|

Rok wielkich skrajności

Kino w czasach pandemii
Kino w czasach pandemii
Źródło: fot. Anna Rezulak/FPFF

Polska kinematografia w 2020 rok wchodziła z wielkimi sukcesami i olbrzymimi nadziejami. A potem z powodu pandemii zamknięto kina. Jak w roku wyzwań radziły sobie polskie filmy i festiwale filmowe? Jaka czeka je przyszłość? Komentarz Tomasza Kolankiewicza, filmoznawcy i historyka filmu, od września dyrektora artystycznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Pandemia wywróciła w kinie wszystko do góry nogami: największe festiwale, z legendarnym francuskim Cannes na czele, odwołały się lub przeszły w formułę hybrydową, lub w pełni online; odsuwano premiery lub wprowadzano filmy bezpośrednio na platformy streamingowe z pominięciem festiwali i kin. Słowem: całkowitej zmianie lub zamrożeniu uległ znany dotychczas cykl producencko-dystrybucyjny.

Od bileterów po reżyserów Hollywood

Dla pełnego podsumowania 2020 roku w kinach z pewnością potrzeba jeszcze czasu, ale żeby ocenić, jak ważna to może być zmiana; warto przypomnieć, że produkcja filmowa jest wielkim międzynarodowym biznesem, ważnym elementem nie tylko kultury, ale szerzej -  całego segmentu "spędzania wolnego czasu". Te zmiany dotyczą więc zarówno miliardów dolarów, jak też pracy wielu tysięcy osób na całym świecie, od ekip filmowych (czyli aktorów i reżyserów, wyspecjalizowanych firm dostarczających catering na plany, wypożyczalni sprzętu, wielkich sektorów związanych z postprodukcją, itd.) po pracowników kin (znów, nie tylko kinooperatorów i właścicieli kin studyjnych, ale również bileterów oraz pracowników multipleksów), a także przyzwyczajeń miliardów widzów na świecie.

1103N366XR PIS DNZ WILCZA
11.03.2020 - odwołane imprezy masowe, zamknięte kina, teatry i muzea - po raz pierwszy w 2020 roku
Źródło: TVN24

Cała armia twórców pracowała dotychczas w trybie: produkcja filmu, dystrybucja festiwalowa, kina, blue ray/dvd, platformy online, płatne telewizje, telewizje ogólnodostępne. Model kaskadowy - na każdym etapie dystrybucji producenci i dystrybutorzy zarabiali pieniądze, przy części z nich płynęły one także poprzez tantiemy do twórców. Oczywiście to model dla filmów celujących zarówno w obieg festiwalowy, jak i szeroką dystrybucję kinową. Rzecz jasna powstają też produkcje kierowane bezpośrednio do telewizji lub na platformy online, pozostawmy je jednak na boku.

Pandemia i zamknięcie kin podały w wątpliwość możliwość utrzymania tego modelu. Oczywiście nie jest to nowy problem, COVID-19 tylko przyspieszył obserwowane od kilku lat zmiany trendów, wynikające z coraz silniejszej ekspansji portali online – z wiodącymi na światowym rynku HBO GO, Netflixem i Amazon Prime. W tym roku miał jednak miejsce przełom, najpierw jeden z głównych producentów ogłosił, że "okno kinowe" ogranicza ze zwyczajowych 30 dni do zaledwie 17, później inny, że wielkie premiery, z "Jamesem Bondem" i "Diuną" na czele wypuści w 2021 równolegle do kin oraz na nowo powstającą platformę streamingową.

Z powodu pandemii powstał wielki nawis filmów czekających na premierę, trwają prace nad tym, żeby po otwarciu kin wszystkie produkcje się możliwie jak najlepiej zwróciły. Żeby nie kanibalizowały się nawzajem. Równocześnie padają zapewnienia, że to zmiany tymczasowe… Nie ukrywam, że nie bardzo wierzę w tymczasowość tych zmian. W Hollywood od dłuższego czasu trwa dyskusja na temat tego, jak zmaksymalizować wpływy, model kaskadowy ma ustąpić wodospadowi: filmy wprowadzane będą od razu na różnych polach dystrybucyjnych. Ma to ułatwić promocję i zapewnić większe przychody przy rosnącej coraz szybciej podaży (w USA do kin trafia co tydzień 4-8 premierowych filmów).

