Lubię prowokować swoich widzów, żeby zastanowili się nad tym, co oglądają - przyznaje w rozmowie z tvn24.pl Ruben Östlund, tegoroczny laureat Złotej Palmy Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Jego najnowsze dzieło "The Square" jest szwedzkim kandydatem do Oscara. Film 9 grudnia zdobył Europejskie Nagrody Filmowe w sześciu kategoriach: najlepszy film, najlepsza komedia, reżyseria, scenariusz, scenografia i dla najlepszego aktora.
Tekst oryginalnie został opublikowany we wrześniu bieżącego roku. Przypominamy go w związku z sześcioma Europejskimi Nagrodami Filmowymi, jakie zdobył "The Square".
"The Square" to piąty pełnometrażowy film 43-letniego Rubena Östlunda, jednego spośród budzących największe zainteresowanie szwedzkich twórców filmowych. Czarna, momentami boleśnie gorzka komedia zdobyła Złotą Palmę na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Cannes.
Christian (Claes Bang) ma wszystko pod kontrolą. Jest atrakcyjnym mężczyzną o wielkim uroku osobistym. Niedawno się rozwiódł i lubi wdawać się w niezobowiązujące romanse, a młoda amerykańska dziennikarka (Elisabeth Moss) może okazać się jego nowym trofeum. Na co dzień Christian jest dyrektorem prestiżowego muzeum sztuki nowoczesnej, co daje mu władzę i idealną pozycję społeczną. Do tego przykładnie opiekuje się córkami, jeździ kosztującą fortunę Teslą i wspomaga potrzebujących - zwłaszcza jeśli nie wymaga to od niego zbyt dużego wysiłku. Jednak podczas przygotowań do premiery instalacji "The Square", z którą wiąże ogromne nadzieje, utrzymanie starannie pielęgnowanego wizerunku okaże się być dla niego nie lada wyzwaniem.
Tytułowa instalacja "The Square" to kwadrat, urzeczywistnienie wydawałoby się prostej, ale utopijnej idei. Na powierzchni kilku metrów kwadratowych każda osoba, która stoi w tym kwadracie, nie może pozostać bez pomocy. Inni nie mogą pozostać obojętni na prośby potrzebujących. Proste, ale pojawia się pytanie: czy potrzebny jest ludziom projekt artystyczny, by zaczęli zwracać na siebie uwagę?
Szwedzki reżyser i scenarzysta operuje prostymi mechanizmami, czasem mało znaczącymi elementami codzienności, które w szerszej perspektywie tworzą słodko-gorzką ilustrację współczesnego świata. Östlund korzysta z ekscentrycznych realizacji artystycznych. Wśród nich jest poruszający performance Terry'ego Notary'ego, amerykańskiego aktora, który zaczynał karierę w słynnym Cirque du Soleil. "Witaj w dżungli. Niebawem spotkasz się z dzikim zwierzęciem. Jak wiadomo, instynkt łowiecki uruchamia się na widok słabości. Jeśli okażesz strach, zwierzę to wyczuje. Jeśli spróbujesz uciekać, zwierzę cię złapie. Ale jeśli się nie poruszysz, zwierzę cię nie zauważy. Ukryjesz się w stadzie ze świadomością, że ofiarą padnie kto inny" - te słowa padające w zwiastunie filmu są zapowiedzią niezwykłego performansu Notary'ego. W tym filmie zdarzyć może się wszystko. Zgodnie z zasadą, że konwencje społeczne to tylko pewna umowa, wprowadzona po to, żebyśmy się nawzajem nie pozabijali.
Östlund w zaskakujący i uniwersalny sposób spogląda na elity zachodnioeuropejskie. Choć jego film portretuje szwedzkie środowisko sztuki współczesnej, mediów i pracowników public relations, to nie odbiega znacząco od rzeczywistości brytyjskiej, francuskiej, niemieckiej czy polskiej. "The Square" może być odczytywany wielowymiarowo, jednak na pierwszy plan wybija się powszechnie obowiązująca hipokryzja, rozdźwięk pomiędzy wyznawanymi ideami a zastosowaniem ich w praktyce.
"The Square" jest tegorocznym kandydatem Szwecji do Oscara. Ma realne szanse nie tylko na nominację w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego, ale także za scenariusz oraz najlepszą drugoplanową rolę żeńską dla Elisabeth Moss.
Polska premiera odbyła się 15 września.
Z Rubenem Östlundem rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona: Lubisz pokazywać środkowy palec w swoich filmach?
