Festiwal w Wenecji właśnie osiąga półmetek i jak na razie brak faworyta, choć entuzjastyczne recenzje zebrały takie tytuły jak "Nocturnal Animals" Toma Forda, "Frantz" Francoisa Ozona i musicalowy "La La Land" typowany na oscarowego pewniaka. Przed publicznością jednak jeszcze wielkie nazwiska, jak choćby Mallick i Kusturica. Na razie jednak za największe wydarzenie festiwalu uznano zaprezentowane poza konkursem dwa odcinki serialu w reżyserii Paola Sorrentina "Młody papież" z Jude'em Lawem w roli tytułowej.
Choć w bieżącym roku w weneckim konkursie sporo tytułów oceniono wysoko, na razie brak filmu, który porwałby publiczność na Lido. Włoski festiwal słynie zresztą z najbardziej nieprzewidywalnych werdyktów jurorów - i trzeba przyznać, że bardzo rzadko udaje się trafnie wytypować zdobywcę Złotego Lwa. Bo choć wenecka impreza, podobnie jak Cannes, wielkimi nazwiskami stoi, to w przeciwieństwie do tej na Lazurowym Wybrzeżu najbardziej lubi nagradzać nowe twarze. Rzadko wygrywają tutaj uznani twórcy, którzy przecież stanowią lep na widzów.
W tym roku na wielkie nazwiska w konkursie głównym, i nie tylko, jest wyjątkowy urodzaj. Należałoby powiedzieć wręcz, że nie było ich tutaj aż tylu od wielu lat.
Jak zwykle jednak nie zawsze przekłada się to na równie wielkie filmy. Zawiódł więc bardzo publiczność i zebrał bardzo kiepskie recenzje Wim Wenders - przewodniczący Europejskiej Akademii Filmowej, twórca tak głośnych filmów jak "Nieba nad Berlinem" czy "Paryż, Teksas". Jego nowy film "The Beautiful Days of Aranjuez" określany jest mianem "nieznośnie nudnego", a oceny krytyków "The Guardian" czy "Variety" to dwie na pięć możliwych gwiazdek.
Na szczęście nie zawiedli twórcy młodsi, a co za tym idzie - z mniejszym dorobkiem. Przede wszystkim zbierający fantastyczne recenzje, obecny na Lido ze swoim drugim filmem "Nocturnal Animals" projektant mody i reżyser Tom Ford. Krytycy chwalą też odtwórców głównych ról - świetny aktorski duet Amy Adams i Jake'a Gyllenhaala.
Jurorów z Samem Mendesem na czele równie dobrze może uwieść Francois Ozon i jego "Frantz" określany traktatem o moralności, jak zwykle u tego reżysera łączący wiele gatunków i nietypowy pod względem formalnym. Mendes sam zwykł przecież kręcić takie kino.
Wyższe sfery i skomplikowane kobiety
Tom Ford, przez lata kojarzony głównie z domem mody Gucci, jako reżyser zadebiutował niezwykle udanym "Samotnym mężczyzną" z nominowanym do Oscara za tę rolę Colinem Firthem. Zrealizowany po 7-letniej przerwie "Nocturnal Animals" ("Nocne zwierzęta") udowadnia, że nie był to jednorazowy wybryk, bo Ford okazuje się równie zdolnym reżyserem jak projektantem. Po raz kolejny też na warsztat bierze wyższe sfery i świat pozornego szczęścia i dostatku, który okazuje się być jedynie fasadą dla skrywanych nieszczęśliwych związków i niespełnienia.
Recenzenci w Wenecji podkreślają świetne, wygrane na półtonach subtelne aktorstwo Amy Adams i będącego jej przeciwieństwem, świadomie egzaltowanego Jake'a Gyllenhaala w roli jej byłego męża, autora książki, bezczelnie wykorzystującego zdarzenia z ich małżeństwa. Ford umiejętnie połączył melodramat z dreszczowcem i kryminałem, a dla nas powodem do zadowolenia jest to, że muzykę do filmu skomponował coraz bardziej ceniony w filmowej branży na świecie Abel Korzeniowski.
