Marcus Miller nie zawiódł. Na koncercie zagranym 13 listopada w ramach Ery Jazzu dowiódł, że nie bez przyczyny uważany jest za jednego z największych basistów jazzowych.
Występ zaczął tym samym, co płyta Free, którą przyjechał do nas promować, mianowicie rytmicznym Blast. Fantastyczne dźwięki płynące z jego gitary basowej uzupełniane były absolutnie doskonałym brzmieniem trąbki Patchesa Stewarta i saksofonu Keitha Andersona.
To jednak, co dopiero rozruszało publiczność, to drugi utwór Higher Ground doskonale znany z repertuaru Steviego Wondera. Doskonałe brzmienie basu komponujące się nie tylko z saksofonem, ale i harmonijką ustną, z której muzykę wydobywał Gregoire Maret, było prawdziwą ucztą dla ucha.
Nie zabrakło też akcentów związanych z Milesem Davisem, którego wychowankiem był przecież Marcus Miller. Przy doskonale znanym utworze Jean Pierre przypominał nieco „chłopca z gitarą”, grającego jakby od niechcenia, któremu jakby przypadkiem wychodziło to rewelacyjnie. Zwłaszcza wtedy, kiedy prowadził swoistą rozmowę na instrumenty z pozostałymi muzykami, m.in. z perkusistą Poogie Bellem i klawiszowem Bobbym Sparksem. Doskonałe porozumienie i na pewno niejedna godzina spędzona na wspólnej grze ze wszystkimi członkami Marcus Miller Band widoczne były w zasadzie od początku.
W pewnej chwili stateczni panowie zaczęli się bawić jak mali chłopcy – podążając za sobą w równym rządku, jednym krokiem, zabawiali publiczność nie przerywając gry. Z dużym żalem wrócili na przydzielone miejsca, skąd kontynuowali występ.
Słuchacze rewelacyjnie przyjęli utwór When I Fall In Love, zagrany przez Millera nie na basie, a na klarnecie basowym. Publiczność siedziała, jak zaczarowana, a po zakończeniu bardzo obficie nagrodziła muzyków brawami.
Podobnie było pod sam koniec koncertu. Miłośnicy jazzu nie wypuścili swoich idoli bez owacji na stojąco i dwóch bisów. Trzeba jednak przyznać, że niedosyt zawsze pozostaje i można mieć tylko nadzieję, że Marcus Miller ze swoim zespołem szybko do nas wrócą.
Źródło: tvn24.pl, CNN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24.pl