to niebezpieczny świat, szczególnie w RPA w sytuacji, w której staję się czyimś celem.
Dotarłem do miejsca, w którym tego typu satyry przestały sprawiać mi przyjemność. Postanowiłem się z nich wycofać. Przyglądając się temu, co publikuję mniej więcej od 2021 roku, zauważysz, że moja muzyka jest w zasadzie apolityczna. Nagrywam o zwierzętach, głównie psach i kotach, remiksuję nagrania osób z najróżniejszych kultur i zakątków świata. W ten sposób sam ze sobą poczułem się o wiele lepiej, ponieważ dostrzegłem, że moja sztuka jednoczy innych zamiast być powodem kolejnych podziałów. Odnalazłem w tym swój cel.
Co masz na myśli?
Chodzi mi o to, że każdy może głosić poglądy, które będą innych dzielić. Natomiast próba jednoczenia większej grupy odbiorców wymaga większego wysiłku, większej kreatywności i pokory.
Jak do tego wszystkiego ma się "Eating the Cats"?
Mam wrażenie, że w pewien sposób wpisuje się w to, co robię od ostatnich trzech lat. Wiele moich ostatnich piosenek dotyczy psów i kotów bądź one w nich występują. Donald Trump w swoim wystąpieniu mówi właśnie o kotach i psach. Ma to oczywiście charakter polityczny.
Jednak przede wszystkim jest to dla mnie bardzo zaskakujące zderzenie tych dwóch światów. To dla mnie pierwsza piosenka po trosze satyryczna, po trosze absurdalna. Najważniejsze jednak jest to, że jednoczy ludzi. Wydaje mi się, że magicznym składnikiem, dodatkiem jest fakt, że tantiemy z tej piosenki w całości przekazywane są na rzecz schroniska dla zwierząt w Springfield w stanie Ohio.
Tylko dzięki odsłonom na YouTube przekazaliśmy dotychczas ponad 40 tysięcy dolarów, a ta suma cały czas rośnie. Prywatnie jest to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.
To nie jest jednak pierwsza twoja taka zbiórka. Przy okazji publikacji innych nagrań cały dochód trafiał na rzecz potrzebujących. Między innymi na rzecz pomocy humanitarnej niesionej w Ukrainie po inwazji Rosji w 2022 roku.
To prawda. Gdy wybuchła pełnowymiarowa wojna w Ukrainie, w sieci pojawiały się różne nagrania, na których na przykład dzieci śpiewały w bunkrach. Moją uwagę natomiast przykuło wideo Andrija Chływniuka - lidera grupy Boombox. W chwili rozpoczęcia rosyjskiej inwazji Andrij był w trakcie trasy koncertowej po USA. Natychmiast postanowił odwołać pozostałe występy i wrócić do Ukrainy, by bronić swojej ojczyzny. Andrij nagrał chwytające za serce wideo, na którym śpiewa "Tam na łące czerwona kalina" ("Ой у лузі червона калина" - oryginalny tytuł ukraiński - red.) na ulicach Kijowa.
Zarówno sam występ, jak i cała historia, jaka za nim stała, bardzo mnie poruszył. Postanowiłem zrobić remiks, ale nie po to, żeby na tym zarobić. Skontaktowałem się z Andrijem i jego menedżerem. Uzgodniliśmy wspólnie, że wszystkie środki, jakie ten remiks zarobi, przekazane zostaną na pomoc humanitarną niesioną przez Ukraińskie Siły Zbrojne.
W ten sposób chciałem wykorzystać i podzielić się z innymi swoim muzycznym talentem, żeby coś namacalnie zmienić. Nawet jeśli to tylko zbiórka pieniędzy na pomoc humanitarną, to i tak jest to dla mnie ogromna satysfakcja. Poza tym mój remiks stał się szybko popularny również w Ukrainie, gdzie był grany na ulicach, podnosił ludzi na duchu. Jest to również dla mnie jako artysty wyraz wielkiego uznania.
Wspominałeś o swoich pierwszych politycznych satyrach. W odpowiedzi na jedną z nich zostałeś określony rasistą. Jak się czułeś, mierząc się z tego typu zarzutami?
Niestety w naszym kraju słowo "rasista" całkowicie straciło swoje pierwotne znaczenie. Gdybyśmy mieli zdefiniować obecne jego znaczenie w RPA, to byłoby to określenie osoby białej, która ma odmienne zdanie. Nie ma to nic wspólnego z powszechną definicją, która głosi, że jest to osoba nienawidząca czy też dyskryminująca inną ze względu na jej kolor skóry.
