Po półwieczu panowania na liście "Filmów wszech czasów" Orsona Wellesa i jego "Obywatela Kane’a" w br. zwyciężył "Zawrót głowy" Alfreda Hitchcocka. Listę, od 60 lat, co 10 lat aktualizowaną, publikuje magazyn „Sight and Sound” wydawany przez Brytyjski Instytut Filmowy.
"Obywatel Kane” – począwszy od roku 1962 numer 1 wszystkich głosowań, spadł na drugą pozycję zaś najmłodszy z obrazów pierwszej dziesiątki liczy… niemal pół wieku.
Fakt, że spośród najwyżej ocenionych filmów (w pierwszej dziesiątce) 50 procent stanowią tytuły z I połowy XX wieku, w tym trzy nieme, mówi wiele o kondycji kina. Drugie 50 procent to obrazy głównie z lat 50., zaś najmłodszy zwycięski tytuł, „Odyseja kosmiczna” Stanleya Kubricka (6), powstał w 1968 roku.
Wybór filmu wszech czasów organizowany jest pod egidą Brytyjskiego Instytutu Filmowego począwszy od 1952 roku. Zawsze w drugim roku nowej dekady.
Zdumiewające, że do czołówki najwybitniejszych tytułów nie trafił nie tylko żaden obraz z XXI wieku, ale, że nie ma wśród nich tytułu z lat 70.,80. i 90. minionego stulecia. I tak np. arcydzieło tej miary co „Czas Apokalipsy” Coppoli znalazło się dopiero na 13. pozycji, zaś uważany za najwybitniejszego filmowca w historii kina Ingmar Bergman, trafił na miejsce 17. z „Personą”.
Nieprawdopodobnie też brzmi usytuowanie geniuszy na miarę Godarda, Antonioniego czy Tarkowskiego dopiero w trzeciej dziesiątce! Ciśnie się pytanie o kryteria, jakimi kierowali się oceniający filmy. Tych jednak nie zdradzono.
Wielki Hitchcock, bezwzględny magnat i zagubieni Azjaci
O ile nie trzeba streszczać dobrze znanego „Obywatela Kane’a” - historii pozbawionego skrupułów magnata prasowego, dla kariery gotowego na wszystko, to numer 1 wszech czasów „Zawrót głowy”, za oceanem popularny, warto przypomnieć.
Tę opowieść z wielkimi kreacjami Jamesa Stewarta i Kim Novak, Hitchcock uważał za swój najbardziej osobisty obraz. Stewart gra tu detektywa wynajętego przez przyjaciela do śledzenia żony. Detektywa, który się w niej zakochuje.
Jest w tym słusznie uznanym za wybitny filmie wszystko, co charakterystyczne dla Hitchcocka – surrealistyczne sytuacje, tajemnica, napięcie stopniowane aż do momentu, w którym widz ma uczucie, że więcej nie zniesie. Dodatkowo bohater cierpi na utratę orientacji przestrzennej, a w jego głowie rozgrywają się dantejskie sceny.
W tych okolicznościach rozegra się tragiczny romans detektywa i kobiety, którą śledzi, romans, który z czasem przejdzie w klasyczny thriller mistrza gatunku. Obraz ma na koncie mnóstwo nagród i cały czas „deptał po piętach” Wellesowi.
Trzecie miejsce na podium przypadło niesłusznie zapomnianemu japońskiemu filmowi Yasujiro Ozu „Tokijska opowieść” z 1953 roku. Historia podróży starszej pary Japończyków z prowincjonalnego miasteczka do Tokio, gdzie mają odwiedzić dzieci, należy do czołówki wielkich dzieł azjatyckiego kina. Staroświecki styl życia konfrontowany jest tu z wielkomiejskim, który obrały dzieci.
Do obrazu Ozu dziś, ponad pół wieku od jego powstania, odwołuje się wielu wybitnych filmowców, jak Wim Wenders i Jim Jarmusch. Warto też dodać, że na „osobnej” liście arcydzieł, sporządzanej od 1992 roku przez reżyserów (niejako w opozycji do wyborów krytyków) ten właśnie tytuł zajmuje miejsce pierwsze. To arcydzieło wszech czasów m.in. według Martina Scorsese i Woddy’ego Allena. Od kina niemego do Johna Forda
Najstarszym tytułem pośród dziesiątki uznanych za najwybitniejsze jest „Wschód słońca” - niemy obraz z 1927 roku Friedricha Murnaua, niemieckiego ekspresjonisty.
