Nie rozumiem niekiedy swoich kolegów, gdy ktoś nakręci jeden duży film i nagle staje się najmądrzejszy w tej branży - mówi w rozmowie z tvn24.pl aktor Dawid Ogrodnik, który ostatnio zachwycił w filmie "Cicha noc" Piotra Domalewskiego. - Uważam po prostu, że niektórym ostro odpie*****ło po jakichś tam botoksach, sroksach i innych rzeczach - dodaje.
Ma 31 lat i zagrał w 11 filmach fabularnych, a każda z tych ról doceniana była w Polsce i za granicą. Dawid Ogrodnik w każdej roli pokazuje coś innego. Zachwycił rolą Rahima w "Jesteś Bogiem", za którą otrzymał Złotego Lwa za najlepszą drugoplanową rolę męską. Kolejne kreacje w "Idzie", "Chce się żyć" i "Ostatniej rodzinie" docenione zostały w wielu krajach po obu stronach Atlantyku.
W tym roku sięgnął po kolejnego Złotego Lwa w Gdyni za rolę Adama w debiucie Piotra Domalewskiego "Cicha noc". Sam film zdobył Nagrodę Dziennikarzy i Grand Prix Złotego Lwa dla najlepszego filmu Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.
"Cicha noc" to poruszający komediodramat, momentami bardzo gorzki, ale niestety, równie prawdziwy. Domalewski z unikatowym dystansem sięga po to, co "typowo polskie". Akcja dzieje się w wigilię Bożego Narodzenia gdzieś na północnym wschodzie Polski. Adam (Dawid Ogrodnik), na co dzień pracujący za granicą, w Wigilię Bożego Narodzenia odwiedza swój rodzinny dom na polskiej prowincji. Z początku ukrywa prawdziwy powód tej nieoczekiwanej wizyty, ale wkrótce zaczyna wprowadzać kolejnych krewnych w swoje plany. Szczególną rolę do odegrania w intrydze ma jego ojciec (Arkadiusz Jakubik), brat (Tomasz Ziętek), z którym Adam jest w konflikcie oraz siostra (Maria Dębska) z mężem (Tomasz Schuchardt). Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy świąteczny gość oznajmia, że zostanie ojcem. Wtedy, zgodnie z polską tradycją, na stole pojawia się alkohol. Nikt z rodziny nie spodziewa się, jak wielki wpływ na życie ich wszystkich będą miały dalsze wydarzenia tej wigilijnej nocy.
Z Dawidem Ogrodnikiem rozmawiał Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl.
Tomasz-Marcin Wrona, tvn24.pl: "Jestem Bogiem" i "Ostatnia rodzina" były wielkimi sukcesami. Zagrałeś też w nagrodzonej w Gdyni "Cichej nocy". Po drodze żadnych artystycznych wpadek. To ciekawe. Jak wybierasz scenariusze? Filmy klasy B odrzucasz automatycznie?
Dawid Ogrodnik: Nie. Jestem nimi zainteresowany, czytam je. Nawet ostatnio ktoś do mnie napisał, że jest casting do nowego filmu Patryka Vegi. Bez szczegółów. Odpisałem, że chcę przeczytać scenariusz. Pomimo że nie podobają mi się filmy Vegi, są dla mnie na żenującym poziomie mentalnym - napisałem do niego, bo byłem ciekawy. Chciałem przeczytać ten tekst. Zawsze staram się czytać scenariusze, rozmawiać z ludźmi, jeśli mają coś ciekawego do powiedzenia. Wspólnie analizujemy, bo może zdarzyć się tak, że w swojej ocenie się mylę. Nie wszystko przecież wiem. Kiedyś zrezygnowałem z paru filmów, które okazały się być bardzo ciekawe. To był błąd z mojej strony, że nie spotkałem się z reżyserem i nie porozmawiałem z nim. Nauczyłem się, że jednak warto poświęcić czas i sprawdzić, jak film widzi jego twórca.
Gdy przeczytałem scenariusz Piotrka Domalewskiego (do "Cichej nocy" – red.), nie do końca byłem przekonany. Od razu napisałem uwagi Piotrkowi. On tą wymianą zdań był zainteresowany i tak zaczęliśmy się spotykać, analizować. Te rozmowy doprowadziły do tego, że możemy tryumfować wygraną w Gdyni, a ja jestem dumny, że w tym filmie zagrałem, że zostałem doceniony, poznałem fantastycznych aktorów. Na planie narodziły się też relacje, które myślę, że zostaną już do końca mojego życia. Uwielbiam Agnieszkę Suchorę i paru innych ludzi. Chociażby z tego powodu warto było "Cichą noc" zrobić, nawet gdyby ten film nie dostał żadnej nagrody.
Rzeczywistość w "Cichej nocy" Piotra Domalewskiego pokazana została realistycznie, ale z pewnym dystansem, nie brakuje zabawnych momentów. Na ile twoim zdaniem, ten obraz polskości jest prawdziwy, a na ile metaforyczny? Nie wiem, na ile prawdziwie. Musielibyśmy się zastanowić nad pytaniem czym jest prawda. Dla każdego stanowi coś innego. Każdy na swój sposób będzie utożsamiał się z poszczególnymi fragmentami. Na tyle ile zobaczy jakieś sytuację ze swojego życia bądź odniesienia, na tyle będzie mówić o jego prawdziwości: o swojej polskości, postawie społecznej , swoich doświadczeniach bycia Polakiem. Arek Jakubik w pewnym momencie mówi z ekranu, że poczuł się Polakiem dopiero gdy wyjechał za granicę, a tylko w Polsce może być człowiekiem. To jest dosyć znaczące. Polacy emigrują z różnych powodów i nie są to wyłącznie aspekty ekonomiczno-gospodarcze. Emigrując jednak skazani są na pewien rodzaj wykorzenienia. Pewne przyzwyczajenia kulturowe, mentalność oraz zmiana języka bywają czasami nie do przejścia. Jest to trudne ponieważ pewien naturalny proces musi odbyć się raz jeszcze. To jest jak z rośliną. Jeśli jej nie posadzisz głęboko, nie poświęcisz jej odpowiedniej ilości czasu, to te korzenie zawsze będą słabe, na wierzchu. Jak poprzesadzasz za dużo to roślina to odczuje. Teraz mówię jak prawdziwy ogrodnik. Jednak ten element jest bardzo istotny w filmie, ale będzie każdego z osobna określać, przez jego prywatne doświadczenia.
Ile siebie, własnych doświadczeń odnalazłeś w historii Adama, którego grasz w "Cichej nocy"?
Wychowałem się w małej miejscowości i ta sytuacja - emigracja zarobkowa - dopadła moich kolegów, sąsiadów. Co roku ją obserwuję, widzę jak się zmienia, gdy jestem u rodziców. Zawsze się zjeżdżamy, jak taka wataha, z powodu świąt, do rodziców, żeby się wspólnie spotkać i porozmawiać. Dowiaduję się kto, gdzie, mieszka – słyszę, że Niemcy, Dania bądź Belgia. Dotyczy mnie to w taki sposób. Mogłem swoje obserwacje włożyć w scenariusz "Cichej nocy", który jest przede wszystkim historią Piotra Domalewskiego. Stworzył go z własnych spostrzeżeń, niekiedy z doświadczeń swoich i swojej rodziny. Mogłem mu jedynie przy tej fabule pomóc - tak myślę - od strony relacyjnej i emocjonalnej postaci i tego, co się we mnie zmieniało podczas castingu i prób. To były zaledwie tropy. Mówiłem do Piotrka: tu poczułem to, a w tej scenie poczułem tamto, czy to jest atrakcyjne dla ciebie? Albo pytałem, czy dany temat eksplorujemy bardziej, czy to powinno być zbudowane z tego, co właśnie odkryliśmy. W taki też sposób z Piotrkiem nawzajem się zaskakiwaliśmy. Pewien spokój i opanowanie, jakie ma w sobie moja postać, wynikały z dużej dbałości Piotra o szczegóły na planie.
Zapytałem o elementy wspólne pomiędzy historią Adama i twoją prywatną, ponieważ łączy was podobna determinacja, żeby żyć po swojemu. Zanim dostałeś się na aktorstwo, też walczyłeś z rzeczywistością, żeby spełnić swoje marzenia.
Szukałem drogi, która doprowadzi do tego, że dostanę się do szkoły. Nie było to tak, że rzeczywistość była jakoś szczególnie okrutna wobec mnie. Musiałem przeżyć pewne rzeczy, żeby je zrozumieć i wyciągnąć z tego wnioski. Gdy to przepracowałem, zdałem na studia. Nie jest tak, że jeśli ktoś się nie dostaje na aktorstwo, to rzeczywistość się na nim mści. Są pewne powody - w co bardzo wierzę - pewne zależności między tym co nas spotyka, tym co sobie o rzeczywistości wyobrażamy i tym co jest. Z jakichś powodów coś się dzieje i trzeba się dowiedzieć dlaczego. Gdy znajdziemy to rozwiązanie, najczęściej życie się zmienia, coś się otwiera, w nas samych także
Myślę, że gdybym się dostał za pierwszym razem na aktorstwo, nie doświadczyłbym pewnych rzeczy. Pewnie nie siedzielibyśmy tu i pewnie nie rozmawialibyśmy, bo może miałbym mniej pokory, może grałbym w jakimś serialu. Determinacja i pokora, którą wtedy zdobyłem, będę miał prawdopodobnie przez całe życie. Wyznaczyły mi ścieżkę, której się trzymam. Właściwie film fajnie, kariera fajnie, ale jednak życie jest po to, aby je przeżywać, a nie, żeby oglądać czy mieć poczucie, że jest się jakimś wytworem wyobraźni – najgorzej jeśli swojej własnej. A przecież obserwujemy wielu ludzi, którzy kreują się, nie tylko na potrzebę filmu czy jakiejś sytuacji, wymagającej od nas gry, na przykład takiej jak wystąpienia publiczne czy wywiady. Niektórzy kreują się także w życiu prywatnym. Nie chciałbym być aktorem w swoim życiu prywatnym, chciałbym mieć poczucie, że wiele rzeczy mnie dotyczy, że przeżywam to życie.
Jak wspominasz zatem takie momenty, jak praca w rzeźni czy prowadzenie własnego biznesu?
To dość paradoksalne w moim życiu, jednak każda z tych sytuacji do mnie wraca i pokazuje mi, że te doświadczenia były mi potrzebne. Wydaje mi się, że z perspektywy czasu powinniśmy na to patrzeć z przymrużeniem oka i trochę się z nich śmiać.
Za niedługi czas zaczynam kręcić film za granicą. Jest to koprodukcja łotewsko-belgijska i rzecz się dzieje w rzeźni właśnie. Reżyser zapytał mnie, czy wiem o czym to w ogóle jest, czy ma mi wysłać jakieś zdjęcia, żebym się przygotował. Odpowiedziałem mu, że pracowałem w rzeźni. Znam te sytuacje, wiem z czym to się je, jaka jest atmosfera. Jestem przygotowany do tej roli dzięki temu, że kiedyś pracowałem w takich warunkach. Właściwie nie mogę doczekać się zdjęć, bo poruszałem się w tej przestrzeni . W zasadzie przez jakiś czas żyłem takim życiem. Jak widzisz, można byłoby się z tego śmiać, ale ta sytuacja do mnie wraca z nawiązką. Nigdy nie przypuszczałem, że będę mógł do tych czasów wrócić, a okazuje się, że wykorzystam je w pełni.
Tym razem też to będzie drób?
Nie wiem co tam będzie wisiało na hakach. Przypuszczam, że będzie tego dużo.
W trakcie studiów wykazywałeś się pewną niepokornością. Razem z Kubą Gierszałem i Mateuszem Kościukiewiczem byliście zawieszani, sprzeciwialiście się przemocy psychologicznej ze strony jednego z profesorów. Czy to sprawiło, że teraz dość podobnie funkcjonujecie w polskim show biznesie?
Większość z nas się nie zgadzała z mobbingiem. Mieliśmy naprawdę fajny rok – to nie byli tylko Mateusz i Kuba. Oni są bardziej znani niż reszta, ale cały rocznik był taki, że nie zgadzaliśmy się na wiele rzeczy. Mieliśmy taką grupę, w której każdy wyrażał po prostu swoje zdanie. W taki sposób też postrzegam wolność w myśleniu, w tworzeniu. To poczucie mocno nas skonsolidowało, dzięki czemu mieliśmy świadomość, że możemy wzajemnie na sobie polegać. W dużej mierze do dzisiaj tak jest, że się wspieramy, kibicujemy sobie mniej lub bardziej, trochę też się nawzajem podziwiamy. Czasami też się krytykujemy.