Wychodzę z założenia, że kolor skóry jest czymś zupełnie przypadkowym i oceniam ludzi ze względu na ich charakter, jak się zachowują i jakimi są ludźmi. To nie ma nic wspólnego z kolorem skóry.
Jak to się stało, że publicznie zostałeś określony rasistą?
W trakcie pandemii COVID-19 ministerstwo zdrowia wprowadziło zakaz palenia papierosów jako sposób na spowolnienie rozprzestrzeniania się koronawirusa, co wydawało mi się wówczas zupełnie niedorzeczne. Nagrałem o tym piosenkę, która miała obnażyć głupotę tej decyzji.
W odpowiedzi na nią burmistrz Ekurhuleni (obszaru metropolitalnego w prowincji Gauteng) Mzwandile Masina w jednym z portali społecznościowych opublikował moje zdjęcie z pytaniem: "kto wie, kim jest ten mały rasista?" Tak rozpoczęło się polowanie na czarownice, którego stałem się celem. Inni politycy ANC podawali dalej ten wpis, nawołując, żeby mnie dopaść i żywcem obedrzeć ze skóry, co samo w sobie jest już niedorzeczne. Wydaje mi się, że w innym kraju tacy politycy przestaliby w ogóle być politykami po takich słowach. W społeczeństwach demokratycznych nie ma miejsca na to, żeby osoby publiczne mogły tak po prostu rzucać tak skandaliczne wypowiedzi. Mam więc nadzieję, że nasze państwo osiągnie ten etap, gdzie za tego typu publiczne stwierdzenia będą wyciągane konsekwencje.
Otrzymałem jednocześnie sporo maili od prawników, którzy pisali: "proszę pozwolić mi pana reprezentować w tej oczywistej sprawie o zniesławienie". Chodziła mi taka myśl po głowie, żeby wnieść pozew. W tamtym czasie straciłem klientów, z którymi współpracowałem, ponieważ nie chcieli być uwikłani w skandal polityczny.
Straciłem wówczas także pieniądze i mogłem domagać się zadośćuczynienia. Rozmawiałem jednak z wieloma osobami, które wcześniej znalazły się w podobnej sytuacji: zostali publicznie nazwani rasistami tylko dlatego, że wyrażali własne opinie. W RPA były bardzo znane postacie, które ktoś oskarżył publicznie i bezpodstawnie o rasizm i które w sądzie wygrywały wniesione sprawy. W rozmowie z nimi pytałem, czy warto, odpowiadali, że nie. Padały sugestie, że jeśli mogę uniknąć sporu, to żebym wybrał inną drogę. W szczególności jeśli chodzi o polityków.
Postanowiłem skontaktować się z politykiem, który nazwał mnie rasistą. Nasza rozmowa jest dostępna online i każdy może wyrobić sobie własne zdanie. Mam wrażenie, że była to bardzo dobra wymiana zdań. Najważniejsze jednak dla mnie jest to, że dostałem olbrzymie wsparcie zarówno od białych, jak i czarnych.
Na co dzień jesteś artystą, muzykiem i producentem muzycznym. Pracujesz również w branży reklamowej, prawda?
Cóż ostatnio już coraz rzadziej zdarza mi się tworzyć muzykę do reklam czy przygotowywać efekty dźwiękowe dla telewizji. Zanim tak mocno związałem się z muzyką, potrzebowałem tych zleceń, żeby móc opłacić rachunki.
Początkowo studiowałeś medycynę. Nie żałujesz, że nie zostałeś lekarzem?
Absolutnie nie. Na medycynie byłem pół roku i przekonałem się, że to nie jest dla mnie. Nie miałem czasu na muzykę. Bardzo intensywnie studiowałem i w zasadzie był to bardzo mroczny okres w moim życiu. Popadałem w depresję i dotkliwie przekonałem się, jak ważną częścią mnie jest muzyka. W liceum myślałem, że to tylko hobby, nic więcej. Wcześniej śpiewałem w chórze, należałem do zespołu jazzowego, w wolnym czasie pisałem piosenki. Natomiast jako student medycyny nie miałem na to w ogóle czasu. Zorientowałem się, że aby nie popaść w obłęd, bardzo mocno potrzebowałem jakiejkolwiek formy wyrażania swojej kreatywności.
Z perspektywy czasu jestem zadowolony, że tego doświadczyłem, iż miałem okazję przekonać się, że medycyna nie była właściwą drogą dla mnie. Depresja postrzegana jest jako coś negatywnego. Sam postrzegam ją inaczej.
To znaczy?
Mam wrażenie, że za pomocą depresji nasza dusza sygnalizuje ciału, że podąża złą ścieżką. Trochę, jakby dusza próbowała zmienić twoją życiową drogę. Staram się właśnie tak to postrzegać i dlatego tamte doświadczenia są dla mnie tak ważne.
