- Jeszcze sto lat temu powstawały rzeźby nagich kobiet z odsłoniętymi sutkami i częściami intymnymi, a teraz zakazuje się publikowania na Instagramie kobiecych sutków. Jednocześnie i na Instagramie, i na Facebooku możesz zobaczyć szczątki ludzkich ciał, to, jak ludzi torturują, promowana jest broń palna. To bardzo dziwne - mówi w rozmowie z tvn24.pl argentyński reżyser Gaspar Noe.
Przez niektórych określany jest mianem "mistrza sztuki skandalu", a jego filmy wywoływały skrajne reakcje krytyków i publiczności.
Urodzony w 1963 roku w Buenos Aires Gaspar Noe jest synem Luisa Felipe Noe, wybitnego argentyńskiego malarza i intelektualisty. Rodzina Noe na przełomie lat 70. i 80. zamieszkała w Paryżu.
Jako reżyser pełnometrażowych filmów fabularnych zadebiutował w w 1998 roku słynnym "Sam przeciw wszystkim", będącym kontynuacją głośnego krótkiego metrażu "Carne". Międzynarodowy rozgłos przyniosła mu druga fabuła "Nieodwracalne" z 2002 roku. Film walczył o Złotą Palmę w Cannes, gdzie wywołał kontrowersję kilkuminutową sceną brutalnego gwałtu na postaci, granej przez Monicę Bellucci.
Kolejne dwie fabuły "Wkraczając w pustkę" i "Love" również walczyły w konkursie głównym canneńskiego festiwalu i również budziły kontrowersje.
W tym roku do Cannes wrócił z najnowszym dziełem "Climax", za który otrzymał nagrodę Art Cinema Award w sekcji Directors’ Fortnight. "Climax" jest - zdaniem wielu - najlepszym z dotychczasowych filmów Argentyńczyka.
Noe - w typowy dla siebie sposób - odwołuje się do zwierzęcych instynktów człowieka. Tworzy obraz grupy tancerzy, która przez przypadek znalazła się pod wpływem LSD. Po tytułowym stanie szczytowym, zaczynają się kłopoty, a bohaterowie w poczuciu zagrożenia walczą o przetrwanie. Dzika impreza staje się polem bitwy, na którym wszystko może się wydarzyć. Jak to zwykle bywa w walce o przetrwanie, ofiarami są najsłabsze jednostki. Tak też jest u Noe, a wszystko zamknięte w hipnotyzujących zdjęciach i uzupełnione rewelacyjną muzyką autorstwa m.in. Daft Punk, Apex Twin i Soft Cell. Film na polskie ekrany wszedł 19 października. Z Gasparem Noe rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: powiedziałeś kiedyś, że nie myślisz o widzach podczas tworzenia filmów.
Gaspar Noe: Skupiam się na samym filmie. Nie planuję tego, jak film zostanie odebrany, jakie pojawią się recenzje. Myślę o tym, jak nakręcić film, który mnie i moim przyjaciołom sprawi przyjemność. Oczywiście, gdy film jest już gotowy, rusza jego promocja. Trzeba znaleźć dystrybutorów, którzy zapłacą za film, który nie przynosi jakiś wielkich zysków.
- W pewnym momencie można też zauważyć, że do kin przychodzi nie taka publiczność jakiej można było oczekiwać. Zauważyłem to przy okazji trzech moich ostatnich filmów: "Wkraczając w pustkę", "Love" i teraz "Climax". We wszystkich pojawiały się głównie młode postaci, osoby dwudziestoparoletnie, a do kin przychodzili ludzie jeszcze młodsi, nastolatkowie. "Wkraczając w pustkę" widział chyba każdy nastolatek, który w wieku 15, 16 lat zaczynał eksperymenty z narkotykami. Mówili między sobą: "jeśli chcesz zobaczyć film o grzybkach i innych rzeczach, idź do kina na ten film". To oni tworzyli grupę ludzi, która najbardziej chciała "Wkraczając w pustkę" zobaczyć. Jednak gdy film powstaje, w ogóle o nich nie myślę.
Masz w swojej pracy jakiekolwiek granice, ograniczenia? Czy korzystasz w pełni z wolności artystycznej? - Jesteś na tyle wolny, na ile pozwalają być ci, którzy za film płacą. Poza tym, nie robi się filmów tylko po to, żeby zszokować czy rozdrażnić część widzów. Robisz filmy, ponieważ wiesz, jakie kino lubisz. Jeśli wychowywałeś się na takich filmach jak "Głowa do wycierania" (Davida Lyncha - przyp. red.), Piera Paolo Pasoliniego, Rainera Wernera Fassbindera, Luisa Bunuela, to masz ukształtowany gust filmowy. Oni w swobodny sposób mówili o ludzkim okrucieństwie, pasjach i pragnieniach. Nawet gdy czytasz książki Hansa Christiana Andersena, pisane dla dzieci, a które są bardzo okrutne, można zrozumieć jak dzieci potrafią poradzić sobie z takimi historiami.
- Wiesz, w nocy, gdy śnią ci się koszmary, pojawiają się wizje rzeczy, których boisz się najbardziej i których najbardziej nie lubisz. Tworzenie filmów jest jak kreowanie kontrolowanych snów dla innych ludzi, w których projektujesz swoje własne pragnienia i lęki.
Znam część malarstwa twojego ojca. Ciekawi mnie to, czy jego dorobek artystyczny i pisarski miał wpływ na twoją sztukę? - Ależ tak. Nie tylko miał wpływ na moją sztukę - jeśli to, że kręcę filmy można nazwać sztuką - ale mój ojciec jest moim pierwszym i jedynym idolem. Jest wspaniałym artystą, niezwykłym człowiekiem, na całym świecie ma przyjaciół, którzy go uwielbiają. Jak dotąd, jest najbardziej perfekcyjnym ojcem, o jakim mógłbym marzyć. Jest odniesieniem tego, co robię. Ma duży dystans do swojej sztuki. Był osobą, dzięki której robię filmy i chciałbym być równie zdystansowany jak on. Jego malarstwo jest wypełnione kolorami. Ma obsesję na punkcie intensywnych barw.
W "Climaxie" zauważyłem podobieństwa w myśleniu o obrazie, o stronie wizualnej. - Mój ojciec jest znacznie bardziej zafascynowany chaosem. Podobała mu się przede wszystkim druga część "Climaxu". Powiedział "to jest dobry obraz chaosu". Widział film trzy razy. Mówił: „to jest wspaniały film, ale straszny", potem stwierdził: "to jest okropnie wspaniały filmy, a tak przy okazji, to jest twój najlepszy film jak dotąd". To trochę dziwne, bo to jedyny film, którego nie napisałem, dużo w nim improwizowałem przez 15 dni (zdjęciowych - red.). Ale wielu ludziom podobał się bardziej niż te, które wcześniej nakręciłem. Powiedziałeś również w jednym z wywiadów, że współczesny sposób prezentowania ludzkiej nagości jest zdemonizowany. Skąd taki wniosek? - To jest coś złego w naszych czasach, że wolność, swoboda wyrażania się, wolność seksualna, która pojawiła się po II wojnie światowej dzięki pigułkom, hipisom, ale także narkotykom i innym rzeczom, teraz zanika. Urodziłem się w połowie lat 60., wychowywali mnie rodzice, którzy negowali edukację katolicką i trzymali mnie z dala od niej. Nie przypuszczałem nigdy, że nasza przyszłość będzie coraz mocniej zdominowana przez religie. Nie sądziłem, że religia tak mocno wróci do naszego życia, zwłaszcza w sposób, w jaki pojawia się teraz.
- Obecnie kobieca i męska nagość jest demonizowana, gdyż religia, która jest patriarchalna, przenika zachodni świat. Popatrz, jeszcze sto lat temu powstawały rzeźby nagich kobiet z odsłoniętymi sutkami i częściami intymnymi. A teraz zakazuje się publikowanie na Instagramie kobiecych sutków. Jednocześnie i na Instagramie, i na Facebooku możesz zobaczyć szczątki ludzkich ciał, to, jak ludzi torturują, promowana jest broń palna. To jest bardzo dziwne. Żyjemy w świecie, w którym ludzie zdominowani są narracjami wzbudzającymi strach. Nie wiem dokąd to zmierza.
- Sposób przedstawiania seksualności, intymności, nagości jest coraz mocniej ograniczany. Wracamy znowu do czasów wiktoriańskich.
Climax - według definicji encyklopedycznej - to stan najwyższej rozkoszy podczas stosunku seksualnego. Wydaje mi się, że w filmie użyłeś tego pojęcia w sposób bardzo ironiczny, sarkastyczny.