Film gości na miejscu 5., a jeszcze przed nim, ulubieniec krytyków filmowych pod każdą szerokością geograficzną - „Reguły gry" Jeana Renoira - mistrza realizmu. (1939).
Historia skazanego na klęskę romansu pilota z arystokratką to obraz społeczeństwa skostniałych reguł, którego wizerunek powtarzał się w większości filmów Renoira. Życiorys filmowca, który po zajęciu przez Niemców Francji wyjechał do Hollywood, ale nigdy nie odnalazł się w systemie producenckim, to materiał na osobny film. Uhonorowany Oscarem pod koniec życia, chciał kręcić jak w rodzinnej Francji kino zaangażowane, co w Hollywood nie było pożądane.
Pozycję 6. zajęło najwybitniejsze obok „Mechanicznej pomarańczy" dzieło Stanleya Kubricka "2001: Odyseja kosmiczna”- „najmłodszy” obraz z pierwszej dziesiątki. To arcydzieło fantastyki, które wielością możliwości interpretacji bije na głowę wszystko, co powstało przedtem i potem, znane jest doskonale kinomanom.
By sprawiedliwości stało się zadość, na 7. pozycję trafił twórca ponad 30 westernów John Ford z „Poszukiwaczami” (1956). Czemu np. nie z równie świetnym „Dyliżansem”? Nie wiadomo. Fellini na deser
8. i 9. pozycja należy do dwóch bardzo głośnych filmów niemych: „Człowieka z kamerą filmową” Dżiga Wiertowa - poetyckiego obrazu Moskwy lat 20. i zarazem jedynego dokumentu w zestawieniu oraz głośnego, „Męczeństwa Joanny d'Arc" Carla Dreyera.
Nas jednak bardziej interesuje umiejscowione pozycji 10 - „Osiem i pół” Federico Felliniego z 1963 roku, jeden z najgenialniejszych obrazów jakie nakręcono. Opowieść o twórczej niemocy artysty, którego przed artystyczną klęską ratują bohaterowie jego własnych filmów.
Dlaczego ten nagrodzony dwoma Oscarami film, nazwany „najbardziej inspirującym i wpływowym” w historii kina nie znalazł się wyżej na liście filmów wszech czasów? Aż korci, by stwierdzić: ”są gusta i guściki”… Niewykluczone, że wyrafinowane dzieło włoskiego mistrza przerasta tych, którym przyszło je oceniać.
Świat się zmienia. Kino też.
Prawdopodobnie już we wrześniu British Film Institute ogłosi pełną listę filmów wszech czasów. Niewykluczone, że dowiemy się też czegoś więcej o tych, którzy je oceniali.
Na stronach Instytutu widnieje archiwum pokazujące, jak zmieniały się gusta i mody w kinie - widać to po zmianach w rankingach ocen tytułów. (Jak dotąd jedynym, który nieprzerwanie trwał na swoim miejscu był „Obywatel Kane”.)
Ale i na niego przyszła pora. Pierwszy sondaż, w 1952 roku, zwieńczyła wygrana „Złodziei rowerów” Victorio De Siki, który dzisiaj gości w okolicach 4. dziesiątki. W 2002 r. w sondażu aż 885 różnych filmów znalazło przynajmniej jednego wyborcę.
W pierwszej pięćdziesiątce w „Sight and Sound”, nie widać, jak można było podejrzewać, żadnego polskiego tytułu. Ale nie powinniśmy mieć kompleksów. Nie widać też mnóstwa innych arcydzieł kina z Rosji, Francji, Niemiec.
Dominują twórcy anglojęzyczni. Takie arcydzieła naszego kina jak „Ziemia obiecana” Wajdy, czy którakolwiek z części „Trzech kolorów” Kieślowskiego, nie ustępują w niczym wielu tytułom na liście filmów wszech czasów. Niektóre zaś - biją na głowę.
Autor: Justyna Kobus/tr / Źródło: „Sight and Sound”, Tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Materiały dystrybutora