Robert C., oskarżony o prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i spowodowanie śmierci jednej osoby, trafi do więzienia na 12 lat - zadecydował we wtorek kielecki sąd. C. w listopadzie zeszłego roku wjechał samochodem w przystanek autobusowy. W wyniku odniesionych obrażeń zginęła 77-letnia kobieta.
Dodatkowo 52-letni Robert C. ma wypłacić osobom poszkodowanym w wypadku nawiązki w wysokości od dwóch do 10 tysięcy złotych, a także wpłacić pięć tysięcy na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. Sąd orzekł również dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych dla oskarżonego. Wyrok jest nieprawomocny.
Robert C. odpowiadał za prowadzenie samochodu pod wpływem alkoholu i za sprowadzenie w tym stanie katastrofy w ruchu lądowym z następstwem w postaci śmierci jednej osoby. Podczas badania alkomatem tuż po wypadku mężczyzna wydmuchał prawie trzy promile alkoholu.
"Nie patrzyłem na licznik"
Robert C. podczas złożonych w trakcie postępowania wyjaśnień stwierdził, że przed zdarzeniem pił alkohol oraz zażywał silne leki uspokajające.
- Samochód był po naprawie i chciałem go sprawdzić. Byłem ciekawy, jak się sprawuje po naprawie. (…) Jadąc ulicą Grunwaldzką nie miałem żadnych problemów, nie patrzyłem na licznik, ale mogłem jechać około 60, 70 km/h – zeznał wówczas mężczyzna.
W trakcie rozprawy, która ruszyła w połowie sierpnia, Robert C. ponownie przyznał się do popełnienia zarzucanych mu czynów i odmówił składania wyjaśnień. Wyraził także skruchę, tłumacząc, że "bardzo żałuje tego, co się stało". - Chciałbym przeprosić wszystkich, którzy ucierpieli. Nie cofnę czasu – powiedział wówczas oskarżony.
"Zaczął przepraszać"
W procesie sąd przesłuchał ośmiu świadków. Jednym z nich był policjant, który przyjechał na miejsce wypadku.
- Kiedy przyjechaliśmy, oskarżony stał przy drzwiach wejściowych do samochodu od strony kierowcy. Ludzie krzyczeli, że to on kierował autem. (…) Rozpytywaliśmy go, jak to się stało, stwierdził, że chciał sobie "przygazować" samochód. Przyznawał, że to on kierował samochodem i oprócz niego w aucie znajdowali się też inni pasażerowie – zeznał świadek. Dodał, że później do mężczyzny zaczęło dochodzić to, co zrobił i zaczął przepraszać.
Obrońca chciał łagodnej kary
Podczas mów końcowych prokurator Michał Zatoński podkreślił, że z zeznań świadków wynika, że to zdarzenie pozostawiło u nich dużą traumę. Argumentował, że nie był to zwykły wypadek, tylko katastrofa, w której zginęła jedna osoba. Wniósł o wymierzenie oskarżonemu 14 lat więzienia, dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych, wypłacenie co najmniej 10 tys. zł nawiązki pokrzywdzonym oraz przekazanie 8 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym i Pomocy Postpenitencjarnej.
Obrońca Roberta C. wniósł o łagodny wymiar kary, tłumacząc, że oskarżony zdaje sobie sprawę z popełnionego czynu, o czym świadczy to, że w trakcie procesu mężczyzna przeprosił wszystkie pokrzywdzone osoby.
Autor: wini / Źródło: TVN24 Kraków / PAP
Źródło zdjęcia głównego: Straż Miejska Kielce