JUSTYNA 3
Premierę "Czarnej wdowy" ze Scarlett Johansson przesunięto o rok - na maj 2021 r.
Źródło: Disney

Momenty zmieniające wszystko już były. Wzmacniały kino

Jak te informacje mają się do sytuacji w Polsce? Kalendarze polskich kin, zarówno multipleksów, jak i kin studyjnych układane są z uwzględnieniem zagranicznych hitów, nikt nie chce wprowadzać nowego polskiego filmu w ten sam piątek, kiedy na ekran trafia Bond... Gdy po pierwszym lockdownie otwarto kina, publiczność nie wróciła do nich masowo - nie tylko w wyniku lęku przed chorobą (akurat w kinach nie odnotowano póki co zachorowań), ale właśnie z powodu braku atrakcyjnych premier, przesuwanych na lepsze czasy.

Czeka nas więc z pewnością duża zmiana w sposobie dystrybucji i - co za tym idzie - także produkcji filmów.

Niektórzy wieszczą wręcz śmierć kina, jakie znamy. Jako historyk kina mam nadzieję, że te przepowiednie się nie sprawdzą. Myślę tak z dwóch powodów: po pierwsze, zawsze polegało ono na pokazach dla większej liczby widzów. Symboliczna data początku kinematografii - 28 grudnia 1895 - to nie data produkcji pierwszego filmu, ale właśnie pierwszego biletowanego pokazu dla zbiorowej publiczności. Po drugie, w 125-letniej historii kina tego rodzaju momentów zmieniających wszystko było już na szczęście kilka i z każdego z nich wychodziło ono wzmocnione. Tak było przy przełomie dźwiękowym, przy upowszechnieniu telewizji czy ostatnio - przy odejściu od taśmy na rzecz realizacji cyfrowej.

Tak, świat się zmienia, niemal każdy z nas 24 godziny na dobę nosi swój osobisty ekran przy sobie, ekrany otaczają nas z każdej strony. Powoduje to oczywiście też zmiany w kinie. Format dla młodszych osób to już nie 16:9 - poziomy, a 9:16 - pionowy. Tak jak ekran ich smartfona. Powstają już od jakiegoś czasu filmy i seriale "instagramowe" właśnie w tym formacie. Wierzę jednak, że kino to przetrwa. To ważne także dlatego, że współudział w kulturze - a wspólne oglądanie dzieł audiowizualnych pozostaje najpopularniejszą formą tego współudziału - jest ważnym budulcem więzi społecznych, jedną z podstaw kształtowania współczesnego demokratycznego społeczeństwa obywatelskiego. Wierzę, że przy wynikającym z wielomiesięcznego zamknięcia i odosobnienia w domach kryzysie relacji społecznych kino będzie bardzo ważnym elementem walki o powrót do normalności. Nie tylko w wymiarze osobistym, ale właśnie społecznym.

Od "okienka pogodowego" do "okienka pogodowego"

A jak wyglądał rok 2020 w polskim kinie? Był z pewnością rokiem wielkich skrajności. Wchodziliśmy w niego zbudowani rekordową frekwencją w kinach w roku 2019. Nasze filmy, po raz pierwszy w historii, dostały się na wszystkie najważniejsze festiwale filmowe: Berlinale, Cannes, Wenecję, słowem: wielki sukces i olbrzymie nadzieje. Czas i pandemia stopniowo weryfikowały ten optymistyczny początek. Festiwal w Cannes się odwołał, Wenecja odbyła się przy bardzo małym udziale publiczności. "Sala samobójców. Hejter", opromieniona tryumfem na Tribece, w polskich kinach obecna była wyłącznie przez kilka dni – z powodu zamknięcia kin niemal od razu trafiła do obiegu VOD.

