Zawsze interesowały mnie skazy tkwiące w człowieku – nasze obawy, lęki, kompleksy, często zamiatane pod dywan. Pytanie: dlaczego wypychamy je z naszej świadomości. Albo wręcz odwrotnie - czemu nagle nasza podświadomość, nawet gdy tego nie chcemy, wydobywa je na światło dzienne - opowiada w rozmowie z tvn24.pl Tadeusz Łysiak, którego film "Sukienka" otrzymał nominację do Oscara.
"Sukienka" to przejmująca historia niskorosłej kobiety, która nie zaznała nigdy miłości i intymności. Bohaterka po raz pierwszy w życiu spotyka na swojej drodze mężczyznę, który wydaje się być nią zainteresowany i zakochuje się w nim. Szybko przychodzi jednak ogromne rozczarowanie.
Film przełamuje tabu narosłe wokół seksualności osób niepełnosprawnych, ale przede wszystkim opowiada o samotności osób wykluczonych z powodu swojej odmienności.
Justyna Kobus: Zacznę od gratulacji: wszyscy pękamy z dumy i trzymamy kciuki za pana krótkometrażową perełkę - "Sukienkę". Ale dodam, że nie jestem zaskoczona: po obejrzeniu filmu spodziewałam się oscarowej nominacji dla niego .
TADEUSZ ŁYSIAK: Dziękuję za wiarę w mój film, ale ja wciąż nie dowierzam temu, co się stało. Z tym, że obok uczucia wielkiego zaskoczenia, mam też świadomość dobrze wykonanej pracy. Bo ta nominacja nie byłaby możliwa, gdyby nie ogromna praca promocyjna, jaką wykonaliśmy wspólnie z Warszawską Szkołą Filmową i Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. Mam tego pełną świadomość.
Jednak gdyby film nie był naprawdę dobry i przejmujący, żadna promocja by mu nie pomogła! Ma pan świadomość, że pokonaliście 145 tytułów z całego świata konkurujących w tej kategorii? Spora część z nich to w dodatku produkcje amerykańskie.
Mam świadomość, dlatego właśnie wciąż nie dowierzam. 145 tytułów, by trafić na shortlistę, a potem 10, by trafić do nominowanej piątki. O dziwo, w tym roku wśród nominowanych filmów znalazł się tylko jeden amerykański tytuł, a reszta to produkcje z innych części świata. I naprawdę bardzo mocni konkurenci. Co prawda nie oglądałem tych filmów, nie było takiej możliwości, ale wiem o nich wszystko.
Pytanie najbardziej oczywiste: skąd wziął się pomysł na fabułę? Bo także w nim po części tkwi siła tego filmu.
Impulsem był reportaż przeczytany w internecie o ludziach niskorosłych mieszkających w Polsce. Już nawet nie pamiętam, gdzie go znalazłem. Opowieść miała fantastyczną bohaterkę i była dokładnie o tym, o czym jest mój film: o samotności, odrzuceniu, potrzebie miłości. I o tym, jak potrafimy oceniać ludzi przez pryzmat fizycznej odmienności. I krzywdzić. Wówczas postanowiłem, że chcę o tym właśnie nakręcić film.
"Sukienka" opowiada o samotności osoby niskorosłej, ale kolejnym jej atutem jest uniwersalność. Bo chodzi o inność wszelkiego rodzaju.
Oczywiście. Na uniwersalności tej historii, z którą będzie mógł się zidentyfikować widz na całym świecie, bez względu na to, w jakiej części globu mieszka i jaki jest, zależało nam najbardziej. Mimo że opowieść dotyczy konkretnego problemu, mam nadzieję, że każdy może w tej historii filmowej Julii, przejrzeć się jak w lustrze.
Toczyliśmy bardzo długie rozmowy z odtwórczynią głównej roli Anią Dzieduszycką, która wniosła mnóstwo do filmu oraz z autorem zdjęć Konradem Blochem. To były rozmowy nie tylko o filmie, ale w ogóle życiu, i miały spory wpływ na ostateczny kształt filmu. Podobnie jak interakcje między postaciami już na planie – między Anią a Dorotą Pomykałą (aktorka wciela się w przyjaciółkę z pracy bohaterki - red.), czy między Anią a Szymonem Warszawskim (grającym mężczyznę, w którym bohaterka się zakochuje - red.) O wszystkim najpierw rozmawialiśmy między sobą, a dopiero potem weszliśmy na plan. Ten film to wypadkowa pracy całego zespołu. Długo też zastanawialiśmy się wspólnie, jak ten temat "ugryźć" wizualnie, w jaki sposób pokazać tę historię.
