- W tej "prostej historii" proponuję widzowi pewien rodzaj zabawy, łamigłówki. Akcja dzieje się w dwóch, niezależnych od siebie przestrzeniach czasowych, które wzajemnie się przenikają - powiedział w programie "Wstajesz i weekend" Arkadiusz Jakubik, aktor i reżyser, którego najnowszy film "Prosta historia o morderstwie" trafi do kin 21 października.
- Gdy sięgam pamięcią, to przypominam sobie, że nie do końca dobrze mi szło w szkole teatralnej. Jakoś tak miałem pod górkę i wtedy zaczynałem zastanawiać się, czy nie spróbować swoich sił po drugiej stronie - wyjaśniał w programie "Wstajesz i weekend" TVN24 Arkadiusz Jakubik swoją motywację do pracy reżyserskiej.
- Pamiętam też swoje nieudane egzaminy do Akademii Teatralnej na reżyserię - z tym, że teatralną. Jestem upartym koziorożcem, a w zasadzie osłem spod znaku koziorożca: rok po niezdanych egzaminach wyreżyserowałem moje pierwsze przedstawienie na profesjonalnej scenie w Warszawie. Trzeba robić swoje - dodał.
"Możliwość kreowania świata jest nieoceniona"
- Mam takie wrażenie - mówiąc zupełnie poważnie - że możliwość funkcjonowania w tej przestrzeni aktywności twórczej daje mi coś zupełnie innego niż aktorstwo. Aktorstwo to są dla mnie przede wszystkim emocje, natomiast możliwość kreowania świata: wymyślania go na etapie scenariusza czy następnie powolne tworzenie filmowej rzeczywistości, jest dla mnie rzeczą absolutnie nieocenioną - powiedział Jakubik. Jakubik powrócił za kamerę realizując swój najnowszy film: "Prosta historia o morderstwie". Jest to jego drugie reżyserskie dokonanie w przypadku filmu. "Prosta historia o morderstwie" wbrew tytułowi wcale nie jest prosta i stawia wiele pytań, w tym o genezę zła. W rolach głównych zagrali: Kinga Preis, Andrzej Chyra oraz debiutujący Filip Pławiak - młody talent, odkryty przez reżysera. Jakubik wyznał, że poszukiwania młodego talentu do swojego filmu przypłacił skomplikowanym złamaniem ręki. Podczas jednego z castingów Jakubik nie mógł porozumieć się z jednym z aktorów, usiłował mu coś pokazać. Jak relacjonował, uderzył pięścią w siedzisko krzesła i doszło do poważnego urazu. Z relacji Jakubika nic nie wskazywało na to, że Pławiak jest świetnym aktorem. - Na tym castingu jego koledzy, aktorzy stali, dyskutowali, energicznie gestykulowali, a Filip jakoś tak siedział z boku. Miał nieco dłuższe włosy, wyglądał trochę jak wypłosz. W ogóle nie pasował mi z moją wizją bohatera, w którego miałby się wcielić. Jednak kiedy wszedł do sali prób, kiedy zagrał kilka scenek, zobaczyłem tę energię, która z niego bije, ten magnetyzm. Zobaczyłem tę prawdę i pomyślałem, że w tym facecie coś jest. Podczas kolejnych etapów castingu wiedziałem już, że Filip zagra główną rolę - opowiadał reżyser.
"Uważność widza przy tym filmie jest niezbędna"
Twórca filmu dodał, że to właśnie z perspektywy bohatera granego przez Pławiaka opowiadana jest cała historia w filmie. - Lubię w kinie nielinearnie opowiadane historie. Dlatego też w tej "prostej historii" proponuję widzowi pewien rodzaj zabawy, łamigłówki. Akcja dzieje się w dwóch, niezależnych od siebie przestrzeniach czasowych, które wzajemnie się przenikają. Uważność widza przy tym filmie jest niezbędna - stwierdził Jakubik. Pierwsza warstwa narracyjna to - jak mówił autor filmu - dramat obyczajowy, zaangażowany społecznie. - Ta warstwa obyczajowa ubrana jest w garnitur kryminalnego thrillera - dodał.
"Jestem bardzo szczęśliwy, że Wojtek wybrał akurat mnie"
7 października do kin wszedł film Wojciecha Smarzowskiego "Wołyń", w którym Jakubik zagrał jedną z głównych ról. Współpraca przy tym filmie była dla aktora bardzo ważna z wielu powodów, w tym również bardzo osobistych. - Jest kilka powodów. Najpierw - krótko mówiąc - mój prywatny, rodzinny. Moi dziadkowie od strony ojca uciekali spod Stryja przed Ukraińcami w 1943 roku. Możliwość zagrania w tym filmie była dla mnie bardzo istotną rzeczą. Po drugie, kiedy dostałem i przeczytałem scenariusz, doszedłem do wniosku, że scenarzysta Smarzowski ma to do siebie, że obrazy, które konstruuje już na etapie scenariusza, są tak wyraziste i sugestywne, że proszę mi uwierzyć - po takiej lekturze można sobie cały film zobrazować. To była wizualizacja porażająca - powiedział Jakubik.
Aktor wyznał, że zarówno jako odtwórca ról filmowych jak i reżyser, nie znosi castingów. Pomimo tego, że ze Smarzowskim współpracuje przy niemalże każdym filmie, to zdjęcia próbne w tym przypadku były ważne i Jakubik musiał wziąć w nich udział. Cała oś narracyjna - jak mówił aktor - zbudowana jest wokół postaci granej przez debiutującą Michalinę Łabacz i to do niej Smarzowski musiał dobrać partnerujących jej aktorów.
- Jestem bardzo szczęśliwy, że Wojtek wybrał akurat mnie. Tyle tylko, że postać, którą gram - sołtysa Macieja Skiby, najbogatszego chłopa we wsi - nie był w sumie zły, tylko miał jeden problem: żona, którą sobie kupił go nie kochała - powiedział Jakubik. - Gdzieś pod spodem Wojtek próbuje znaleźć jakiś rodzaj nadziei. Chociaż tej nadziei na pierwszy rzut oka w jego filmach nie widać, to nieprzypadkowo on nazywa ten wielki, epicki filmowy obraz: "historią o miłości w nieludzkich czasach". To co zostaje po takim filmie, to potrzeba szybkiego powrotu do domu i potrzeba przytulenia swoich najbliższych. Trzeba podkreślić, że czasy, w których żyjemy, być może nie są wcale takie najgorsze - podsumował Jakubik.
Autor: tmw/tr / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24