"Sala samobójców. Hejter" to z pewnością jeden z najważniejszych filmów 2020 r.
Źródło: TVN24

Premiery kolejnych filmów odsuwały się w czasie. Jednak kilka skorzystało z krótkiego "okienka pogodowego" – latem i wczesną jesienią odbyły się premiery ważnych filmów przedstawicieli młodego pokolenia w polskim kinie: Jana Holoubka "25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy" i Piotra Domalewskiego "Jak najdalej stąd".

Wkrótce niestety znów zamknięto kina i na kolejne premiery, zwłaszcza wyczekiwanych "Śniegu już nigdy nie będzie" Małgorzaty Szumowskiej, "Sweat" Magnusa von Horna czy "Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego, poczekamy do ponownego otwarcia kinowych sal. Kiedy ono nastąpi? Być może pod koniec stycznia, może dopiero w lutym lub marcu…

holoubek
Jan Holoubek o filmie "25 lat niewinności. Historia Tomasza Komendy"
Źródło: TVN24

Jak pandemię przetrwały polskie festiwale filmowe? Pierwszy zderzył się z nią szacowny Krakowski Festiwal Filmowy. Jego twórcy postanowili przenieść imprezę całkowicie do sieci. Dzięki temu dostęp do kina dokumentalnego i krótkich filmów dostali nie tylko stali bywalcy imprezy, ale też publiczność w całej Polsce. Festiwal skończył się sukcesem. Zapadła też decyzja o przeniesieniu Nowych Horyzontów na jesień i połączenie go z American Film Festival. Latem i wczesną jesienią odbyły się dwie ważne, także w skali światowej, imprezy: Millenium Docs Against Gravity oraz Warszawski Festiwal Filmowy. Ten pierwszy skończył się wielkim sukcesem frekwencyjnym, w kinach mimo obostrzeń obejrzało go ponad 60 tysięcy widzów, co stawia go w awangardzie wszystkich tegorocznych światowych wydarzeń filmowych! Festiwal zaproponował też swoją platformę online – znów wielki sukces frekwencyjny. Przyspieszyło to wprowadzenie przez Docsy pod koniec roku własnej platformy streamingowej, skupionej głównie na ambitnym kinie dokumentalnym.

Warszawski Festiwal Filmowy odbył się przy limicie jednej czwartej publiczności i postanowił nie wychodzić do sieci. Jego publiczność była więc siłą rzeczy znacznie ograniczona. Kolejne ważne imprezy: Camerimage, wspomniane Nowe Horyzonty i American Film Festival, Pięć Smaków - wszystkie przebiegały już przy zamkniętych kinach, wyłącznie w sieci. Wszystkie (zwłaszcza Horyzonty i AFF) odnotowały bardzo wysoką frekwencję. I bardzo ciekawe interakcje publiczności. Pokazuje to ponad wszelką wątpliwość, że ludzie potrzebują festiwali także po to, żeby być razem. Nawet, jeśli z okazji obostrzeń, wyłącznie w sieci.  

Polska kinematografia jest "silna siłą swoich twórców"

Początek mojej pracy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przypadł więc na rok pełen sprzeczności. Od samego początku moja praca była głównie skoncentrowana nie na wprowadzaniu nowych pomysłów czy zapowiedzianej w moim programie reformy, ale raczej na próbach zapanowania nad chaosem wynikającym z ciągle zmieniających się obostrzeń i wytycznych pandemicznych. Wpłynęły one też oczywiście na samą produkcję filmów: w tym roku w konkursowej selekcji, zamiast około 50 zgłoszonych filmów, było ich 30. W konkursie krótkometrażowym, zamiast 120, tylko około 80. Całe szczęście, że nie wpłynęło to zupełnie na poziom konkursów. Zgłoszone filmy prezentowały bardzo wysoką jakość artystyczną.

