"Obiekt" opowiada o nurkach, którzy zajmują się poszukiwaniem osób zaginionych pod wodą. Film został nagrodzony na najbardziej prestiżowym na świecie festiwalu filmów niezależnych - Sundance Film Festival 2015. - Jesteśmy w szoku! To nasz pierwszy festiwal, światowa premiera, i to wszystko na Sundance! Wspaniałe uczucie - mówiła tuż po otrzymaniu statuetki polska reżyserka Paulina Skibińska.
- Nagroda za "wizualną poezję" jest dla operatora bardzo znacząca. Ani ja, ani Paulina nie mieliśmy nawet marzeń, że ktoś nas tam zauważy. To naprawę bardzo, bardzo miła informacja. Mam nadzieję, że otworzy nam drzwi do kolejnych festiwali w Polsce i na świecie - tak na wieść o wyróżnieniu na amerykańskim festiwalu zareagował Jakub Stolecki, autor zdjęć do "Obiektu".
Film, opowiadający o nurkach, którzy zajmują się poszukiwaniem osób zaginionych pod wodą, otrzymał nagrodę specjalną jury filmów krótkometrażowych na 37. Festiwalu Filmowym Sundance.
Imprezę w 1981 roku wymyślił i do dziś organizuje Robert Redford, a od tamtej pory wśród jej laureatów są tak znane filmy, jak: "Whiplash", "Boyhood", "Hej, skarbie", "Wściekłe psy" czy "Seks, kłamstwa i kasety wideo". Sundance Film Festival to jedno z najważniejszych na świecie wydarzeń promujących kino niezależne.
"Wspaniałe uczucie. Girl power!"
Nic dziwnego, że gdy w grudniu ub.r. Polacy zakwalifikowali się do konkursu, nie mogli w to uwierzyć. - Byłam zaskoczona. Wydawało mi się, że Sundance woli tematy społeczne, dokumenty oparte na dialogu czy komentarzu. Nasz film jest bardzo formalny, nie ma tam ani jednego słowa - tak reżyserka "Obiektu" Paulina Skibińska powiedziała wówczas portalowi Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
Była jeszcze bardziej zdziwiona, gdy we wtorek na ceremonii w Park City (Utah) jej produkcja pokonała 60 konkurencyjnych filmów krótkometrażowych z całego świata (wybranych spośród ok. 9 tys. zgłoszonych tytułów).
- Jesteśmy w szoku! W ogóle nie spodziewałyśmy się tego, że dostaniemy nagrodę. To nasz pierwszy festiwal, światowa premiera, i to wszystko na Sundance! Już samo to nas ogromnie cieszyło. A nagroda? Wspaniałe uczucie. Girl power! - mówiła tuż po otrzymaniu statuetki 27-letnia Skibińska, która pojechała do Utah z trójką koleżanek, z którymi pracowała przy "Obiekcie".
W filmie - jak czytamy w materiałach prasowych - pokazano akcją poszukiwawczą, rozgrywającą się w przestrzeni dwóch światów: na lodowej pustyni i pod wodą. Film jest opowiadany z punktu widzenia ekipy ratunkowej, nurka wkraczającego do podlodowego świata - oraz zwykłych ludzi, oczekujących na brzegu. W każdym z tych światów panują inne reguły.
Skibińską fascynował moment, w którym nurek wypływa na powierzchnię, dlatego wybrała tak długie ujęcie jego twarzy, kiedy z ciemnego świata wychodzi na jasny.
- Przejście z jednego świata do drugiego powoduje szok termiczny. Kiedy schodzisz pod wodę, tracisz orientację przestrzenną. Działa też adrenalina. Wydaje ci się, że możesz zejść jeszcze głębiej i głębiej. Ale zanim to zrobisz, musisz umieć się zatrzymać - popływać, wyrównać ciśnienie - i dopiero dalej schodzić na dół. Nie można również nagle wypłynąć z głębin, bo można dostać choroby ciśnieniowej. Wchodząc pod wodę, a co dopiero pod lód, skąd jest tylko jedno wyjście, nurek pokonuje granicę, za którą jest zdany tylko na siebie - opowiadała portalowi Stowarzyszenia Filmowców Polskich.
"By widz schodził z nurkiem w głąb, aż ten świat na zewnątrz zniknie"
Skąd pomysł na historię? - Mój tata pracował kiedyś jako nurek zawodowy. Dwa lata robiłam dokumentację tego tematu, no i tak się stało, że znalazłam Grześka, głównego bohatera filmu - zdradziła Skibińska.
- Najwięcej, czego można się nauczyć od osoby, która tyle lat obcuje z martwymi, to siły charakteru. Grzesiek w rozmowie jest niesamowicie spokojny, wyciszony i masz wrażenie, że całą energię dnia codziennego przekłada na swoją pracę. Wyciągając tych ludzi z wody, daje nadzieję komuś, kto czeka na zewnątrz. Jeżeli ktoś szukał kogoś pięć lat, to on pozwala mu normalnie spać. Najgorsze dla rodzin zaginionych jest to oczekiwanie - wyjaśniła.
I, jak zapewniła, "Obiekt" to nie jest film o topielcu, ale film o kimś silnym, kto przeciwstawia się innemu światu. Przechodzi ze zwykłej rzeczywistości do czegoś, co nie jest jego naturalnym środowiskiem. - Kiedy patrzyłam na Grześka, zastanawiałam się, jak trzeba być silnym, by wykonywać taką pracę. Z czego trzeba rezygnować, o czym myśleć, nurkując tam - opowiadała reżyserka.
A tak tłumaczyła, dlaczego wybrała taki tytuł: - Nurkowie zawodowi mówią tak na osoby zaginione. To jest kod, którym się posługują. Nie używają słów "ciało", "topielec", tylko "obiekt". Filmowo mniej to sugeruje, brzmi bardziej tajemniczo.
Z wielu godzin materiału - ćwiczeń, akcji ratunkowych i poszukiwawczych - wybrała pasujące ujęcia. Chciała, żeby wyglądały na tyle interesująco, by widz wciągnął się w opowieść i schodził z nurkiem w głąb, aż świat na zewnątrz zniknie.
Autor: am//rzw / Źródło: sfp.pl, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Studio Munka