A propos twojej muzycznej ścieżki. Jak to się stało, że z jazzu, gospel trafiłeś do electro, afrobeatu oraz świata satyry?
Po krótkim czasie spędzonym na medycynie trafiłem na studia muzyczne na Rhodes University w Makhandzie, które były zdominowane przez jazz. Sprawiało mi to ogromną przyjemność, nauczyłem się bardzo dużo o improwizacji, a także gry na trąbce. Natomiast mój temperament chyba nie był właściwy, żebym mógł zostać wirtuozem trąbki. Siedzenie w zamkniętym pokoju i ciągłe ćwiczenie skali, różnych akordów to nie mój świat.
Od małego zaś fascynowała mnie produkcja muzyczna i nie chciałem ograniczać się do jednego nurtu muzycznego. Na swój sposób inspiruję się wszystkimi gatunkami i nurtami. Nieważne czy to drum & bass czy afrobeat, wyzwaniem jest zrobienie czegoś nowego, po raz pierwszy. To bardzo wciągające. Wychodzę z założenia, że warto otworzyć się na jakiś styl, nauczyć się czegoś i iść dalej. Zastanowić się, poeksperymentować i dalej szukać nowych rzeczy.
Gatunki muzyczne nie powinny nikogo ograniczać, a być źródłem wiedzy i umiejętności. Analogicznie do kuchni. Dobry szef kuchni nie powinien serwować jedynie na przykład dań francuskich. Zamiast tego może przecież udać się w podróż do Afryki, odkryć dla siebie nowe składniki bądź przyprawy i próbować włączyć w dania francuskie. W ten sposób jest w stanie stworzyć coś zupełnie nowego, wyjątkowego.
W latach 90. jedną z najpopularniejszych piosenek o kocie była "Smelly Cat", śpiewana przez Phoebe w serialu "Przyjaciele", która obecnie ma status kultowej. Myślisz, że "I Go Meow" ma szanse stać się równie popularną?
(śmiech) To, co najpiękniejsze w muzyce, to to, że nie jest ona polem do rywalizacji. Myślę, że są tacy, którzy znają i kochają "Smelly Cat", a "I Go Meow" zupełnie im nie przypadnie do gustu. I na odwrót. Oczywiście cieszę się, że "I Go Meow" trafia do ludzi z najróżniejszych stron świata. Natomiast niesamowitą nagrodą samą w sobie jest dla mnie możliwość stworzenia czegoś z niczego, cały ten proces twórczy.
W moim przekonaniu to właśnie dar tworzenia najpełniej przychyla nieba innym. Nie chodzi mi tylko o sztukę, a każdego, kto jest zdolny kreować coś z niczego: rolnika, który hoduje warzywa, malarza, który puste płótno zmienia w poruszający obraz.
Natomiast to, co dzieje się później, jest jedynie pewnego rodzaju formą dekoncentracji. Jeśli artysta zacznie się nadmiernie zastanawiać, jakie reakcje wzbudzi efekt, czy komuś to się spodoba, to będzie go to tylko odciągać od tego, co dla niego najważniejsze - od tworzenia. Dlatego staram się skupiać na tym, że udało mi się nagrać "I Go Meow". To, czy stanie się równie popularna, co "Smelly Cat", jest rzeczą dla mnie drugorzędną.
Jednocześnie mam nadzieję, że jak największe grono twórców szybko to zrozumie. Sporo czasu minęło, zanim dotarłem do tego miejsca, w którym przestałem "gonić króliczka", stawiać sobie cele, które powinienem osiągnąć. Myślałem: chcę zagrać tu i tu, chciałbym dostać taką i taką nagrodę. Nie ma w tym nic złego, ale to nie może być cel sam w sobie. Sądzę, że głównym celem każdego artysty powinno być pozostanie ciekawym świata i otwartym na możliwość zrobienia czegoś nowego, innego.
A wypłacasz swojemu kotu tantiemy?
Cóż mój kot nie dostaje nic poza suchą karmą, dopóki niczego nie nagra, nie stworzy hitu (śmiech). Wówczas być może dostanie sardynki bądź tuńczyka (śmiech).
W przypadku innych to za każdym razem z moją ekipą staramy docierać do twórców wideo, które remiksuję. Oczywiście koty - jak Carla czy George Rufus - nie posiadają praw autorskich, ale pilnuję, żeby ich opiekunowie otrzymywali właściwe wynagrodzenie, czy to za opłatę licencyjną, czy należną im część tantiem. Ostatecznie w ten sposób te gwiazdorskie koty mogą dokładać się do rachunków swoich opiekunów.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: fot. Valeria Semenova / Loco Motion Agency