No właśnie. Sposób filmowania bohaterki również wart jest uwagi. Kamera jest przez cały czas bardzo blisko niej i traktuje ją z ogromną empatią. Jest jej przyjacielem.
To prawda. Obaj z Konradem nie chcieliśmy jakoś szczególnie epatować tą różnicą wzrostu między filmową Julią a jej otoczeniem. Zależało nam najbardziej na tym, by spojrzeć jej prosto w oczy, pokazać prawdziwe emocje, psychologię tej postaci. Stąd decyzja, by kamera była blisko jej twarzy, by zajrzeć w duszę, w głąb, a nie koncentrować się na fizyczności.
I to się udało. Temat "inności", wykluczenia za jej sprawą, jest panu szczególnie bliski. Wcześniejszy film "Techno" opowiadał o chorej na alzheimera żonie głównie bohatera.
Rzeczywiście. Nie planowałem wcale, że będę drążył akurat ten temat, po prostu tak wyszło, że te filmy są w jakiś sposób do siebie podobne. One pokazują na pewno moją osobistą wrażliwość, perspektywę, z jakiej spoglądam na świat. Temat inności, a jeszcze bardziej izolacji, którą ona powoduje, jest pewnie tym, który będę dalej zgłębiał. Zawsze interesowały mnie skazy tkwiące w człowieku – nasze obawy, lęki, kompleksy, często zamiatane pod dywan. Pytanie: dlaczego wypychamy je z naszej świadomości. Albo wręcz odwrotnie - czemu nagle nasza podświadomość, nawet gdy tego nie chcemy, wydobywa je na światło dzienne.
Obok fabuły wielkim atutem filmu jest wspomniana odtwórczyni głównej roli - Anna Dzieduszycka, wybrana m.in. najlepszą aktorką na Flickers' Rhode Island w USA. Jak trafiła do pana filmu?
Znaliśmy się, choć nie były to jakieś bliskie kontakty. Ale w pierwszej kolejności to do niej zwróciłem się z propozycją. Ania nie jest zawodową aktorką, ale ma za sobą doświadczenia pracy z kamerą, zagrała nawet epizod w moim krótkim ćwiczeniu na pierwszym roku studiów. Od początku czułem, że sprawdzi się w tej roli, dlatego po napisaniu scenariusza od razu jej właśnie ją zaproponowałem. Alternatywą był ogólnopolski casting. Ale zgodziła się zagrać i byłem z tego powodu szczęśliwy.
"Sukienka" zdobyła już sporo nagród, nominacja do Oscara to kolejne, choć z pewnością najważniejsze wyróżnienie.
Mamy na koncie około 20 nagród. Najważniejszą, która stworzyła nam możliwość ubiegania się o Oscara w kategorii krótkiego metrażu, zdobyliśmy na festiwalu w Atlancie, gdzie "Sukienkę" wybrano Najlepszym Krótkometrażowym Filmem Fabularnym.
Pozostaje zaciskać kciuki do 27 marca. Teraz kolej na film fabularny. Ma pan już może pomysł na niego?
Tak. Pracuję nad nim z wybitnym producentem Stanisławem Dziedzicem. Będzie to - co może brzmieć zaskakująco - kino gatunkowe. Thriller. Mam nadzieję wzbudzający niepokój, nawet strach, ale - jak moje dotychczasowe filmy - również penetrujący zakamarki ludzkiego umysłu, duszy. Nie porzucam obranego kierunku poszukiwań.
Jednym słowem thriller psychologiczny.
Dokładnie tak. Klimat filmów Finchera, a może bardziej Polańskiego.
Pochodzi pan z artystycznej rodziny. Pana dziadkiem jest słynny pisarz Waldemar Łysiak, ojcem Tomasz Łysiak, kiedyś aktor. Jak zareagowali na wiadomość o sukcesie?
Z dziadkiem jeszcze nie miałem okazji rozmawiać. Ojciec faktycznie zagrał w kilku filmach, ale to było bardzo dawno. Od lat zajmuje się dziennikarstwem, pisaniem scenariuszy. Jest bardzo dumny z mojej nominacji. W ogóle rodzice bardzo mnie we wszystkim wspierają. Powiedzieli mi dziś, że to najszczęśliwszy dzień w ich życiu.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Warszawska Szkoła Filmowa