Zresztą, nie rozumiem niekiedy swoich kolegów, gdy ktoś nakręci jeden duży film i nagle staje się najmądrzejszy w tej branży. Ten brak pokory w nich mnie dość mocno frustruje tak bardzo, że nie mam ochoty z nimi rozmawiać, spotykać się. Uważam po prostu, że niektórym ostro odpie*****ło po jakichś tam botoksach, sroksach i innych rzeczach.
Ostro. O kim mówisz?
Nie rozumiem bezczelnej postawy niektórych kolegów wobec czegoś, co jest bardzo delikatne - mam na myśli samo życie, jak i obcowanie z ludźmi o wiele bogatszym dorobku. Nie chcę mówić o konkretnych nazwiskach, ale ten brak pokory i głupia nonszalancja w różnych wypowiedziach czasami mnie śmieszą, czasami wprawiają w zażenowanie. Jak można powiedzieć, że Leonardo DiCaprio nie jest aktorem dramatycznym. I mówi to aktor, który zasłynął tym, że zagrał jakiegoś „cukra” w czymś, czego tytułu już nie pamiętam. To jest słabe. Zwłaszcza w zderzeniu z takimi aktorami, z jakimi miało się możliwość zagrać - na przykład Mają Ostaszewską. Powinni z tego czerpać, a nie pokazywać: my też jesteśmy ważni. To jest forma egoizmu. Jeżeli ktoś nie zaakceptuje swojego istnienia jako faktu a priori, to zawsze ten pieprzony egocentryzm będzie zabierał mu rozwój. Oczywiście, życzę im jak najlepiej, to są moi koledzy, nawet ich lubię, ale przestaję szanować, nie wiem, dlaczego uprawiają ten zawód.
W zeszłym roku mówiło się, że to tobie należał się Złoty Lew w Gdyni za rolę Tomka Beksińskiego. Nagrodę "zwędził" ci sprzed nosa Andrzej Seweryn, twój filmowy ojciec z "Ostatniej rodziny" Jana P. Matuszyńskiego. W rozmowach z nim i z Janem słyszałem wiele komplementów pod twoim adresem. Jak tobie się z nimi pracowało?
Andrzej Seweryn nie dostał mojego Lwa, dostał swojego. Ludzie mają prawo do różnych opinii i cieszy mnie to, że niektórym się bardzo podobałem. Byłem i nadal jestem dumny z Andrzeja Seweryna i z Oli Koniecznej. Widziałem ich wkład i pracę. Życzyłbym sobie zawsze tak twórczych spotkań, którym towarzyszył taki kodeks moralny. Takiej etyki zawodowej nauczył mnie Romek Garncarczyk czy pani Małgorzata Hajewska-Krzysztofik (profesorowie Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Krakowie, gdzie studiował Dawid Ogrodnik – red.) i paru innych.
Mam wrażenie, że ta stara aktorska szkoła już umiera, że ludzi, którzy w tym zawodzie mają pewne zasady, jest już coraz mniej. Film może obronić tylko zespół, nigdy indywidualne popisy, nawet te najbardziej fantastyczne. Andrzej Seweryn i Ola Konieczna zasługują na największe nagrody, bo właśnie w taki sposób pracują. Nie jest mi w takich sytuacjach smutno, że to nie ja wygrałem. My jesteśmy od grania, jesteśmy od takich właśnie doświadczeń, które potem nam zostają. Nagroda jest tylko pewnym ważnym, ale mimo wszystko dodatkiem. Mamy tego świadomość, znowu wchodzimy na plan i znowu chcemy wykonać swoją pracę na jak najwyższym poziomie. Oczywiście się ścieramy, ale z tego póki co wychodzą same dobre rzeczy. A czym kierują się ci, którzy tę starą aktorską szkołę dobijają?
Odpowiada za to epoka, w której żyjemy. Epoka totalnego egocentryzmu. Ta cała kultura selfie, telefonów, odgradza nas od relacji i skupia nas na sobie samych. Niestety, takie przyszły czasy. Albo zmieni się postrzeganie kina i nastąpi nowy rozdział w kinematografii, takiego kina bardzo płytkiego, opartego o relacje, których już nie znam., albo będą się broniły poszczególne jednostki, które będą świadczyć o emocjach, o pewnych sytuacjach, o tym kim są, jak czują, jak patrzą na rzeczywistość. To czas pokaże.
Autor: Tomasz-Marcin Wrona / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Robert Jaworski/Studio Munka/SFP