Zabij to i wyjedź z tego miasta
"Zabij to i wyjedź z tego miasta" to wielki zwycięzca 45 FPFF w Gdyni
Źródło: FPFF w Gdyni

Kolejne zmiany pandemiczne powodowały kolejne zmiany decyzji w kwestii festiwalu: od odwołania go całkowicie, przez przywrócenie i przeniesienie na zimę, planowanie formuły hybrydowej, aż po przeniesienie go do sieci. Ta ostatnia decyzja zapadła zaledwie kilka tygodni przed festiwalem, stawiając cały zespół w bardzo trudnej pozycji. Przez dłuższy czas planowaliśmy bowiem organizację w trakcie festiwalu jego replik w kinach w całej Polsce. Miało to na celu zmniejszenie przemieszczania się publiczności i zarazem udostępnienie filmów widzom w kraju. Niestety, zamknięcie kin pokrzyżowało te plany. Z powodu specyfiki Gdyni nie było możliwości prezentacji konkursowych filmów szerokiej publiczności w sieci. W przeciwieństwie do festiwali dokumentalnych czy światowego kina artystycznego - czyli imprez prezentujących filmy w przytłaczającej większości niemające w Polsce szerokiej dystrybucji kinowej - w Gdyni w konkursie mamy wyłącznie takie filmy. Albo premierowe, liczące jeszcze na wpływy z kin, albo takie, które już są dostępne w sieci i mają podpisane umowy na dystrybucję na tym polu. Festiwal miał więc w tym roku formułę znacznie okrojoną.

Rozmowy z twórcami oraz wydarzenia branżowe i towarzyszące odbyły się wyłącznie online, prezentacja filmów dla szerokiej publiczności, czyli wspomniane repliki, odbędzie się dopiero po otwarciu kin. Niemniej nasza gdyńska platforma sprawdziła się, z pewnością zostanie z nami także w przyszłości. Spełniona została ważna rola festiwalu: przyznano nagrody, stawka była bardzo silna, pierwszy raz główną nagrodę - Złote Lwy - zdobył pełnometrażowy film animowany "Zabij to i wyjedź z tego miasta" Mariusza Wilczyńskiego, media dużo mówiły o polskich produkcjach, przykładając się niewątpliwie do ich popularyzacji.

Wilczyński: pomyślałem, że to jest moment, by zrobić film, w którym rozliczę swoje problemy
Źródło: TVN24

Jaki obraz polskiego kina w roku 2020 wyłania się z gdyńskich filmów? Na pewno widać zauważalną już od paru lat zmianę pokoleniową. Na 14 konkursowych filmów aż 10 to debiuty lub filmy drugie. Poziom konkursu krótkometrażowego, prezentującego głównie filmy młodych, wchodzących w zawód, był niesłychanie wysoki. Wśród twórców i twórczyń widać już przynajmniej kilka osób gotowych na pełnometrażowy debiut, to niesłychanie budująca sytuacja. Polskie kino jest też z pewnością jedną z ciekawszych europejskich kinematografii, silną przede wszystkim siłą swoich twórców i twórczyń. Kinematografią z coraz silniejszą pozycją nie tylko w Europie, ale też na świecie. Przykładem tego jest nie tylko obecność naszych filmów na ważnych festiwalach, nominacje do Europejskich Nagród Filmowych itd., ale też nadanie prezydentury Europejskiej Akademii Filmowej Agnieszce Holland. Wpływ na to ma też z pewnością funkcjonujący już od przeszło 15 lat Polski Instytut Sztuki Filmowej - instytucja, która podźwignęła polskie kino z zapaści.

Ten rok kończy informacja o tym, że debiutancki "Prime Time" Jakuba Piątka zaprezentowany zostanie na prestiżowym festiwalu w Sundance. Patrząc na listę filmów, do których udało się ukończyć zdjęcia lub są one realizowane - od "Innych ludzi" Aleksandry Terpińskiej na podstawie książki Doroty Masłowskiej, tegorocznej gdyńskiej jurorki, przez "Broad Peak" Leszka Dawida, "Bo we mnie jest seks" Katarzyny Klimkiewicz o Kalinie Jędrusik, "Żeby nie było śladów" kolejnego gdyńskiego jurora Jana P. Matuszyńskiego na podstawie książki Cezarego Łazarewicza o sprawie Przemyka, po wyczekiwane "W2" Wojciecha Smarzowskiego - możemy być spokojni o ciekawe propozycje w przyszłym roku. Oby tylko jak najszybciej móc oglądać je w kinie.

Czytaj także: