Światowa prapremiera amerykańskiego musicalu "La La Land" Damiena Chazelle'a z udziałem Emmy Stone i Ryana Gosslinga otworzy dziś 73. festiwal filmowy w Wenecji. Organizatorom udało się w konkursie głównym zgromadzić nazwiska, jakie zwykle zgarnia Cannes. Filmy oceni jury pod wodzą Sama Mendesa, a polski reżyser Jerzy Skolimowski otrzyma Złotego Lwa za całokształt dokonań.
Tegoroczny, 73. Międzynarodowy Festiwal Filmowy w Wenecji odbywa się w cieniu tragedii, jaka dotknęła niedawno Włochy, czyli o trzęsienia ziemi, które pochłonęło około 290 ofiar. Dwa dni później dyrektor artystyczny festiwalu Alberto Barbera ogłosił, że organizatorzy tym razem zrezygnowali z uroczystego obiadu i gali na plaży, towarzyszących co roku otwarciu imprezy na Lido.
Konkurs główny przedstawia się imponująco, gdy spojrzeć na nazwiska. Widać, że organizatorzy zmienili taktykę. Przez lata Wenecja miała przede wszystkim ambicje "odkrywać", i chętnie pokazywała twórców mało znanych. Tym razem poszła tropem Cannes i sięgnęła przede wszystkim po filmy głośnych, uznanych twórców. Co nie znaczy jednak, że tych pierwszych nie ma wcale.
Choć zabrakło polskiego filmu w konkursie, (nie licząc ubiegłego roku i filmu "11 minut" Jerzego Skolimowskiego od lat nie mamy szczęścia do tego festiwalu), to nie brak polskiego akcentu. Będzie nim honorowy Złoty Lew za całokształt artystycznych dokonań właśnie dla Jerzego Skolimowskiego.
Bo akurat Skolimowski, zawsze był doceniany w Wenecji, a Alberto Barbera jest wielkim fanem jego kina. Dwukrotnie zdobył na włoskiej imprezie jedno z głównych trofeów - Nagrodę Specjalną Jury: w 2010 roku za "Essential Killing" i prawie ćwierć wieku wcześniej za zrealizowanego w Ameryce "Latarniowca".
73 MFF mistrzami stoi
Kilka poprzednich lat pokazało, że filmy, które trafiają do weneckiego programu, mają potem duże szanse w sezonie zimowych nagród w Stanach Zjednoczonych, poczynając od wyróżnień przyznawanych przez krytyków, poprzez Złote Globy, po Oscary. Wystarczy wspomnieć, że premierę na Lido miały oscarowe produkcje "Birdman" i "Spotlight".
Festiwal otworzy w środę wieczorem Damien Chazelle, który zachwycił błyskotliwym, niezwykłym filmem "Whiplash", z wielką oscarową kreacją J.K. Simmonsa. I tym razem reżyser pozostanie w kręgu muzyki, bo "La La Land" to klasyczny musical i zarazem historia romansu muzyka jazzowego (Ryan Gossling) z początkującą aktorką (Emma Stone).
Startujący w konkursie Chazelle będzie miał mocną konkurencję. Niezwykle lubiany przez wielkie festiwale, ale dość kontrowersyjny Terrence Mallick - m.in. niedawny zdobywca Złotej Palmy w Cannes za "Drzewo życia", co tamtejsza publiczność wybuczała - pokaże obraz "Voyage Of Time". Wydaje się, że reżyser nie porzuca metafizycznych klimatów, najnowszy film ma być historią wszechświata od narodzin do ostatecznego upadku. Narratorami są Cate Blanchett i Brad Pitt, co brzmi nieźle, a muzykę do filmu napisał wielki Ennio Morricone.
Nie sposób nie wspomnieć też o powrocie do rywalizacji trzykrotnego zdobywcy Złotej Palmy, wielokrotnie honorowanego też w Wenecji Emira Kusturicy, ostatnimi laty będącego w dość kiepskiej formie. Czy jego nowy film "On the Milky Road" to będzie come back w wielkim stylu, dowiemy się niebawem.
Ponadto z wielkich nazwisk w konkursie widzowie zobaczą nowe filmy Francois Ozona - ulubieńca Francuzów, Andrieja Konczałowskiego, przed dwoma laty obsypanego w Wenecji nagrodami za "Białe noce listonosza" i Wima Wendersa - przewodniczącego Europejskiej Akademii Filmowej, twórcę głośnego"Nieba nad Berlinem".
Ze swoim drugim filmem startuje w konkursie bardzo oczekiwany Tom Ford, znany projektant mody, a od debiutu - "Samotnego mężczyzny" - także reżyser. "Nocturnal Animals" to historia właścicielki galerii sztuki przerażonej powieścią napisaną przez jej byłego męża; kobieta interpretuje książkę - brutalny thriller - jako zawoalowaną groźbę i symboliczną zemstę.
Powtórka z historii
Początki festiwalu w Wenecji sięgają roku 1932, kiedy w Hotelu Excelsior przy XVIII Biennale Sztuki wyświetlono na inaugurację film "Dr Jekyll i Mr Hyde". Już wtedy było to znaczące święto kina, gdzie pokazano dzieła tak uznanych twórców jak Frank Capra czy Rene Clair. Cech konkursowych festiwal nabrał w 1934 roku. Szybko stał się narzędziem propagandy faszystowskiej. Główną nagrodą festiwalu był Puchar Mussoliniego; w 1942 roku zrezygnowano z tej nazwy. Po śmierci Mussoliniego zmieniono nazwę na Puchar Volpiego. W 1936 festiwal przeniesiono z centrum Wenecji na wyspę Lido.
Jedną z ważnych dat w historii festiwalu jest rok 1949. Wtedy ustanowiono nagrodę Złotego Lwa dla najlepszego filmu. Patronem Wenecji jest św. Marek, którego atrybutem jest lew ze skrzydłami, a relikwie świętego znajdują się w weneckiej bazylice.
Wenecki festiwal początkowo przewyższał prestiżem wszystkie inne. W latach 50. odkryto tu kino japońskie i indyjskie, później promowano azjatyckie i dalekowschodnie. To tu w 1951 roku Złotego Lwa zdobył Akira Kurosawa za "Rashomona". Główne trofeum trafiało do tak znaczących filmów, jak "Hamlet" Laurence'a Oliviera, "Czerwona pustynia" Antonioniego czy "Piękność dnia" Bunuela.
W najlepszych latach na festiwalu w Wenecji swoje filmy prezentowali najwybitniejsi twórcy kina. Lata 1970-1972 przyniosły pierwsze Złote Lwy za całokształt twórczości - wyróżnione zostały tak wybitne osobowości kina, jak Charlie Chaplin czy Ingmar Bergman. Festiwal w Wenecji zmienił się w przegląd filmowy, gdzie uczestniczyło się w spotkaniach krytyków i artystów. Jego znaczenie na międzynarodowej mapie festiwali filmowych jednak zmalało.
Dopiero w latach 80. i 90. XX wieku znów zyskał uznanie i stał się główną konkurencją dla Cannes. Dziś jego prestiż jest ogromny.
Tegoroczny festiwal potrwa do 10 września.
Autor: Justyna Kobus//rzw / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA