- W takich momentach okręt zwany teatrem zwalnia bieg - mówi Jan Englert. Wspominając Zbigniewa Zapasiewicza przypomina sobie anegdotę. Kiedy podczas bojkotu telewizji komunistyczne władze chciały transmitować spektakle teatralne, Englert rzucił hasło: grajmy słabo. Zapasiewicz odpowiedział: "Tobie łatwo, a ja?". Całe życie zbliżał się do perfekcji. Zabrakło tylko czasu.
Dyrektor Teatru Narodowego wiele razy krzyżował swoje drogi zawodowe z drogami Zbigniewa Zapasiewicza - na planie filmowym, w teatrze, ale przede wszystkim w szkole teatralnej. W latach 1987-93 i 1996-2002 Englert był rektorem warszawskiej Akademii Teatralnej. Zapasiewicz "tylko" uczył. I dla wielu - w tym rektora Englerta - był wzorem. Dążenia do perfekcji i profesjonalizmu, którego nie zadowala jedynie talent, a ciężka praca. Przez 53 lata drogi zawodowej wymagał jej od siebie, ale i od innych.
Siła nauczyciela
Bo Zbigniew Zapasiewicz w ostatnich 50-ciu latach najwięcej czasu spędził nie na scenie i nie na planie filmu. Najczęściej bywał w którejś z sal warszawskiej Akademii Teatralnej. Tam, najczęściej w "baletówce", albo "łączniku" na ostatnim piętrze, uczył młodych swojego aktorstwa.
- Charakteryzował się tym, że niewiele mówił nam studentom. Po prostu siadał, patrzył i było w nim coś takiego, że myśmy wszyscy przy nim grali dobrze. Wielokrotnie rozmawialiśmy o tej jego sile, która wszystko już mówiła - wspomina Joanna Szczepkowska. Ostatni raz moc Zapasiewicza "powiedziała" jej coś przed trzema laty, kiedy aktorka po raz ostatni współpracowała ze swoim nauczycielem. Wtedy już jednak jego siła nie wystarczyła, bo Szczepkowska zrezygnowała z prób i w "Johnie Gabrielu Borkmana" Ibsena zamiast niej u boku Zapasiewicza zagrała Joanna Żółkowska.
"Nie umiał grać źle"
Aktor, reżyser, nauczyciel - we wszystkim próbował być perfekcjonistą. Gdy mówił o swoim zawodzie, zawsze w którymś zdaniu padało słowo "etyka". - Jak miałbym o niej rozmawiać z niektórymi "serialowymi" aktorami, którzy o tym zawodzie mają mgliste pojęcie? - pytał w jednym z wywiadów. Nie lubił kurtuazyjnych rozmówek.
- Zawsze pracował ciężko. W takich momentach okręt zwany teatrem zwalnia bieg. Przynajmniej na chwilę - mówi wzruszony Englert. I na otarcie łez przytacza anegdotę: - Kiedy podczas bojkotu telewizji był pomysł, aby zmusić nas do grania spektakli teatralnych do telewizji, wpadłem na szatański pomysł. Powiedziałem - zemścimy się i będziemy grali źle. Zapasiewicz odpowiedział: "No tak, tobie łatwo. Ale co ja mam zrobić?" Nie umiał źle grać - podkreśla.
- Wielki partner - tak o "Zbyszku" mówi z kolei jego koleżanka Maja Komorowska. Stworzyli razem wspaniały duet w "Szczęśliwych dniach" Samuela Becketta. Studenci Akademii nierzadko od niego zaczynali właśnie edukację przychodząc do Teatru Dramatycznego "na" swoich wielkich profesorów. - Lekcję, którą dał im Zbyszek, będą pamiętać do końca życia. Będziemy świadczyć o tym, jak wielkim był aktorem - zapewnia Komorowska.
Zbigniew Zapasiewicz, jeden z największych polskich aktorów, zmarł we wtorek w Warszawie. Miał 75 lat i 23 studentów pierwszego roku wydziału aktorskiego, którym na początku października miał pokazać "jak się gra Becketta".
Źródło: tvn24.pl, TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24