- Climax nie odnosi się tylko do kwestii seksualnej. Tego pojęcia można też używać jako punktu kulminacyjnego, np. w operze. We Francji mówimy także o apoteozie, o katarktycznym momencie, najbardziej emocjonalnym doświadczeniu. Taki punkt kulminacyjny w moim filmie pojawia się mniej więcej w jego środku, gdy cała grupa tańczy, świetnie się bawi, upija. Najprawdopodobniej ktoś dodał coś do drinków, a może nie - trzeba zobaczyć film, żeby zrozumieć, co się stało. Osiągają moment ogromnej ekscytacji i nagle mają zjazd. To zdarzało się mnie i moim przyjaciołom wiele razy, gdy piliśmy wódkę i braliśmy różne rzeczy.
- Byliśmy coraz szczęśliwsi. Mniej więcej po godzinie zaczynają się problemy. Pojawiają się kłótnie, twoja dziewczyna zaczyna cię wyzywać i vice versa. Ktoś zachowuje się źle wobec twoich przyjaciół, odwracasz na chwilę głowę, po czym widzisz, że twój najlepszy przyjaciel jest cały we krwi, bo został pobity. Ktokolwiek by nie imprezował w ciągu nocy w barach czy w klubach, może stracić kontrolę. Czasem kończy się to dobrze, czasem bardzo źle. Niektórzy trafiają do szpitala, niektórzy na komisariat. Film jest formą ostrzeżenia jak utrata kontroli może być dobra bądź zła.
Po obejrzeniu filmu, pierwsze o czym pomyślałem, że to również dość ironiczny obraz współczesnej kultury życia nocnego.
- Clubbing stanowi formę ogromnego przemysłu. Kluby zarabiają wielkie pieniądze. Wszystkie mafie są w zaangażowane życie nocne. Z każdej strony pojawia się presja, żeby seksownie się ubrać, żeby wypić. W całej tej kulturze chodzi o to, żeby tańczyć, nawalić się, uprawiać seks, jakoś się kręci, pije się dalej. Obecna gorączka imprezowania nie istniała jeszcze kilka dekad temu, to rzecz względnie nowa. To część świata konsumpcji, którego jesteśmy częścią. Ale też relacje seksualne stały się bardziej częścią świata konsumpcji, gdyż aplikacje takie jak Tinder, sprawiły, że wszystko jest łatwiejsze.
Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów filmu, ale czy na jego końcu zło zwycięża?
- Nie. Jest jedna postać, która zwycięża. Czarny charakter, który jest po prostu szczęśliwy. Zwyciężają ci, którym udało się przetrwać.
Ale czy to nie jest forma jakiegoś manifestu artystycznego? - Nie, niczego nie manifestuję. Robię tylko filmy, które nawiązują po części do wydarzeń, których byłem świadkiem albo historii, o których przeczytałem. Nawiązuję również do filmów symbolicznych, które w przeszłości mi się spodobały. Lubię symbolizm w kinie i w malarstwie.
To, co pokazujesz nam w "Climaxie", wydarzyło się na prawdę? - Bazuje na prawdziwej historii, jednak jest ona przekształcona w fikcję, nie na poziomie scenariusza. W trakcie kręcenia bardzo mocno improwizowaliśmy na temat tego, co się wydarzyło. Z tego też powodu nie zamieściłem w filmie prawdziwych imion. Jeśli chcesz przedstawić jakąś historię, lepiej nie odtwarzać wszystkich postaci i szczegółów. W Stanach Zjednoczonych bardzo ciężko na przykład zrobić film na podstawie autentycznych wydarzeń, ponieważ ktoś będzie narzekać. Poza tym, nigdy nie chciałem, żeby moja historia była wiarygodna. Zawsze chciałem wziąć jakąś opowieść i przedstawić ją po swojemu. W "Climaxie" to nie jest w zasadzie tylko moja wersja, ponieważ zrobiliśmy ją grupowo. Poprosiłem tancerzy, którzy w nim grali, żeby dzielili się swoimi pomysłami.
Nie oceniasz picia alkoholu czy brania narkotyków, ale pokazujesz… ... picie alkoholu jest jak pójście pod prysznic. Przynajmniej dla mnie. Codziennie piję i codziennie biorę prysznic. Wcześniej nie paliłem, ale od mniej więcej pięciu lat też palę. Wiesz, przemoc jest częścią świata zachodniego, tak jak i alkohol jest jego częścią. A urodziłem się i wychowałem właśnie w tym świecie.
Jednak pokazujesz, jak straszne mogą być skutki narkotyków.
