Spod ich rąk wyszli bohaterowie "Piotrusia i Wilka" - Ewa Maliszewska i Anna Wojtanio zdobyły Oskara, ale nie mogą zdobyć pracy. Pozostaje im tylko duma z oskarowego filmu. Po wielkiej gali dostały setki telefonów, ale żadnego z ofertą pracy.
- Piotruś miał być bardzo wrażliwy, ale miał mieć jednocześnie coś wspólnego z wilkiem, szczególnie w spojrzeniu - miał być delikatny, a jednocześnie wytrzymały, miał mieć swój charakter - opowiada Ewa Maliszewska, rzeźbiarka, niejako matka oskarowego Piotrusia.
Piotruś miał być bardzo wrażliwy, ale miał mieć jednocześnie coś wspólnego z wilkiem, szczególnie w spojrzeniu - miał być delikatny, a jednocześnie wytrzymały, miał mieć swój charakter Piotruś miał być bardzo wrażliwy, ale miał mieć jednocześnie coś wspólnego z wilkiem, szczególnie w spojrzeniu - miał być delikatny, a jednocześnie wytrzymały, miał mieć swój charakter
Wyśrubowane wymagania reżyserki
Ewa Maliszewska nad charakterem lalek pracowała kilka miesięcy. Jedna figurka powstawała czasami przez kilka dni, bo nie łatwo było sprostać wymaganiom reżyserki Suzy Templeton.
Najbardziej musiałam pracować nad tym, gdzie go dotknąć, żeby to futro nie fruwało na wietrze Najbardziej musiałam pracować nad tym, gdzie go dotknąć, żeby to futro nie fruwało na wietrze
Nie tylko przy kreacji lalek reżyserka była bardzo wymagająca. Nakręcenie sześciu sekund filmu czasami trwało dwanaście godzin. Anna Wojtanio, animator, twierdzi że odpowiadała za ruch postaci w co czwartej scenie. Najbardziej pamięta te z kotem w roli głównej. Wspomina, że były dla niej najtrudniejsze.
- Najbardziej musiałam pracować nad tym, gdzie go dotknąć, żeby to futro nie fruwało na wietrze - opowiada Wojtanio.
Sukces... w domowym zaciszu
Obie odniosły sukces, choć tym sukcesem cieszyły się w domowym zaciszu. Na oskarowej gali ich zabrakło. Nie zaproszono ich też na szampana u prezydenta Łodzi, który osobiście gratulował twórcom filmu.
- Nie myślę o rozlewanym szampanie, bardziej myślę o tym, że moja rodzina jest zachwycona. Ciągle dzwonią i mi gratulują - mówi skromnie Anna Wojtanio, choć zdaje sobie sprawę, że oprócz rodziny niewiele osób wie, że to też ich statuetka. - Nigdzie nie było powiedziane, że jestem autorką tych rzeźb. Nie padło moje nazwisko i to rzeczywiście trochę zakuło - wspomina Ewa Maliszewska.
Bezrobotne zdobywczynie Oskara
Zakuło, tym bardziej, że ani Ewa Maliszewska, ani Anna Wojtanio nie mogą znaleźć pracy. Wcześniej żyły od zlecenia do zlecenia. Anna Wojtanio, żeby zarobić na życie, musiała wyjechać do Anglii. Ewa Maliszewska, ma już na swoim koncie kilka poważnych zleceń. Do tej pory jej największym osiągnięciem był pomnik, jedyny w Polsce, Marka Kotańskiego. Teraz pracę w pracowni może zamienić na prace w sklepie. Kończy kurs obsługi kasy fiskalnej.
- Czasami się pożycza, czasami się zadłuża mieszkanie, taka cyganeria - przyznaje Ewa Maliszewska. Przyznaje też, że największą sztuką w jej zawodzie jest sztuka przetrwania. Kiedy jedna produkcja się kończy, nigdy nie wiadomo, czy i kiedy będzie następna.
Czekają i nie tracą nadziei
To, że obie kobiety pozostały w cieniu błyszczącej statuetki nie oznacza, że ich praca nie została doceniona. Marek Skrobecki, scenograf „Piotrusia i wilka” zapowiedział, że dla pabiancikiej rzeźbiarki ma już propozycję.
- Teraz będę robił swój film i ona na pewno będzie robiła mi lalki, bo jest świetna - oświadczył Skrobecki.
Anna Wojtanio niestety wciąż na taką propozycję czeka.
Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24