Luksusowe kolekcje mody Toma Forda, najbardziej wpływowego projektanta w branży, należą do najdroższych na świecie. Teraz Amerykanin oferuje perfumy, których cena może zrujnować - za butelkę Jardin Noir chce 500 dolarów, czyli 1,5 tys. zł. "Jest jak król Midas: zamienia w złoto wszystko, czego dotknie" - oceniają media.
Powstała w 2007 roku seria Tom Ford Private Blend, zdążyła rozrosnąć się już w dużą kolekcję luksusowych perfum. Tej jesieni amerykański projektant mody, który firmuje je swoim nazwiskiem, wypuści cztery kolejne zapachy z tej linii - Jardin Noir (Czarny ogród).
Ale zanim nowa kwiatowa kolekcja dla kobiet ukaże się na rynku (debiut w październiku), już wzbudziła sensację - z powodu swojej ceny. Za każdy zapach z kolekcji Ford chce 495 dolarów (ok. 1,5 tys. zł). Droższych na rynku perfum o pojemności 50 ml i 100 ml nie ma.
Kreator, który jest mistrzem autopromocji jak nikt inny w modowej branży, potrafi wykreować wokół swoich produktów otoczkę luksusu i elitarności. Dlatego zadbał nie tylko o najwyższą cenę, ale i o oryginalne nazwy: Cafè Rose (Kawowa róża), Lys Fume (Dymiąca lilia), Jonquille de Nuit (Nocny żonkil) i Ombre de Hyacinth (Hiacyntowy cień). I dorobił do nich historię.
- Te perfumy są dla tych kobiet, które chcą zaprezentować swoją ciemniejszą i mniej niewinną stronę osobowości. Kwiaty mogą być tak ekscytujące i piękne, nieomal mogą zrujnować. O to uczucie mi chodziło - powiedział dziennikowi "New York Times", a dziennikarka dodała, że "zrujnować może na pewno ich cena".
W październiku zadebiutuje też męski odpowiednik - Noir for Men. Za pudrową nutę skoncentrowaną wokół kwiatu fiołka trzeba będzie zapłacić "zaledwie" 95 dol.
"Ludzie, którzy nie pracują, są bardzo nudni"
Choć na rynku jest ponad tysiąc zapachów i co roku przybywa 200 nowych, znawcy branży przewidują, że mimo tak ostrej konkurencji, nowe perfumy Forda będą kolejnym sukcesem. Bo dziś liczy się przede wszystkim marka, a projektant na swoje nazwisko pracuje od 1990 roku, gdy został dyrektorem artystycznym domu mody Gucci. I w kilka lat stworzył potęgę z upadającej włoskiej marki.
Wraz z sukcesem przyszła sława. Gdy w 2004 roku odchodził z Gucci Group mówiły o tym najważniejsze media na świecie. I od tamtej pory to się nie zmieniło. Nic dziwnego, że 51-letni dziś kreator regularnie trafia na listy najbardziej wpływowych ludzi w modowej branży: od "Time'a" po "Vogue'a". O żadnym z żyjących krawców nie nakręcono więcej programów i dokumentów. Żaden nie udzielił tylu wywiadów, w których bez ogródek potrafi przyznać, że "kręci go zapach psa i spoconego mężczyzny", że średnio bierze cztery kąpiele dziennie i że w domu najchętniej chodzi... nago.
Na szczęście Ford tak samo jak lansować się w mediach, lubi też pracować. - Ludzie, którzy nie pracują, są bardzo nudni. Należy mieć jakąś pasję, trzeba się w coś angażować i dawać światu coś od siebie - twierdzi. Wie co mówi, bo gdy po 10 latach pracy odszedł z Gucci po konflikcie z nowym właścicielem marki, wycofał się w cień - nic nie robił, wpadł w depresję i alkoholizm.