Ruben Östlund: (śmiech) Lubię robić nieoczekiwane rzeczy, łamać konwencje. Lubię prowokować swoją widownię, żeby zastanowiła się nad tym, co ogląda. Nie znoszę takiego nastawienia, że biorę widzów za rękę i prowadzę ich przez opowiadaną historię. Chcę, żeby publiczność weszła w opowiadaną historię i popatrzyła na siebie przez jej pryzmat. Nie wiem, czy właściwym jest stwierdzenie, że pokazuję im środkowy palec (śmiech), ale chyba czasem tak, trochę to robię.
Nie chodziło mi o pokazywanie palca publiczności, raczej grupom społecznym, które bierzesz na warsztat. W "The Square" mamy do czynienia z satyrą między innymi na media.
Tak, jeśli chodzi o media w filmie, to myślę, że żyjemy w czasach, gdy media skoncentrowane są na samym przyciąganiu uwagi, a treść jest w zasadzie drugorzędna. Uważam, że nieważne, jaki kontent stworzysz, głównym celem jest wzbudzenie sensacji, co staje się dużym wyzwaniem dla społeczeństw demokratycznych. W przypadku polityków, żeby pozyskać wyborców, muszą zwrócić na siebie uwagę, wyeksponować się. Dlatego politycy z radykalnymi hasłami znacznie łatwiej przedostają się do mediów, niż ci, którzy mają łagodniejszy, bardziej wyważony i mniej sensacyjny przekaz. Stąd nasuwa się wniosek, że im coś bardziej jest prowokacyjne, sensacyjne, tym łatwiej zapada w pamięć.
Jednak w "The Square" najbardziej zapadło mi w pamięć to, jak opracowałeś temat hipokryzji wśród przedstawicieli zachodnioeuropejskiej elity intelektualnej. Wydaje mi się, że wykazałeś się sporą odwagą, żeby tak przedstawić świat sztuki.
Dzięki, że to zauważyłeś. Problem elit świata zachodniego polega na tym, że tak jak wszyscy, ci ludzie mają kredyty, muszą zapłacić za szkoły, za rachunki. To powoduje, że są przestraszeni. Nie chcemy prowokować kogoś, od kogo uzależnione jest nasze wynagrodzenie. To trochę taka ekonomiczna pułapka (śmiech).
Nie stawiamy przez to sobie wyzwań, ponieważ nasze życie jest bardzo zależne od czynnika finansowego. Jeśli poddasz zachodnioeuropejskie elity intelektualne marksistowskiej analizie społeczeństwa, okaże się, że jesteśmy w pułapce.
Odważyłbyś się sportretować w taki sposób przemysł filmowy?
Tak. Myślę, że pod pewnymi względami mógłbym zrobić to samo. Jednak w branży filmowej kwestie finansowe wyglądają trochę inaczej, w szczególności ta część hollywoodzka. W świecie sztuki mamy dzieła sztuki kupowane przez kolekcjonerów, które czasami są szalonymi przedmiotami, co powoduje, że ten świat z mojej perspektywy jest bardziej interesujący.
Szczególnie ciekawym, szeroko komentowanym przez publiczność różnych festiwali, było zaproszenie do filmu Terry'ego Notary'ego, który stworzył poruszający performens. Skąd taki pomysł?
Od samego początku byłem zainspirowany amerykańskim artystą punkowym GG Alline, który był kompletnym anarchistą. Chciałem wziąć kogoś, kto wejdzie do tej przestrzeni wypełnionej ludźmi w smokingach i kto będzie się zachowywać w zupełnie przeciwny sposób. Szukałem w internecie różnych rzeczy i znalazłem Terry'ego Notary'ego, który imitował różne małpy. Zachwycił mnie całą paletą umiejętności: w jednej chwili udawał szympansa, chwilę później goryla. To było fantastyczne, było bardzo bezpośrednie w odbiorze. Niepotrzebne jest żadne zaplecze, żeby odczytać intencje.
Poza tym zawsze ciekawiły mnie małpy, które są trochę jak ludzie. Odłóż na bok kwestie kulturowe, cywilizacyjne i to, co zostanie, to instynkt. Stąd też wziął się pomysł, żeby podjąć współpracę z Terrym, który rewelacyjnie odtworzył małpę.
To niejedyny małpi akcent w filmie. Prawdziwą małpę spotykamy w mieszkaniu Anne [Elisabeth Moss - przyp. red.]. Ewidentnie lubisz małpy .