Równie ciepło przyjęto nowy film jednego z najbardziej dziś znanych francuskich filmowców - "Frantza" Francoisa Ozona. Dawny enfant terrible kina nad Sekwaną nadal lubi eksperymentować, ale dojrzał i już nie bulwersuje jak na początku swojej kariery. Po kilku słabszych filmach znów jest w znakomitej formie. Wciąż kocha kostium i konwencję retro, lecz tym razem nakręcił obraz czarno-biały, będący nieformalnym remakiem (przeróbką - red.) filmu "Broken Lullaby" Ernsta Lubitscha z 1932 r. Według krytyka "The Hollywood Reporter" w centrum zainteresowania reżysera jest pytanie: "czy istnieją przypadki, gdy zimne kłamstwo może powodować mniej cierpienia i dlatego jest bardziej wskazane niż prawda?".
To pierwszy film Francuza nakręcony w języku niemieckim. Raz jeszcze reżyser okazuje się specjalistą od skomplikowanych kobiecych bohaterek. Wśród recenzentów pojawiły się opinie, że obraz jest tak doskonały stylistycznie, że może mieć spore szanse na nagrodę główną.
Wydarzeniem była też premiera musicalowego, efektownego obrazu twórcy głośnego "Whiplash" Damiena Chazelle'a, który z gwiazdami w obsadzie - Emmą Stone i Ryanem Gosslingiem udowodnił, że filmy o muzyce to jego specjalność. Banalna z pozoru historia o parze artystów - piosenkarzu i początkującej aktorce, którzy przeżywają romantyczne uczucie, nie przestając marzyc o wielkiej karierze, rozgrywa się w złotych czasach Hollywoodu. Entuzjastyczne recenzje już wskazują na ten film jako oscarowego pewniaka 2017 r., jednak nie wydaje się, by na Lido ten gatunek miał większe szanse w walce o laury. Na premierę czekają przy tym jeszcze filmy najbardziej oczekiwanych twórców.
Młody papież, czyli w blasku Sorrentina
Powoli tradycją wielkich międzynarodowych festiwali filmowych staje się prezentacja ambitnych produkcji serialowych prestiżowych stacji telewizyjnych - oczywiście pozakonkursowa. Ponieważ Amerykanie wywindowali ten gatunek na poziom często przewyższający produkcje fabularne, Europa nie mogła być gorsza. Jeśli dodać, że za kamerą stanął twórca "Wielkiego piękna" Paolo Sorrentino, a siły połączyły stacje Sky/HBO/Canal Plus, już wiadomo, że mowa o przedsięwzięciu nie byle jakim. Jego tytuł to "Młody papież".
W Wenecji pokazano dwa pierwsze odcinki serialu, w którym w papieża Piusa XIII wcielił się brytyjski gwiazdor Jude Law. To opowieść o papieżu przyszłości, który nie dość, że młody i przystojny, to okazuje się być pierwszym w historii Amerykaninem. Jego rodzice byli hipisami, on zaś trafił do sierocińca, gdzie z czasem jego przewodniczką duchową stała się zakonnica, siostra Mary (w tej roli Diane Keaton). O samym papieżu na razie wiemy, że planuje rewolucję w Kościele i lubi zasiadać na papieskim tronie... z papierosem. Entuzjazm publiczności po projekcji przebił ten, jaki towarzyszył dotąd zaprezentowanym filmom konkursowym.
Premiera serialu zapowiedziana została na jesień - od 27 października serial będą mogli go oglądać - jak na razie - widzowie w Wielkiej Brytanii, Włoszech, Niemczech, Irlandii, Austrii i Francji.
Autor: Justyna Kobus/kk / Źródło: "The Guardian", "The Hollywood Reporter",tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA