Mówi się, że artyści mają teraz dużo czasu, aby tworzyć nową muzykę, a mnie się wydaję trochę inaczej: wielu muzyków znalazło po prostu inną pracę albo faktycznie siedzą w domach, ale pisząc wnioski o pomoc finansową, bo nie mają z czego żyć - mówi Piotr Piasecki, artysta występujący pod pseudonimem Bajzel w rozmowie z portalem tvn24.pl. - Ludzie potrzebują jeść i pracować, a muzyka czy kultura chodzą sobie swoimi ścieżkami - dodaje.
Muzyk, kompozytor, wokalista i autor tekstów występujący pod pseudonimem Bajzel to tak naprawdę Piotr Piasecki, który - poza własną działalnością sceniczną - od 2010 roku związany był z zespołem Pogodno, a od 2012 roku także z grupą Babu Król.
Urodzony w Świnoujściu artysta ma na swoim koncie sześć płyt solowych, z których pierwsza ukazała się w 2007 roku, a ostatnia, pod tytułem "Pararaj" wiosną 2021 roku. Album został wydany nakładem własnym, z pomocą fanów muzyka. Najnowszy krążek Bajzla promują teledyski do piosenek "Film" oraz "Łza".
Estera Prugar: Kim jest Bajzel?
Piotr "Bajzel" Piasecki: Jestem muzykiem, można powiedzieć, że artystą, który tworzy własne piosenki. Od lat gram solowe koncerty i nagrywam płyty. Zdaje się, że już w 2004 roku odkryłem dla siebie sposób grania na żywo zupełnie samodzielnie przy pomocy zapętlania instrumentów i wokali na żywo. Można powiedzieć, że jestem takim człowiekiem-orkiestrą.
Wydałeś niedawno swoją szóstą płytę "Pararaj", którą nagrałeś przy pomocy słuchaczy, bo – jak przyznałeś na swoich mediach społecznościowych – wytwórnie powiedziały, że nie jesteś w ich "targetach".
Tak, wydaliśmy tę płytę sami dzięki pomocy dobrych ludzi. Wcześniej starałem się znaleźć wytwórnię, bo jedna, z którą współpracowałem zawiesiła działalność, a z kolejną się rozstaliśmy. Od paru lat dostawałem odpowiedzi, że oczywiście, bardzo podoba im się to, co robię, ale gram tak dziwnie, że to nie jest w targecie ich odbiorców.
Co to znaczy, że Twoja muzyka jest "aż tak dziwna"?
Wydałem wcześniej już pięć płyt i ciągle nie jestem ikoną polskiego rock and rolla, więc wytwórnie już chyba po prostu nie wierzą w to, że kolejna płyta może cokolwiek zmienić. Zwłaszcza, że w dzisiejszych czasach albumy słabo się sprzedają, rządzą serwisy streamingowe, gdzie słuchamy muzyki praktycznie za darmo, a artyści i wytwórnie niewiele z tego dostają. Mało osób używa płyt CD, może jeszcze melomani kupią sobie winyle, ale cd-ki wydają się pomału zbędne. A co za tym idzie, wytwórnie nie promują wszystkich artystów, których mają w swoich "stajniach", stawiając głównie na swoich wybrańców, w których pewnie najmocniej wierzą, bo widzą że na nich mogą zarobić. Dlatego postanowiliśmy uczynić wszystko, co w naszej mocy, aby wydać tę płytę samodzielnie i zająć się nią tak dobrze, jak powinna zrobić to dobra wytwórnia, aby mogła dotrzeć do jak największej publiczności.
Skąd brak szerokiej rozpoznawalności?
Może właśnie dlatego, że nigdy nie miałem jednego stałego wydawcy, który porządnie promowałaby każdą moją płytę. Może chodzić również o to, że ludzie wolą muzykę, która jest bardziej charakterystyczna, grana w jednym stylu – u mnie każda piosenka jest trochę inna i może faktycznie dlatego trudniej znaleźć dla niej ten – brzydko nazywany – target.
To, co tworzę jest bardzo kolorowe. Otwarte i szczere. Trochę jak cyrk, który również jest wielobarwny i przerysowany. Tytułowa piosenka z płyty "Pararaj" wprost nawiązuje właśnie do cyrku, wykorzystując jego motywy muzyczne. Kiedy wyczułem ten klimat, to jeszcze bardziej w niego popłynąłem. Album jest taką moją wizją naszego świata – przekolorowaną i przebodźcowaną. Oczywiście, każdy kolejny utwór jest trochę inny, można powiedzieć, że jest to zbiór eklektyczny.
Nie tylko muzycznie, ale również tekstowo, bo między uczuciowością i przemyśleniami w jednej z piosenek pojawia się również tło społeczno-polityczne.
Staram się być artystą wolnym i nie nakładać na siebie ograniczeń, które i tak mam, bo gram sam, co samo w sobie powoduje pewne ograniczenia, ale zawsze powtarzam, że ograniczenie wzmacnia inwencję. Opisuję wszystko, co mnie dotyka i nie cenzuruję samego siebie, ale szczerze mówiąc, nie chciałbym nagrać całej politycznej płyty, bo nie przepadam za ideologią w muzyce.
Natomiast, faktycznie, tym razem wyszła mi jedna taka piosenka, ponieważ zwyczajnie już mnie trafiał szlag. Jak pewnie nas wszystkich, bo żyjemy w rzeczywistości, w której musimy rozmawiać o polityce, znamy nazwiska polityków i tak dalej. Według mnie, w lepszym świecie, w uczciwych politycznych warunkach, w normalnym państwie, nie musielibyśmy się w tę politykę aż tak angażować. A my tu mamy trochę taki polityczny cyrk.
Jesteś artystą walczącym?
Trochę jestem, ale raczej walczę z rzeczywistością i nie chcę wdepnąć w tematy polityczne, bo tym się można ubrudzić. Dla mnie muzykiem walczącym był Bob Marley, ale on robił to w sposób inteligentny – śpiewał o walce z systemem poprzez metafory, nie nawiązując do konkretnych nazwisk i nie obrażając nikogo. Bardziej chodziło mu o uświadamianie ludzi, że system chce ich zniewolić, ale nie uderzał w konkretne osoby czy media. Ja staram się latać ponad tym i patrzeć na świat z dystansem.
Chcę w swoich piosenkach pokazywać różne kolory, bo samo narzekanie spowodowałoby, że nie czułbym się z tym dobrze. To, co piszę często nie dotyka konkretnych problemów, dzięki czemu każdy może je interpretować na własny sposób. Tak się też stało na przykład z piosenką "Łza", która powstała przed pandemią i samotnością ludzi zamkniętych w mieszkaniach. Pisałem ją do konkursu, do którego mój przyjaciel Tomasz Stenzel robił film krótkometrażowy. Całość polegała na tym, że każdy reżyser ma 48 godzin na nakręcenie krótkiego obrazu na zadany temat. Tomek zadzwonił do mnie, mówiąc, że potrzebuje piosenki, która dotyka tematów samotności i nieszczęśliwego związku w czasach apokalipsy – wszystko, co najbardziej smutne. Napisałem taki utwór, a dwa lata później przyszła pandemia i nagle okazało się, że dokładnie w takich czasach żyjemy,
Samospełniająca się przepowiednia?
Trochę tak, ale to wszystko naprawdę nie moja wina!
Jak sobie radzisz z sytuacja pandemiczną?
Mówi się, że artyści mają teraz dużo czasu, aby tworzyć nową muzykę, a mnie się wydaję trochę inaczej: wielu muzyków znalazło po prostu inną pracę albo faktycznie siedzą w domach, ale pisząc wnioski o pomoc finansową, bo nie mają z czego żyć. Ja też to odczułem. Nie ma zbyt wiele czasu na tworzenie, bo wypełniamy papiery, polujemy na dofinansowania, brnąc w tragicznej biurokracji zastanawiając się, czy nie trzeba będzie szukać innej pracy. Czasami nie ma wyjścia i ja też, jeśli nie byłoby już co do garnka włożyć, to również będę o tym myślał. Ostatnio nawet miałem pomysł, żeby robić domowe sushi i rozwozić po znajomych.
Zobaczymy, kiedy będzie można zacząć grać koncerty. Pewnie takie mniejsze jak rok temu uda się już latem zagrać, ale dużych festiwali raczej nie będzie.
Poza obostrzeniami inną kwestią jest też publiczność – myślałeś o tym, czy pandemia nie spowodowała tego, że dla wielu osób wyjście na koncert straci na atrakcyjności i nie będzie też pierwsze na liście wydatków?
Kultura zawsze była trochę na uboczu. Za czasów Mozarta nie było tak, że każdy chodził do opery i nie każdy był zainteresowany sztuką ambitną. Dopiero po kilkuset latach dostrzegamy, że ona była, ale przecież nie każdy w niej uczestniczył. Dzisiaj jest tak samo, a kultura wyższa cały czas gdzieś tam sobie jest. Tak naprawdę teraz żyjemy w maszynce do zarabiania pieniędzy, a sztuka jest przez nią zamieniana w produkt łatwy i przystępny - taki, który się sprzeda. Ambitne rzeczy powstają często poza tym systemem i nie mają dostępu do głównych środków przekazu.
Ludzie potrzebują jeść i pracować, a muzyka czy kultura chodzą sobie swoimi ścieżkami. Firmy, które zajmują się jej promowaniem tworzą tabelki, do których wsadzają wytyczne związane z zapotrzebowaniem publiczności, a potem na tej podstawie wychodzi np. że zamiast muzyki, nastolatkowie wolą oglądać na MTV programy randkowe. Show biznes zarabia na tym, co się najbardziej sprzedaje, a fakt, że to już nie jest kultura, a tania rozrywka jest drugorzędny.
Ciebie show biznes nigdy nie kusił?
Mnie nigdy nie chodziło o wielką sławę. Chciałbym, aby moja muzyka docierała do publiczności, po prostu – jeśli tworzę piosenki, to potem stajemy na rzęsach, żeby zrealizować do tego jak najlepsze teledyski i chciałbym, aby one miały szansę dotarcia do jak największej liczby osób. Natomiast na pewno nigdy nie chciałem przeinaczać swojej muzyki tylko po to, by weszła w koniunkturę dzięki czemu będzie puszczana w komercyjnych radiach. Nie gram disco-polo, mimo że ma miliony wyświetleń.
Tworzę to, co czuję, a czuję się niestety artystą, nawet jeśli w dzisiejszych czasach może to być traktowane, jako brzydkie słowo, bo teraz praktycznie każdego wykonawcę nazywa się artystą. Nie staram się na siłę wbić w jakiś nurt i podłapać te "targety".
A jakbyś zareklamował się tym, którzy jeszcze o Bajzlu nie słyszeli?
Jeśli lubią państwo muzykę, to proszę sobie włączyć i posłuchać mojej w internecie. Jeśli da państwu szczęście, to mam nadzieję, że sobie co jakiś czas państwo te płyty włączycie. Zapraszam też na koncerty, kiedy już będzie można przyjść, pobawić się. A może jakiś tekst mojej piosenki państwa poruszy, pobudzi do refleksji lub przypomni o jakiejś ulotnej chwili lub pozwoli o czymś zapomnieć.
Bajzel różni się czymś od Piotra Piaseckiego?
Chyba tak, bo jestem z natury nieśmiałym człowiekiem, a zawsze chciałem być bardziej śmiały. Mieć tupet, jak moi niektórzy koledzy, którzy potrafią mówić wszystko wprost, a ja jestem raczej introwertykiem. Kiedy zacząłem grać koncerty solowe, to nie mogłem wychodzić na scenę i mówić: proszę państwa, ja się wstydzę. Napisałem wtedy taki przekaz dla siebie samego, w którym wytłumaczyłem sobie, że jestem tylko przekaźnikiem piosenek – wchodzę na scenę po to, żeby przekazać publiczności to, co stworzyłem, a co oni z tym później zrobią, to jest ich sprawa, ale ja nie mogę w takiej chwili koncentrować się na tym, że wszyscy się na mnie patrzą. Muszę być otwarty, więc chyba faktycznie delikatnie się przeistaczam.
Bajzel gra muzykę, a Piotrek siedzi w domu i komponuję te piosenki. Wiadomo, że Bajzel też je tworzy, ale już na scenie, na której musi być dynamitem, pełnym przeróżnych energii.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Mathew Schroeder