Oscary trącą myszką i tracą popularność, dlatego organizatorzy zdecydowali się na wprowadzenie zmian - donosi telewizja Sky. Z kolei zdobywca Oscara Ben Kingsley jest zdania, że winą za coraz mniejszą oglądalność należy obarczyć nie formułę gali, ale nominowane filmy.
W ubiegłym roku transmisję z gali oscarowej obejrzało w USA 36 mln telewidzów. Dużo? Nic podobnego - przed 12 laty, gdy nagradzano "Titanica", przed telewizorami zasiadło 55 milionów Amerykanów.
Myślę, że ceremonia z pięcioma filmami nominowanymi do nagrody wytrzymała próbę czasu, a zwiększenie liczby filmów do dziesięciu rozwodni ją. Matt Damon
45 sekund
Według Sky, Amerykańska Akademia Filmowa przyznająca Oscary zmodyfikowała ceremonię przyznawania wyróżnień twórcom i wprowadziła zmiany organizacyjne, które mają przyciągnąć nowych widzów.
I tak lista nominowanych w kategorii najlepszego filmu została w tym roku poszerzona do dziesięciu zamiast dotychczasowych pięciu, zamiast jednego prezentera będzie ich dwóch, finaliści w kategorii najlepszej oryginalnej piosenki nie będą jej wykonywać, a wyróżnieni nie będą mogli mówić dłużej niż przez 45 sekund.
Koniec więc z długimi, łzawymi i nieskładnymi podziękowaniami wyróżnionych ściskających statuetki. Dłuższe wypowiedzi będę nagrywane za kulisami, a w całości transmitowane na żywo w internecie.
Nagrodzeni Oscarem kręcą nosem
Tegoroczne nowości nie podobają się wielu nagrodzonym przez Amerykańską Akademię Filmową. Zdaniem zdobywcy Oscara Matta Damona nominowanie aż 10 obrazów w kategorii najlepszy film jest chybionym pomysłem.
- Myślę, że ceremonia z pięcioma filmami nominowanymi do nagrody wytrzymała próbę czasu, a zwiększenie liczby filmów do dziesięciu rozwodni ją - tłumaczy swoje obiekcje. Jego zdaniem dziesięć filmów to pokaźna liczba, a ściganie telewizyjnych ratingów ma znaczenie głównie dla firm sprzedających reklamę, nie zaś dla całokształtu imprezy.
Słowa krytyki padły też z ust brytyjskiego aktora Bena Kingsley'a, nagrodzonego statuetką za genialną kreację w filmie "Gandhi". Kingsley uważa, że wina leży nie po stronie uroczystości, tylko filmów - to one straciły swój dawny splendor, a obecnie konstruuje się je wokół postaci i intrygi.
Oscary wciąż wiele znaczą?
Znacznie więcej optymizmu wykazał filmowy gwiazdor Leonardo DiCaprio. W jego opinii Oscary przyjęły się jako globalna marka i ceremonia przyznawania nagród zachowa swój klimat i urok. - Wystarczy powiedzieć Oscar i od razu wszyscy, gdzie by nie byli, natychmiast wiedzą, o co chodzi - zaznaczył zdobywca Oscara (za "Co gryzie Gilberta Grape'a?").
- Nominacja do Oscara oznacza, że film z miejsca zyskuje pieczątkę aprobaty, nawet jeśli wybór dokonany przez Akademię jest nietrafny - dodał.
Źródło: PAP