- Oczywiście, narkotyki mogą być bardzo złe. Mogą być też dobre, jeśli bierzesz je w odpowiednim czasie, z odpowiednimi ludźmi i znasz dokładnie swoje ograniczenia i konsekwencje tego. Niektóre rośliny i substancje są bardzo uzależniające, inne - w ogóle. Niektóre otwierają umysł, niektóre wręcz go blokują. Ludzie, którzy biorą kokainę często się biją. Podobnie z tymi, którzy piją alkohol. Gdy ludzie palą marihuanę, nie są agresywni, ale wpadają w paranoję. Zawsze to zależy od wielu rzeczy.
Poza tymi substancjami, ważnym - a w zasadzie kluczowym - elementem filmu jest taniec. Wykorzystujesz kilka odsłon, które są poza głównym nurtem. - Tak, w filmie przedstawionych jest kilka styli. Jednym z nich jest voguing, który jak mi się wydaje powstał na początku lat 90. w Stanach Zjednoczonych. Popularny jest przede wszystkim w społecznościach gejowskich i lesbijskich. Wszyscy zachowują się jak gwiazdy, podskakują, schodzą nisko na kolana. Jest to dla mnie szczególnie niezwykłe. Jest też waacking. W filmie pojawia się dwójka tancerzy, którzy tańczą bardzo intensywnie ramionami. Jest też dwóch czarnoskórych chłopaków, rozmawiają o dziewczynach, których spotkałem na bitwach krumpowych. Krump to taki taniec - jeśli widziałeś film "Rize" Davida LaChapelle’a, tam jest to udokumentowane - bardzo zwierzęcy, rytualny, wygląda jakby dwóch facetów walczyło, boksowało się.
- Pojawia się również elektro. Jest to nowy rodzaj tańca, inspirowany hip hopem, bardzo akrobatyczny. W filmie, ci, którzy mieli takie bluzy adidasa, tańczyli właśnie elektro, najczęściej przy muzyce techno. Ale ten taniec istnieje już od ponad dziesięciu lat, przede wszystkim we Francji. Nie ma go w ogóle w Ameryce. W filmie pojawia się także jeden facet, którego ściągnęliśmy aż z Kongo. Odkryłem kilka wideo w sieci, na których robi niesamowite rzeczy ze swoim ciałem. Na szczęście udało się nam skontaktować z nim przez Facebooka. Zaprosiliśmy go do filmu. To, co on robi, ze swoimi ramionami, nogami i torsem, jest niezwykłe. To niewiarygodne jaki jest elastyczny, gibki.
Podczas tegorocznego festiwalu w Cannes otrzymałeś nagrodę Art Cinema w sekcji Directors’ Fortnight. Nagrody są dla ciebie ważne?
- Tak, byłem szczęśliwy, ale nawet nie wiedziałem, że w sekcji Directors’ Fortnight przyznawane są nagrody. Dowiedziałem się, gdy dostałem informację, że muszę przylecieć jeszcze raz do Cannes, ponieważ dostałem nagrodę. Oczywiście, jest się szczęśliwym, gdy się coś wygra. Czasami jest to nawet powód do wzruszeń, zwłaszcza, gdy nie spodziewasz się wyróżnienia. Gdy nic nie dostanę, nic się nie dzieje. Gdy wygram, jestem szczęśliwy. Tak samo jest z recenzjami. Po zakończeniu prac nad filmem, cieszysz się tak jak przy narodzinach dziecka. Czasem cieszysz się po prostu z tego, że film wychodzi na światło dzienne. Film zaczyna swoje drugie życie, które trwa znacznie dłużej niż ten moment, gdy publikowane są recenzje. Nikt nie pamięta czy zdobyłeś nagrody, nikt nie pamięta jakie recenzje się ukazały. To, co zostaje to sprzedaż DVD, czy to, że ludzie nielegalnie pobierają filmy. „Love” miało złe recenzje, ale ogromna liczba ludzi oglądała go na Netflixie i ściągała go z sieci. Lepiej skupiać się na własnych życzeniach i pragnieniach, niż na tym czy ludzi napisali, że to jest dobre bądź złe.
Cały proces twórczy przy "Climaxie" zamknąłeś w cztery miesiące. masz już pomysły na kolejne filmy, czy czekasz na wenę, tak jak to było w tym przypadku?
- W zasadzie mam kilka pomysłów, ale nie mam czasu, żeby się nad nimi pochylić. Cały czas promuję "Climax". Niemal wszędzie w Europie film wchodzi w tym samym czasie do kin, więc dużo podróżuję. Prawdopodobnie będę musiał polecieć też do obu Ameryk. Muszę wspierać to, żeby film żył. A nie da się robić zbyt wielu rzeczy w tym samym czasie.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gutek Film