Tak, lubię je. Jednak chodziło mi o coś innego. Gdy oglądasz film i widzisz, że pojawia się w nim małpa, to wiesz, że wszystko tu może się zdarzyć. Chciałem poszerzyć pole oczekiwań. Chciałem sprawić, żeby widz był zaskakiwany tym, co się jeszcze wydarzy. To trochę łamanie umowy z widzem i jego oczekiwaniami, dzięki czemu film jest bardziej dziki. Myślę, że kino powinno takie właśnie być. Dzikie.
Z małpami wyszedłeś nieco dalej. Ponoć przygotowywałeś jakiś show na czerwonym dywanie w Cannes.
Tak, Terry miał wykonać fragment swojego performensu na czerwonym dywanie. Jednak pojawił się problem. Protezy ramion, które wykorzystuje przy tej okazji, zaginęły podczas lotu. Do hotelu przywieziono je 15 minut przed wyjściem na czerwony dywan, o wiele za późno.
A czy ktoś z organizatorów festiwalu wiedział o tym pomyśle?
Tak. Musieliśmy im powiedzieć. Ochrona była w tym roku szczególnie zaostrzona, więc musieliśmy ich przygotować. Mogę cię zapewnić, że jeśli dostaniemy nominację do Oscara, to Terry zrobi swoje show na czerwonym dywanie w Hollywood.
Trzymam cię za słowo. Po tym, jak zawojowałeś w Cannes, mówiło się, że jury naprawiło błąd z zeszłego roku, kiedy "Toni Erdmann" nie dostał żadnej nagrody. Myślisz, że branża filmowa ciągle traktuje komedie jako gatunek drugorzędny, gorszy?
Myślę, że ciągle komedie łączone są przede wszystkim z rozrywką. Ludzie myślą, że są mniej artystyczne, że nie jest to kino najwyższych lotów. Jednak kiedy spojrzysz na historię i przypomnisz sobie największe nazwiska filmu, okaże się, że wielcy reżyserzy rozwijali satyrę. Sądzę, że musimy cofnąć się nieco i położyć komedie obok - nazwijmy to - ważnych tematów.
Udało ci się stworzyć bardzo czytelną satyrę na dyrektora prestiżowego muzeum. Bazowałeś na jakiejś rzeczywistej osobie, żeby stworzyć Christiana, czy jest to zupełnie fikcyjna postać?
To mieszanka kilku osób. Mam własne doświadczenia z ludźmi ze świata sztuki. Przyglądałem się im i stworzyłem Christiana. Oglądałem różne wywiady z kuratorami, dyrektorami muzeów. Towarzyszyła mi też pewna myśl: czy jestem w stanie zrobić coś, co robi ten bohater? Jeśli odpowiedź była twierdząca, wsadzaliśmy to do filmu. Jeśli okazywało się, że jakieś zachowanie nie jest dla nas możliwe do odtworzenia w realnym życiu, to to odrzucaliśmy.
Koncepcja instalacji "The Square" - projektu, który ma swoją ważną rolę w filmie, też jest prawdziwa.
To prawda. Obecnie "The Square" znajduje się w czterech miejscach: w dwóch w Norwegii i w dwóch w Szwecji. To symboliczne miejsce, które ma przypominać odwiedzającym o wartościach ludzkich. Po raz pierwszy zrealizowany został w 2016 roku w Vaernamo (południowa Szwecja - red.).
A jakie były reakcję kuratorów na twój pomysł?
Chyba nie rozważali tego jako sztuki (śmiech).
Dlaczego?
Myślę, że w ich opinii było to zbyt proste. Poniekąd się z nimi zgadzam, ale dla mnie nie było to ważne. Porównałbym ten projekt do znaku drogowego albo czegoś takiego.
Czy twoje doświadczenia z projektem podobne są do tych, które obserwujemy w filmie?
Poniekąd tak. Zwłaszcza w kontekście mediów. Temat idei "The Square" był dla mediów zbyt ogólny. Rozkładali ręce, mówiąc: wszyscy się z tym zgadzają, ale dlaczego miałoby nas to obchodzić. W Vaernamo stało się coś bardzo ciekawego. Zrodził się ruch, który naprawdę wykorzystuje "The Square", żeby tworzyć jakieś polityczne wystąpienia.
W filmie idea promowana jest za pomocą zamachu bombowego. To był naprawdę szalony pomysł. Na pewno kontrowersyjny.
(śmiech) Chciałem zwrócił uwagę na podejście mediów. Sukces odniósł niehumanitarny sposób promowania dzieła sztuki, które zwracało uwagę na wartości ludzkie. Bardzo podoba mi się ta ironia.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film