- Projektowałem szesnaście kolekcji rocznie: Tom Ford dla Gucci, Tom Ford dla Yvesa Saint Laurenta... Damskie i męskie linie, akcesoria, wystrój sklepów. Czułem, że się wypalam, że zamieniam się w kopiarkę. I było to nieznośne uczucie - wspomina intensywny okres kariery zawodowej. - Zrobiłem sobie przerwę, ale życie szybko mi pokazało, że nie mogę być bezczynny. Wcześniej stałem się Guccim, a Gucci stał się mną i gdy tego zabrakło pojawiła się tak wielka pustka, że nie potrafiłem zastąpić jej niczym innym - opowiadał w mediach.
"To coś, co naprawdę mnie uszczęśliwia. Kocham to!"
Gdy odchodził z Gucci, markę wyceniano na 10 mld dolarów, a roczny przychód domu mody wynosił 2,5 mld. Ale to nie była tylko jego zasługa, ale także biznesowego partnera - Domenico de Sole. Dlatego autorską markę postanowił stworzyć razem z nim. W Tom Ford powtórzyli sprawdzony układ: on zajął się modą, de Sole finansami.
Zaczęli w 2006 roku od butiku w Nowym Jorku i szytej na miarę odzieży męskiej, na wzór londyńskiej Saville Row. Od tego czasu garnitury z metką "Tom Ford" noszą takie gwiazdy, jak Brad Pitt, Johnny Depp, Colin Firth, Bradley Cooper, Tom Hanks czy Daniel Craig (nie tylko jako filmowy James Bond). A marka stała się imperium, które oprócz ubrań dla panów i kobiet (debiut w 2010 roku, a wśród klientek m.in. Gwyneth Paltrow, Julianne Moore, Rihanna i Beyonce), oferuje kosmetyki, perfumy, okulary i inne akcesoria sprzedawane w firmowych sklepach na całym świecie: od Dubaju i Tokio po Mediolan i Moskwę.
"Jest jak król Midas: zamienia w złoto wszystko, czego dotknie jego kreatywny umysł" - tak ten spektakularny sukces podsumowała telewizja CNN, robiąc o nim kolejny reportaż.
51-latek ma na koncie również debiut w Hollywood - i to w potrójnej roli: reżysera, scenarzysty i producenta. W 2009 roku nakręcił dobrze przyjęty dramat "Samotny mężczyzna", do którego ścieżkę dźwiękową stworzył polski kompozytor, Abel Korzeniowski. A Colin Firth za główną rolę dostał nominację do Oscara. Ford już myśli o kolejnym filmie.
- Kiedy zakładasz własną firmę, musisz spojrzeć w głąb samego siebie i zapytać: "O co mi chodzi?" - w filmie "Wizjonerzy" stacji Oprah Winfrey wyjaśnił swoją filozofię. - Ja lubię tworzyć, budować... Czy zakładam firmę, otwieram sklep, tworzę markę odzieży, czy kręcę film, jest to coś, co naprawdę mnie uszczęśliwia. Kocham to!
"To Carine stworzyła mnie i mój styl"
Teraz planuje pierwszy pokaz mody swojej damskiej kolekcji - w trakcie London Fashion Week w styczniu 2013 roku, co na pewno będzie wydarzeniem.
Choć przyznaje się do 25-letniego związku z dziennikarzem Richardem Buckleyem, zapytany, kto go inspiruje, wymienia tylko jedna osobę: byłą naczelną francuskiego "Vogue'a" i swoją dawną współpracownicę. To z nią wylansował m.in. "porno szyk" - gdy symbolem i ikoną Gucci lat 90. była modelka, która w reklamie obnaża miejsca intymne z wydepilowaną literą G.
Ford tęskni za tym duetem. W najnowszym, wrześniowym numerze magazynu "Harper's Bazaar" wyznał: - Jest tylko jedna kobieta, która zawsze mnie inspiruje - Carine Roitfeld. Kocham jej niezależność i perfekcjonizm. Jest tak pewna siebie, że cokolwiek na siebie włoży, wygląda olśniewająco i każdy będzie chciał to mieć. Bez niej nie byłoby Toma Forda. To ona stworzyła mnie i mój styl.
Autor: Agnieszka Kowalska / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Tom Ford Beauty