Rolnik z Podkarpacia od kilku tygodni na konto bankowe dostawał przelewy na duże kwoty. Choć prowadzi spore gospodarstwo, od razu zorientował się, że gotówka nie pochodzi od jego kontrahentów. Gdy ustalił prawowitego właściciela pieniędzy, zwrócił je. - Słowa "dziękuję" nie usłyszałem - mówi.
O sprawie jako pierwszy napisał lokalny portal nowiny24.pl. Nam udało się porozmawiać z bohaterem historii.
– Pewnego dnia pobierałem pieniądze z bankomatu, wtedy na koncie zobaczyłem dodatkową kwotę: 100 tys. złotych. Jako, że prowadzę duże gospodarstwo i nasze obroty bywają spore, to ta kwota na początku nie wzbudziła mojego zdziwienia – relacjonuje Stanisław Sawa, właściciel gospodarstwa rolnego w Skołoszowie (woj. podkarpackie) dodając, że "coś go tknęło" i sprawę postanowił wyjaśnić w swoim banku.
Szukał właściciela
Tam zobaczył historię operacji swojego konta. Nadawcy przelewów byli różni, a wpłaty indywidualne. Pan Sawa sprawę postanowił wyjaśnić, a wtedy stan jego konta zaczął rosnąć. W sumie na jego konto trafiło 9 przelewów na łączną kwotę 420 tys. złotych.
- Jestem tylko rolnikiem, nie wiedziałem co robić. Zacząłem ustalać, co łączy wszystkie podmioty nadające przelewy. Pomagali mi sołtys wsi Święte i radny gminy Radymno – relacjonuje Sawa. Dodaje też, że bał się, że niespodziewany napływ gotówki nienależącej do niego może sprowadzić na niego kłopoty. – Sprawą mógł się zainteresować urząd skarbowy, to mogły być też jakieś brudne interesy – mówi.
Podali jego numer konta
Ostatecznie udało się ustalić, że wszyscy nadawcy przelewów współpracowali ze Spółdzielnią Producentów Zbóż i Rzepaku "Farmer". Rolnik odkrył, że ta jako numer swojego konta bankowego ma wpisany numer należący do niego. – To prawdopodobnie błąd pracownika. Raz sprzedawałem do spółdzielni przyczepę zboża, prawdopodobnie numer mojego konta mieli do tamtej transakcji – tłumaczy Sawa.
O sprawie od razu poinformował pracownika spółdzielni, oddał też pieniądze. W rozmowie z portalem tvn24.pl przyznaje, że spodziewał się tylko podziękowań. – Nie chciałem nic dla siebie, choć uczciwie oddałem cudzą własność. Myślałem, że chociaż prezes zaprosi mnie na spotkanie i podziękuje – zaznacza Sawa dodając, że cała sprawa kosztowała go sporo nerwów i zachodu. – Poświęciłem tydzień czasu, by całą sprawę wyjaśnić – zaznacza.
"Dziękuję" nie usłyszał
Tymczasem postawa zarządu spółdzielni wprawiła w rolnika w zdumienie. Jak twierdzi słowa "dziękuje" od zarządu nie usłyszał, a jeden z dyrektorów zarządu na spotkaniu miał zapytać rolnika "czego ten oczekuje". – Nie wiem skąd ta buta – mówi Sawa.
Ze spółdzielnią "Farmer" udało się porozmawiać portalowi nowiny24.pl.
"Łaski nie robi"
- Jedna z firm, z którymi współpracujemy, poinformowała nas, że mamy podany błędny numer konta bankowego. Pan Sawa łaski nie robi, tylko oddaje pieniądze, które przez pomyłkę trafiły na jego konto - tłumaczy w rozmowie z lokalnym portalem Władysław Fedan, prezes spółdzielni.
Sawa z tymi słowami się nie zgadza. – To nie jedna z firm poinformowała spółdzielnie, ale ja – podkreśla w rozmowie z nami.
Tymczasem prezes spółdzielni przyznaje lokalnym dziennikarzom, że jego pracownik popełnił błąd. - Napisaliśmy oświadczenie, że pomyłka wynikła z naszej winy i w razie nieprzyjemności, jakie by mogły spotkać pana Stanisława Sawę, będziemy się za niego tłumaczyć przed organami kontrolującymi – mówi, i dodaje: "ten pan, nie wiadomo dlaczego, zwlekał ze zwrotem całej sumy".
- Cała ta sprawa pokazuje, że nie warto być uczciwym. Oddałem pieniądze od razu, gdyby oni chcieli sami wyjaśniać sprawę to mogło im to zająć znacznie więcej czasu – komentuje Sawa w rozmowie z nami.
Autor: mmw/kv / Źródło: TVN24 Kraków / nowiny24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24