Przedsiębiorcy z Podkarpacia i Małopolski chcą walczyć o zmianę lub złagodzenie unijnej dyrektywy dotyczącej wędzonych wędlin. Właściciele ponad 120 firm mięsnych utworzyli właśnie stowarzyszenie, które ma zadbać o ich interesy: – Nikt inny o nas nie dba. Zrobimy to sami – zapowiada Stanisław Jarosz z Pilzna, właściciel zakładów mięsnych.
Przedsiębiorcy zrzeszeni w Stowarzyszeniu Obrony Wędlin Tradycyjnie Wędzonych chcą udowodnić, że ich produkty są nie tylko smaczne, ale też zdrowe. – Potrzebujemy tylko czasu – zapewnia w rozmowie z tvn24.pl Stanisław Jarosz, przedsiębiorca tradycyjnie wędzący wędliny na Podkarpaciu.
Spóźniona reakcja
Czasu jednak nie ma, bo unijna dyrektywa, która reguluje zawartość substancji smolistych w żywności ma wejść w życie już we wrześniu. Wędliniarze skarżą się, że Ministerstwo Rolnictwa nie zadbało o ich interesy i nie informowało o sprawie, gdy był jeszcze czas na negocjacje.
Unijne rozporządzenie zostało opublikowane jeszcze w 2011 roku. W trakcie prac nad jego przyjęciem Polska nie zgłaszała zastrzeżeń i nie przekazała żadnych badań.
– O niczym nie wiedzieliśmy, więc żadnych badań nie dostarczyliśmy – oburza się Jarosz i przywołuje przykład Łotwy, która przestawiła swoje badania, bo jak mówi, był w to zaangażowany rząd. – Tam komuś na tym zależało. U nas obudzili się za późno – dodaje rozżalony przedsiębiorca.
Ministerstwo łagodzi
We wtorek z przedsiębiorcami, którzy obawiają się upadku swoich firm, spotkał się wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk. Przyznał, że sprawa została przez Polskę zaniedbana: - Wszyscy mamy za uszami. W roku 2005 i 2006 Polska miała przedstawić wyniki badań. Na 10 tysięcy wyników dostarczonych przez 18 krajów Unii Europejskiej Polska nie przedstawiła żadnych - cytuje ministra Radio Kraków.
Nalewajk nie przekreśla szans, że sprawę da się jeszcze pozytywnie załatwić. Zwrócił się dlatego do przedsiębiorców o przeprowadzenie badań stężenia szkodliwych substancji, których wyniki mają zostać opracowane i przedstawione w UE. Tłumaczył, że do rozmów z komisją Europejską potrzeba konkretnych danych.
Przedsiębiorcy nie dowierzają
– Badaliśmy swoje wędliny na własną rękę w atestowanych punktach, a teraz się okazuje, że badania muszą wykonać specjalne laboratoria. Nikt nam o tym nie powiedział i wszystkie wydane pieniądze poszły w błoto, a czasu jest coraz mniej – oburza się Jarosz.
Według dyrektora Polskiej Federacji Producentów Żywności Andrzeja Gantnera, opóźnienia przekreślają szanse wędliniarzy na zachowanie swoich wyrobów. - Był czas na ustosunkowanie się do nowych przepisów, ale jednak Polska tego nie zrobiła. Nie zostały także zmienione technologie produkcji wędlin. Dotyczy to m.in. producentów, którzy wędzą swoje wyroby tradycyjnymi metodami, czyli w komorach opalanych drewnem - mówił Gantner. Jego zdaniem będzie to teraz praktycznie niemożliwe.
„Farbowane kiełbasy zastąpią tradycyjne”
Zdaniem wędliniarzy koncerny chcą wykorzystać unijne normy do zabicia konkurencji stosującej tradycyjne receptury.
- Nie da się uzyskać smaku, zapachu i wyglądu tradycyjnej polskiej kiełbasy bez wędzenia dymem - zarzekają się producenci wędzonek. Odrzucają twierdzenia ekspertów wielkich firm, że zaostrzone unijne normy zawartości substancji smolistych w żywności nie zagrażają tradycyjnym polskim produktom.
Ministerstwo Rolnictwa chce szkolić producentów
Jeszcze w połowie stycznia minister rolnictwa Stanisław Kalemba mówił, że zmiany unijne przepisów dotyczą najwyższych dopuszczalnych poziomów. Dlatego nie należy się obawiać całkowitego zakazu wędzenia wędlin i mięsa. Resort rolnictwa pomoże zorganizować cykl szkoleń dla producentów wędlin, by podczas wędzenia nie przekraczali surowszych norm dotyczących zawartości szkodliwych substancji.
Problem w tym, że wędzenie zalecane przez ministerstwo nijak się ma do tradycyjnego wędzenia na południu Polski, o które walczą wędliniarze. - Profesorowie z północy przekonują, że można wędzić wędliny w preparacie dymu. Może i można, ale jak to smakuje? – pyta retorycznie Stanisław Jarosz, którego rodzina od pokoleń wędziła wędliny nad dymem drzewnym.
- Ich sposoby, są niezgodne z naszą tradycją, a mięso, które powstaje po takim „podwędzaniu” jest niesmaczne – kwituje przedsiębiorca. Zapewnia, że przedsiębiorcy na własną rękę przeprowadzają badania i próby, które mają na celu obniżenie zawartości rakotwórczych substancji w wędlinach. – Udało się nam zmniejszyć zawartość benzopirenu, ale w dalszym ciągu nie na tyle, żeby odpowiadało to normą unijnym – wyznaje Stanisław Jarosz.
Na 5 lutego zostało zaplanowane spotkanie w Ministerstwie Rolnictwa z producentami wędzonych wędlin. Mają w nim wziąć udział szef resortu rolnictwa, minister zdrowia i Główny Lekarz Weterynarii – informuje wiceminister rolnictwa Tadeusz Nalewajk.
Autor: koko/kwoj / Źródło: TVN24 Kraków /PAP/ Radio Kraków
Źródło zdjęcia głównego: TVN24